wtorek, 17 grudnia 2013

14. Monica Torres ma ZAWSZE RACJĘ!



Była piąta gdy w szampańskim nastroju opuściłem klub i pożegnałem się z dziewczynami. Mimo tego, że byłem z Franziską, nie zawahałem się wziąć numeru telefonu od każdej z pięknych dziewczyn, gdy poszły machając mi na pożegnanie i jednocześnie co jakiś czas odwracając się i posyłając buziaki w powietrzu, rozejrzałem się w poszukiwaniu auta brata jednak młody najwyraźniej zwinął się do domu więc nie pozostało mi nic innego jak tylko dzwonić po taksówkę. Jakieś czterdzieści minut później znalazłem się na przedmieściach przed bramą mojej willi spojrzałem na drugą stronę ulicy i zobaczyłem jakiś cień w oknie pokoju gościnnego
- czy to możliwe, żeby to była ona, i co robiła tak wcześnie na nogach?- przemknęło mi przez myśl jednak potrząsnąłem głową nie wierząc w własną głupotę i po cichu przeszedłem przez podjazd, po czym wyjąłem zapasowy klucz zza krasnala ogrodowego i otworzyłem drzwi mając nadzieję, że nie obudzę swojej dziewczyny po cichu zdjąłem buty po czym przywitałem się ze Scottym, który najwyraźniej obudził się przez odgłos klucza w zamku
- cześć stary- powiedziałem drapiąc go za uchem- wracaj do siebie jest jeszcze wcześnie- dodałem szeptem wiedząc że gadanie do zwierzaka było według Franziski trochę bez sensu ale jakoś w tej chwili nie robiłem sobie z tego nic. Pies poszedł na miejsce a ja postanowiłem zdrzemnąć się na kanapie żeby nie obudzić blondynki.
Gdy otworzyłem oczy cały pokój rozświetlony był przez mocne światło słoneczne musiała minąć dobra chwila, żebym przypomniał sobie gdzie jestem i co robiłem wcześniej gdy już ogarnąłem czasoprzestrzeń i mówiąc językiem mojego bliźniaka wydedukowałem, która jest godzina( 12) niemrawo wstałem z kanapy i udałem się do kuchni po maślankę i jakiś lek przeciwbólowy wracając do salonu zgarnąłem ze stołu swoją komórkę i poranną gazetę po czym usiadłem na jednym z foteli i spojrzałem na wyświetlacz było 6 nie odebranych większość od Billa, jeden od   Franziski i jeden od mojej przyszłej szwagierki. Nie byłem w nastroju do rozmów więc stwierdziłem że nie będę oddzwaniał ale na wszelki wypadek przejrzałem jeszcze skrzynkę odbiorczą jedyny sms który był nie odebrany był także od mojego brata i nie powiem, był ciut desperacki było coś o koniu ślubie i poszukiwaniach westchnąłem zrezygnowany po czym poszedłem do sypialni żeby się przebrać. Według Billa sytuacja była patowa i miałem niezwłocznie stawić się w jego domu, dobra fajnie jedyny problem to to, że prawdopodobieństwo spotkania Mai wzrastało z każdym metrem przebytym poza płotem mojej rezydencji w związku z czym nie miałem najmniejszej ochoty pojawiania się w rezydencji po drugiej stronie drogi nie ważne w jak beznadziejnej sytuacji ( co w tym wypadku oznaczało że prawie każda mogła taka być ) znalazł się mój nie rozgarnięty brat.
Dobra Tom weź się w garść jesteś  FACETEM, LECĄ NA CIEBIE LASKI Z CAŁEGO ŚWIATA, UŁOŻYŁEŚ SOBIE ŻYCIE NIE HISTERYZUJ – od jakiś piętnastu minut chodziłem po przedpokoju zachowując się jak ostatni ciołek z podstawówki denerwujący się przed pierwszą randką w McDonaldzie  co było nie dorzeczne- ok zrobię to zacisnąłem pięści i dziarsko otworzyłem drzwi… nie no dobra może nie, ona tam będzie i co ja mam niby powiedzieć hej miło cię widzieć nie bierz tego do siebie ale mam już dziewczynę i ona…
- Tom ja rozumiem że bardzo przeżywasz to, że Maja będzie na tym ślubie ale nie musisz robić z siebie pajaca- dotarł do mnie głos Monici która stała ze skrzyżowanymi rękami przed wejściem do domu Billa
- hej… - wydusiłem z siebie i przybrałem uśmiech numer 4- ja za Majką… nie, coś ci się wydawało- zacząłem się plątać w zeznaniach kopiąc kamyk który na swoje nieszczęście znalazł się pod moją nogą
- Ta jasne Kaulitz jedna z zasad które każdy facet powinien poznać brzmi tak… Nigdy nie oszukasz kobiecej intuicji, druga… Monica Torres ma ZAWSZE RACJĘ- powiedziała z uśmiechem po czym wskazała na wejście- wchodzisz czy zamierzasz tak stać do wieczora?
- ale no tego – zawahałem się… ja Tom Kaulitz, świat schodzi na psy
-spokojnie, Majka, Zuza i Mary pojechały na przymiarki sukni wrócą pod wieczór. Na te słowa z ulgą wszedłem do domu po czym udałem się w kierunku kuchni skąd dobiegał podenerwowany głos Billa
- jak to macie tylko kare…?! Ja potrzebuję białego rozumie pan? Jak śnieg…. Nie nie interesuje mnie gniady… BIAŁY… Tak na dzisiaj nie nie, … a nie zna pan innej? …. Do widzenia- westchnął a ja spojrzałem na niego jak na kretyna po czym oparłem się o framugę drzwi i skrzyżowałem ręce
- możesz mi łaskawie wytłumaczyć co się do cholery dzieje i czemu gadasz o maściach koni?- zapytałem
- Zuza i ja my…. Się pokłóciliśmy i ona zażądała rycerza na białym koniu a najwyraźniej w promilu stu kilometrów mają tylko kare, gniade, i srokate- westchnął i zrezygnowany usiadł na barowym stołku a ja wybuchłem histerycznym śmiechem
- nie wytrzymam…. Rycerza… ty i zbroja…. Ha ha… ha nie no ale serio- spojrzałem na niego sceptycznie- nie uważasz, że ta twoja księżniczka czasem przeciąga strunę? – zapytałem
- może trochę ale wolę spełnić jej zachciankę niż po raz drugi biegać w piżamie po parku i szukać jej po czym nieść ją przez 3 kilometry do domu i słuchać o śpiewie płazów- powiedział zdesperowany
- a nie chodziło czasem o ptaki?- zapytałem z rozbawieniem
- nie pomagasz- Bill spojrzał na mnie z rządzą mordu w oczach a ja wybuchłem niepohamowanym śmiechem – Bill w zbroi dobre, trzeba to będzie uwiecznić dla potomnych…