piątek, 1 listopada 2013

13. Odnaleziona.


Było mi zimno, padał deszcz i nie pomagał fakt, że Billowi włączył się tryb paniki. Szedł za mą z latarką i panikował co oznaczało, że nie nadawał się w tej chwili do niczego, a ja byłam zdana wyłącznie na siebie. Minęliśmy starą i opuszczoną kamienicę po czym skręciliśmy w lewo gdzie znajdowała się brama do miejskiego parku
-Ok Bill teraz się rozdzielamy- powiedziałam pewnym tonem chociaż zdawałam sobie sprawę, że moja decyzja może być opłakana w skutkach bo równie dobrze może się okazać, że będę latać po tym parku i szukać nie tylko Zuzy ale także Billa
-ale…-chłopak spojrzał na mnie tak jakbym postradała zmysły
- żadnych ale- oddzielnie mamy większą szansę na znalezienie jej szybciej powiedziałam
- ty szukasz odtąd do fontanny na rogu a ja do wzgórza, jeżeli któreś z nas ją znajdzie, zadzwoni do drugiego- powiedziałam po czym poszłam w stronę alejki, po której obydwie biegałyśmy za każdym razem, gdy odwiedzałam Zuzę nie minęło dwadzieścia minut gdy komórka znajdująca się  kieszeni moich zielonych dresowych spodni zaczęła wibrować szybko wyciągnęłam ją i bez patrzenia na wyświetlacz wcisnęłam zieloną słuchawkę
- znalazłeś?- zapytałam z nadzieją w głosie
-tak…- powiedział Bill jakimś dziwnym tonem- ale mamy pewien problem więc jakbyś mogła tu przyjść bo…
- jak to problem, Bill gdzie jesteście, co z Zuzą, nic jej nie jest- teraz to mi włączył się tryb awaryjny poczułam że ziemia osuwa mi się z pod nóg i zaczęłam szybciej oddychać
- yyy Maja?- dotarł do mnie głos Billa- spokojnie nic jej nie jest po prostu…- przerwał a ja w tle usłyszałam chichot Zuzy po czym dodała coś o zielonych krowach i nastąpiła kolejna salwa śmiechu- wstawiona- dokończył po czym dokładnie wytłumaczył mi gdzie znalazł moją przyjaciółkę

Wreszcie znalazłam tą dwójkę  Zuza siedziała na ziemi w upapranym ziemią fioletowym dresie a obok niej leżało kilka butelek taniego wina właśnie bełkotliwie starała się coś wytłumaczyć swojemu narzeczonemu, który niezdarnie starał się przekonać ją do wstania z zimnej ziemi i pójścia z nim do domu
- ale ty nicnierozumisz – wybełkotała i zrobiła prawdopodobnie w jej mniemaniu inteligentną minę- janie mogę z tobą nigdzie iść bo cienieznam- dodała a chłopak się załamał obrócił się w moją stronę i skazał wzrokiem na dziewczynę po czym bezgłośnie powiedział ratuj. Podeszłam do dziewczyny po czym jednym sprawnym ruchem złapałam ją za ramię i poderwałam do góry
- Zuza misiu ten dżentelmen jest twoim narzeczonym a za parę dni bierzecie ślub i dobrze by było, żebyś do tego czasu nie podłapała grypy albo zapalenia pęcherza - powiedziałam po czym machnęłam na Billa by złapał ją za drugie ramię
- ja wyczhodzę zamąż?- zapytała z szeroko otwartymi oczami- no może mi powiesz jeszczeżeza niego- wskazała na Kaulitza nie zdając sobie kompletnie sprawy z tego co przed chwilą do niej powiedziałam
- tak właśnie za niego- powiedziałam i mocniej złapałam ją za ramię mając cichą nadzieję, że w końcu zaśnie. Miałam również nadzieję, że Bill za bardzo nie przejmie się jej paplaniną
-no ty se chyba jaja robisz- wybuchła śmiechem – a ja myślałam że to Martin- Bill spojrzał na nią z rządzą mordu więc musiałam wkroczyć do akcji bo mało brakowało a do żadnego ślubu by nie doszło
- Zuza to zdecydowanie nie było Martini tylko jakieś tanie wino- powiedziałam z wymuszonym śmiechem- a tyle razy ci powtarzałam, że nie należy kupować taniochy w monopolowym- pokręciłam głową z niedowierzaniem Bill albo był taki głupi, że kupił tekst o alkoholu, albo nie chciał drążyć sprawy bo nie odezwał się ani słowem
-Ale ty jesteśbrzydki – wybełkotała patrząc prosto w oczy swojemu narzeczonemu. Z boku ta sytuacja musiała wyglądać niesamowicie komicznie. Jednak nikomu nie było w tej chwili do śmiechu. Bill przewrócił oczami i wcale bym się nie zdziwiła, jakby nagle zaczął zastanawiać się nad zawarciem tego związku – A w ogóle to.. to.. to… kimpanjeeeest?!
-Zuzka, opamiętaj się do jasnej cholery…! – miałam ochotę coś jej zrobić. Jak ona się mogła doprowadzić do takiego stanu?!
- jestemzmęczona- powiedziała nagle Zuza i wyrwała nam się po to tylko by doczłapać do najbliższej ławki
- Zuza, kochanie jeszcze kawałek i będziemy- powiedział Bill a ja wywróciłam oczami ile razy była już z tą dziewczyną w podobnej sytuacji
-A tak wooooogóle… - znów zaczęła bełkotać – to wszyskotfojawinaa – wskazała oskarżycielko palcem na Billa – Bo ciebie nicnieobchoziii… – czknęła ze dwa razy
-Zuza, proszę cię, porozmawiamy później… - Bill nie bardzo wiedział co powinien zrobić
-Ale ja nie chce rozmawiaćpóóóóźniej… - zatoczyła się niebezpiecznie, a Bill w ostatniej chwili zdążył ją złapać, zapobiegając przy tym jej zderzeniu pierwszego stopnia z chodnikiem
-Kochanie, idziemy do domu, już niedaleko…
- ciii- Zuza wyciągnęła palec wskazujący po czym potoczyła półprzytomnym wzrokiem po naszych twarzach- słyszycie?- wskazała na drzewo a my odwróciliśmy się we wskazanym kierunku- salamandry właśniezaczęłyśpiewać… - wybełkotała a gdy się odwróciliśmy z powrotem okazało się że zasnęła Bill westchnął po czym przełożył ją sobie przez ramię i ruszył w kierunku willi
- te pan młody może by delikatniej, to nie jest worek ziemniaków- rzuciłam za nim i sama też ruszyłam w kierunku domu, a do naszych uszu doleciał bełkot, przypominający nieudolny śpiew:
-Heeej dziewczynooooo, spójrznamisiaaaa…