sobota, 18 lipca 2015

41. Zachowajmy pozory

-Boże, co ich ugryzło?- zapytała Monica ciężko opadając na kanapę w hallu
- serio?- zapytałam patrząc na nią sceptycznie bo doskonale rozumiałam powód wybuchu młodych przecież mi też pomysł wyjazdu nie przypadł do gustu chociaż jestem zakochana w hotelu do którego przyjechaliśmy
- nie wiem jak wy ale ja chyba pójdę wykorzystać opaską all- inclusive w barku nad basenem- powiedział Tom i pociągnął jak zwykle nie zadowoloną Barbie za sobą
- słyszałam, że na plaży można zapisać się na lekcje surfingu- powiedziała Monica- u bardzo przystojnych instruktorów- za ten komentarz Georg spojrzał na nią złowrogo po czym bez ostrzeżenia poderwał ją z kanapy i nie zwracając najmniejszej uwagi na wrzaski i piski przerzucił ją sobie przez ramie i poszedł za Tomem
- a ty Gucio co planujesz?- zapytałam wpatrując się w perkusistę
-hmm ja chyba też zrobię użytek z tego kawałka plastiku- stwierdził wskazując na nadgarstek po czym wstał i również wyszedł z pomieszczenia
- no to zostałyśmy same- powiedziała Mary
- nuuudzi mi się- powiedziałam ziewając
- kochana jesteś w raju na ziemi i śmiesz twierdzić, że jest ci nudno?- zapytała Mary z udawanym zaskoczeniem na co ja przytaknęłam
- nie wydaje mi się, żeby im tak szybko przeszło do tego wydaje mi się, że w obecnej sytuacji nie mogę liczyć na to, że pan T odklei się od swojej lali chociaż na 5 minut żeby na przykład pograć w plażową siatkówkę, Gustav jak zwykle dopycha żołądek poza tym mimo wszelkiej  sympatii jaką go darzę, nie okłamujmy się nie jest zbyt reprezentacyjnym osobnikiem to pokazywania się z w miejscach publicznych nie to że mam coś do jego wyglądu no ale sama wiesz- wzruszyłam ramionami- no a Monica i Georg też zajmują się sobą więc…
- więc misiu jesteśmy skazane na siebie i zobaczysz, będziemy się najlepiej bawić- powiedziała Mary po czym pociągnęła mnie za sobą
- a ty dokąd?- zapytałam ze śmiechem
- idziemy sprawdzić czy rzeczywiście to co mówiła Monica jest prawdą
I tak o to dzięki Mary najpierw przez pół godziny błądziłyśmy w labiryncie basenów bungalowów i innych atrakcji w poszukiwaniu plaży a następnie przez następną godzinę stałyśmy jak głupiutkie nastolatki wpatrując się w bożyszcza ze szkoły surfingu
- no rusz się wreszcie- powiedziała Mary popychając mnie do przodu
- nieee ty idź ja popatrzę, jesteś odważniejsza- zachichotałam    
- Boże, kobieto ty miałaś odwagę umawiać się z celebrytą a nie chcesz podejść do kogoś o… cudnych niebieskich oczach i sześciopaku i…
-dobra, dobra głupszym się ustępuje- stwierdziłam wytykając język po czym nieśmiało podeszłam do jednego z przystojniaków (oczywiście ciągnąc za sobą Mary)
- hej- powiedziałam z głupkowatym uśmieszkiem
- cześć- blondyn stojący przed nami uśmiechnął się czarująco a ja poczułam, że tracę grunt pod nogami
- chciałybyśmy zapisać się na lekcję- wtrąciła Mary
- bardzo dobrze, pływałyście już kiedyś?- zapytał chłopak a my tylko pokręciłyśmy głowami
-nic nie szkodzi, nigdy nie jest za późno na naukę poza tym gwarantuję wam, że zakochacie się w tym sporcie
- oj tak-westchnęłam wciąż się w niego wpatrując jednak przystojniak podobnie jak pewne zadufane w sobie gwiazdki, które z nami przyjechały najwyraźniej był przyzwyczajony do takich reakcji bo z wciąż przyklejonym do twarzy uśmiechem otworzył jakiś zeszyt i zaczął coś notować
- w takim razie zapraszam panie dziś o dwunastej, może być?- spojrzał na nas
- t..tak pewnie!- powiedziałyśmy chórem po czym pobiegłyśmy w stronę plaży
- widziałaś te oczy o mój Boże…- zaczęła
- a ten kaloryfer niczym u Davida mmmm- rozmarzyłam się
- no wiem, że jestem przystojny ale, żeby własna kuzynka i była dziewczyna- odezwał się znajomy głos za naszymi plecami
- Kaulitz spadaj stąd- powiedziałam z niesmakiem, Tom był ostatnią osobą, którą miałam ochotę oglądać- nie miałeś przypadkiem siedzieć w basenie ze swoją AKTUALNĄ dziewczyną?- zapytałam
- po co zaraz te nerwy?- zapytał z cwaniackim uśmiechem, jesteśmy na urlopie i czy chcesz tego czy nie jesteś na mnie skazana poza tym i tak wiem, że na mnie lecisz- puścił do mnie perskie oko
- bleee! Zapomnij, nic nas już nie łączy, dotarło?! Poza tym nie sądzę, żeby to był najlepszy sposób dowiedzenia, że nie jesteś winny- stwierdziłam
-eee
- nawiązuję do naszej poprzedniej rozmowy ciołku- dodałam widząc, że dredowaty nie bardzo kojarzy fakty- a teraz może idź spożytkuj swoją głupotę na wyrywanie lasek na plaży, my mamy lepsze rzeczy do roboty, jeszcze ktoś pomyśli, że jesteśmy tu z tobą- dodałam
- nie chcę ci nic mówić, ale tak właśnie jest maleńka- znów mrugnął

- uhuh, to zachowajmy pozory i udawajmy, że nie no a teraz sio- machnęłam na niego ręką po czym pociągnęłam rozbawioną Mary za sobą i poszłyśmy ( mam nadzieję) w stronę naszego Bungalow. 


wtorek, 7 lipca 2015

40. Tylko ty i ja…

Stałam jak sparaliżowana, trzymając będącego na granicy wytrzymałości Billa za rękę, wgapiając się ślepo w grupę naszych przyjaciół, czekających na nas jak gdyby nigdy nic. Czyli to była kolejna część tej ,,niesamowitej niespodzianki”! Czy oni naprawdę myślą, że ich obecność tutaj jest nam w jakikolwiek sposób na rękę?! Staliśmy tak naprzeciwko siebie, ja nie wiedziałam jak zareagować (bo wiedziałam, że zaraz nie wytrzymam), Bill był totalnie wściekły, a jego oczy ciskały błyskawice, a reszta była chyba trochę zbita z tropu naszą reakcją, nie spodziewając się, że ten ,,cudowny” pomysł aż tak bardzo nie przypadnie nam obojgu do gustu.
-Y… No nareszcie jesteście… - Georg jako pierwszy postanowił jakoś zacząć rozmowę, chociaż widać było, że nie bardzo wie jak się zachować – Czekaliśmy na was…
-Stop! – teraz głos zabrał mój mąż – Czy ktoś nam wreszcie wyjaśni, co to wszystko znaczy?! Przyjeżdżam tu ze swoją żoną, na, uwaga, miesiąc miodowy! I to jest chyba, kurwa, oczywiste, że nie potrzebujemy tutaj nikogo…!
-Bill, do jasnej cholery, przestań dramatyzować i robić aferę, jakby nie wiem co się stało…! – Tom usiłował się bronić, w dość niezdarny sposób
-Według Ciebie nic się nie stało?! – nie wytrzymałam i, wściekła, podeszłam do gitarzysty, zadzierając głowę, bu spojrzeć mu prosto w oczy – Czy ty się zawsze musisz wpieprzać w nasze życie?! – normalnie nie miałam nic przeciwko jego obecności, jednak dzisiaj to nie miało znaczenia, teraz wszystko było nie tak
-Jakbyś zapomniała, to ty się skarbie jakiś czas temu wpieprzyłaś w NASZE życie – odparł z przekąsem, na co zaparło mi dech z oburzenia – Więc jeśli myślisz…
-Wystarczy! – Majka stanęła między nami, bojąc się chyba dopuścić do dalszej konfrontacji  – Opanujcie się, do jasnej cholery! Naprawdę nie trzeba z tego aż takiej afery robić!
-Też brałaś w tym udział! – odwróciłam się do przyjaciółki, tym razem z żądzą mordu w oczach – Naprawdę sądziliście, że to się nam spodoba?!
-Jakbyśmy chcieli spędzić te kilka tygodni z wami, to chyba prościej byłoby siedzieć w domu na dupie, niż wyjeżdżać na drugi koniec świata! – Bill znów włączył się do dyskusji. Wszyscy patrzyliśmy po sobie wrogo czując, że to nie jest dobry początek wakacji
-Jezus, Kaulitz, zamknij ty się wreszcie! – teraz nie wytrzymał perkusista – Braliśmy pod uwagę, że to się wam może nie spodobać, ale jakbyśmy wiedzieli, że z tego taka awantura wyniknie, to wierz mi, nigdzie byśmy się nie ruszyli…!
-To trzeba się było nigdzie nie ruszać i dać nam raz w życiu święty spokój…!
-Tom – nagle odezwała się milcząca do tej pory Franziska (którą nie wiedzieć czemu też tu zaciągnęli… Swoją drogą byłam bardzo ciekawa, jak minęła im wielogodzinna podróż jednym samolotem jednocześnie z nią i Mają na podkładzie) – Zrób coś z nimi, głowa mnie boli od tych wrzasków… Chyba mam migrenę…
-Zajebiście… - mruknęłam pod nosem, po czym kątem oka zobaczyłam stojące z tyłu Mary i Monicę, duszące się ze śmiechu. Odwróciłam się do swojego ukochanego – Kochanie…
-Idziemy stąd… - powiedział stanowczo, po czym znów złapał mnie za rękę i pociągnął w głąb hotelu
-Ej, a wy cholera dokąd?! – wydarł się basista
-Daleko stąd. – odpowiedział mój mąż, cały czas idąc razem ze mną przez korytarz, by już po chwili zniknąć za rogiem i zostawić naszych znajomych daleko w tyle, poza zasięgiem ich wzroku. Ja zawsze wiedziałam, że oni są nienormalni, ale nie mogłam uwierzyć, że ich głupota naprawdę weszła na aż tak wysoki poziom. Czy oni chociaż przez chwilę pomyśleli, że chcąc spędzić ten czas tuż po naszym ślubie razem, będziemy szczęśliwi widząc tą całą bandę tutaj?! Regularna paranoja. Szliśmy tak z Billem przez jakiś czas wzdłuż korytarza, nie odzywając się ani słowem, bo chyba każde z nas musiało się samo uporać z tym, co właśnie zaszło. Mimo tego, że byliśmy strasznie zaskoczeni i wkurzeni wiem, że tam na dole padło o kilka słów za dużo, głownie mam na myśli moją wymianę zdań z Tomem. mam nadzieję, że jakoś to sobie kiedyś wyjaśnimy, ale nie teraz. Teraz nie chcę nikogo widzieć. Poza NIM oczywiście. Kiedy po chwili znaleźliśmy się już w naszym pokoju (normalnie wydałabym z siebie okrzyk WOW na widok tak wyposażonego wnętrza), mój mąż rzucił torbę w kąt i dał upust emocjom
-Kurwa mać! – wrzasnął, kopiąc przy tym przy okazji w stojącą obok kanapę. oj, łatwo nie będzie. Też byłam wkurzona, ale już dawno zauważyłam, że to mi jest łatwiej kontrolować emocje.
-Bill… - zaczęłam nieśmiało, chcąc zrobić z tym porządek i wreszcie zacząć nasz wymarzony, wspólny urlop.
-Co oni sobie w ogóle myślą?! Im się wydaje, że co, że wpieprzą się tutaj na krzywy ryj, a my będziemy skakać ze szczęścia?!
-Bill…
-Co to to nie! Trzeba coś z tym zrobić, chyba sobie nie wyobrażasz, żeby oni przez cały wyjazd byli tutaj…!
-Bill! – wrzasnęłam i podeszłam do niego, ujmując jego twarz w dłonie. – Kotku, uspokój się, wierz, że chcieli dobrze… - sama nie bardzo wierzyłam w swoje słowa, ale coś mówić musiałam.
-No ale…
-Cii..! – położyłam mu palec na ustach – A możemy o tym przez jakiś czas nie myśleć? – przysunęłam się jeszcze bliżej, oplatając swojego ukochanego ramionami i już wiedziałam, że w tej chwili ta niezapowiedziana wizyta jest ostatnią rzeczą, o jakiej oboje chcemy myśleć – Teraz jesteśmy tylko ty i ja…

- - wyszeptał mi do ucha, po czym obje utonęliśmy w namiętnym pocałunku, zapominając o całym świecie. Na razie....

*                                  *                                                *
Mamy nadzieję, że klimaty Malediwów wprawią Was w letni nastrój, postaramy się dodawać posty troszkę częściej. Życzymy udanych wakacji! :)




poniedziałek, 22 czerwca 2015

39. Podróż z przygodami

-Mam na imię Joseph Shein i jako kapitan linii lotniczych Lufthansa mam zaszczyt powitać państwa na  pokładzie boeinga 787 na lotnisku Koggala powinniśmy wylądować o godzinie 14 miejscowego czasu warunki pogodowe są dobre, na zewnątrz obecnie panuje temperatura 34 stopni Celsjusza życzę Państwu miłego lotu- gdy tylko skończył się komunikat pilota rozpoczął się typowy dla naszej grupy harmider ze względu na to, że wynajęliśmy prywatny odrzutowiec dla młodych i woleliśmy nie ryzykować spotkania ich na prywatnym lotnisku ( z wiadomych względów), Georg wymyślił, żebyśmy wykupili miejsca w tak zwanym dreamlinerze oczywiście w pierwszej klasie. Nie powiem, że nie było komfortowo bo w samolocie tej klasy luksus dało się dostrzec w najmniejszym detalu, ale sam fakt przebywania przez kilka a nawet kilkanaście godzin dziesięć tysięcy metrów nad ziemią z nieobliczalną Monicą, byłą dziewczyną i obecną dziewczyną a także dwójką kumpli, którzy jeszcze nie doszli do siebie po całonocnej popijawie nie wróżył nic dobrego.
- Tomuś oczywiście usiądziesz koło mnie- bardziej stwierdziła niż zapytała Franziska
- oh Tomuś Tomuś- zaczął Gustav piskliwym głosem jednak umilkł napotykając mordercze spojrzenie blondynki
- choć Gucio bo bazyliszek cię jeszcze uśmierci, swoją drogą ciekawe czy ona ma zęby jadowe bo jakby się tak ugryzła w język to…- na te słowa wypowiedziane oczywiście przez nikogo innego jak Majkę zarówno Gustav jak i Georg ze swoją dziewczyną. Posłałem im ostrzegawcze spojrzenie ale miało to odwrotny skutek do zamierzonego bo tylko wzmogło salwę  śmiechu
- przepraszam, obawiam się, że będę musiała poprosić państwa o zajęcie miejsc- powiedziała Stewardessa mierząc nas krytycznie wzrokiem. Swoją drogą była całkiem ładna wysoka szatynka, miała smukłe i zgrabne nogi a firmowy struj sprawiał, że była jeszcze bardziej seksowna
- ziemia do Toma- do rzeczywistości sprowadził mnie głos podirytowanej Minici, jak ten Georg z nią wytrzymuje?
- co?- zapytałem  głupio wlepiając w nią zdezorientowane spojrzenie
- pytałam czy wziąłeś lustrzankę, a poza tym mógłbyś się nie lampić w tak oczywisty sposób na tamtą laskę jak twoja dziewczyna siedzi obok- dodała specjalnie podkreślając tak, by Franziska na pewno usłyszała każde słowo- nie dość, że się rządzi i stanowi potencjalne zagrożenie to jeszcze jest wredna gratulacje Georg
-tak mam!- powiedziałem znudzonym tonem i odpiąłem pas w celu podanie jej mojego plecaka jednak zostałem zmrożony wzrokiem przez stewardessę
- ale dam ci później- dodałem opadając spowrotem na fotel i zapinając pas
Otworzyłem oczy gdy koła samolotu dotknęły ziemi i rozległ się ponownie głos pilota dziękujący za wspólny lot i inne pierdoły. Po chwili maszyna zatrzymała się w wyznaczonym miejscu i wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia. Jak można było się spodziewać od samego początku, nie obyło się bez komplikacji, wyzwisk i spadających toreb
- mógłbyś trochę uważać- warknęła Maja gdy torba od prady Franziski, którą wyjmowałem ze schowka przypadkowo wysunęła mi się z ręki i uderzyła o ramię mojej byłej
- staram się ale jakbyś nie zauważyła jest to trudne przy takim ścisku warknąłem mierząc ją wzrokiem
- to ty powinnaś uważać, jesteś taka hmm… niezdarna żeby nie powiedzieć nieudolna- wtrąciła się Franziska na co Maka zacisnęła dłonie w pięści
- pytał cię ktoś o zdanie blondi?- zapytała zbliżając się do dziewczyny
- a ciebie ?- Franziska stanęła przed nią z kpiącą miną
- Boże ale ty masz kompleksy uważasz się za kogoś lepszego. Myślisz, że jesteś na szczycie w sięgnęłaś dna… żal mi cię to musi być strasznie uciążliwe dusić się własną nienawiścią- powiedziała Maja zadziwiająco spokojnym tonem
- serio? Taka jesteś mądra… nie wiem co on- tu wskazała palcem oczywiście na mnie- w ogóle w tobie widział… wieśniara
- wypindrzona lala
- dziewczyny przestańcie! Do akcji wkroczył Georg stają pomiędzy nimi tak, żeby w razie potrzeby uniemożliwić bójkę
- yyy chyba powinniśmy się ewakuować dodał Gustav i dopiero w tym momencie oderwałem wzrok od całego zamieszania i dostrzegłem, że nie byliśmy sami ponieważ kilkunastu pasażerów i członków załogi spoglądało zza zasłonki która paradoksalnie miała za zadanie zapewnić nam prywatność, niektórzy robili zdjęcia lub kręcili filmiki telefonami no i to by było na tyle z naszej prywatności
Po biegu przez lotnisku, szybkim zebraniu z taśmy walizek( oczywiście nie obyło się bez komplikacji takich jak złapanie walizki jakiejś nie wyżytej emerytki, która nie wiedzieć skąd miała w zanadrzu parasolkę, a także ucieczce przez całe lotnisko przed zgrają nastolatek) wreszcie udało się nam dotrzeć do zamówionego wcześniej samochodu, który czekał już przy wejściu do hali przylotów i miał zabrać nas do hotelu. Oczywiście tu pojawiły się problemy ponieważ nikt nie pomyślał o tym, żeby złapać za rękę Majkę, która faktycznie trzeba to przyznać czasami była lekko nie rozgarnięta. Okazało się i to już w samochodzie kilka kilometrów za lotniskiem, że panna Wójcik w pewnym momencie została za nami i nie dotarła do samochodu. Niby nie powinno mnie to obchodzić bo w sumie nic nas już nie łączyło oprócz młodych, ale jednak mimo wszystko denerwowałem się na myśl co banda rozchwianych emocjonalnie dziewczyn mogła jej zrobić. W końcu nie da się przecież zaprzeczyć, że Maja przez jakiś czas była osobą publiczną i na pewno jest dla większości z nich rozpoznawalna. Tak więc pełnym obaw głosem ( ku wyraźnemu niezadowoleniu Franziski) kazałem kierowcy jak najszybciej zawrócić na lotnisko. Ku zaskoczeniu wszystkich dziewczyna nie tylko  nie dała się zabić, ale w gruncie rzeczy świetnie sobie radziła. Stała przy parkingu z uśmiechem na ustach otoczona grupą dziewczyn i rozmawiała z nimi raz po raz dając sobie zrobić zdjęcie. Zachowywała się jakby zamiast siedzieć z nosem w książkach lub wykonując skomplikowane operacje na otwartym sercu, siedziała w show biznesie od wielu lat.
- o kurna! Wyrwało się Georgowi, który wraz z Monicą siedział z tyłu- czy wy widzicie to co ja? One jaj nie pożarły żywcem!- powiedział z podziwem
- wow- wyrwało się Gustavowi który siedział z przodu
- ugh no i co z tego? Co w tym takiego nie zwykłego?- zapytała zdegustowana Franziska jak zwykle zwracając na siebie uwagę
- chcesz się przekonać? To może ciebie tam zostawimy?- zapytał z cwanym uśmieszkiem Gustav- a nie przepraszam nikt by nawet na taką zołzę uwagi dodał co spowodowało, że blondynka zacisnęła pięści na materiale sukienki
- czemu musieliśmy tu przyjechać z tymi ćwokami?- zapytała mnie jednak zignorowałem ten komentarz
- dobra ludzie musimy ją stamtąd wyciągnąć- powiedziała stanowczo Monica
- ale jak?- zapytałem nie zwracając uwagi na spojrzenie swojej dziewczyny
- mamy kilka opcji może iść któryś z was ale to nie skończy się dobrze bo na pewno od początku rozpęta się piekło albo mogę iść ja w sumie to by było najbezpieczniejsze
- a nie możemy po prostu podjechać a ona by wskoczyła?- zapytał Gustav
-nie dlatego, że po pierwsze one oblegną samochód i nie dopuszczą jej do środka a później nie sposób będzie ruszyć- powiedziałem
- dobra ja idę bo szkoda czasu- powiedziała Monica otwierając drzwi jednak chwyciłem ją za nadgarstek
- to jest zły pomysł bo te dziewczyny na pewno już cię kojarzą i możecie sobie we dwie nie poradzić co będzie oznaczać, że któryś z nas i tak będzie musiał tam wyjść- powiedziałem
- czy możecie przypomnieć mi dlaczego tak właściwie nie wzięliśmy ze sobą Tobiasa?- zapytał Georg
- yyy bo chcieliśmy mieć trochę prywatności?- zapytałem głupio
- no to macie prywatność- powiedziała Monica z wyrzutem wskazując na tłum
- dobra szkoda czasu, nie gaście silnika dam im autografy i sprowadzę tu Majkę
- ale Tomuś…- zaczęła Franziska jednak ja zdążyłem już opuścić samochód
- patrzcie to Tom Kaulitz!!!- rozległ się gigantyczny pisk i dziewczyny zaczęły biec w moją stronę. Założyłem okulary słoneczne i przybrałem uśmiech numer 5
- Tom kocham cię!
- OMG TO TOKIO HOTEL
- A GDZIE BILL?
- CO TU ROBICIE RAZEM, CZY NIE ZERWALIŚCIE ZE SOBĄ?!!!
- TOM ZOSTAŃ  MOIM MĘŻEM!!!- to były tylko nieliczne z okrzyków dziewczyn, które otoczyły mnie zostawiając Majkę w spokoju. Udało mi się nawiązać z nią kontakt wzrokowy i pokazałem jej żeby wykorzystała okazję i udała się do samochodu ale zbyt długo zabrało jej zbieranie się z dużą ilością  toreb i walizek i kilka dziewczyn uniemożliwiło jej ucieczkę. Tak więc staliśmy ramię w ramię otoczeni gronem fanek odpowiadając na pytania i podpisując się na czym się dało
- naprawdę nic was nie łączy?- zapytała po raz kolejny jedna z dziewczyn, a my mimowolnie spojrzeliśmy się na siebie to był krótki moment ale wydawał się trwać w nieskończoność. Wydawało mi się, że coś pojawiło się na twarzy szatynki ale zaraz zniknęło
- nie nic nas nie łączy- odpowiedziałem może trochę zbyt chłodno bo Maja przygryzła wargę tak jak zawsze gdy była zdenerwowana albo nie pewna. Rozdaliśmy jeszcze kilka autografów i nadeszła pora na ewakuację
- bardzo miło było nam was poznać ale niestety musimy już jechać- powiedziałem spodziewając się protestów i większego ścisku jednak co zaskakujące większość dziewczyn spojrzała po sobie po czym odsunęła się na tyle by umożliwić nam przejście. Chciałem złapać Majkę za ramię by tym razem nie przepadła w tłumie jednak Maja odskoczyła posyłając mi zagubione spojrzenie ale jednocześnie karcące spojrzenie. W końcu dotarliśmy do vana. Pomogłem Majce schować walizki do bagażnika i wsiedliśmy do pojazdu.
- Boże ty żyjesz!- wykrzyknął dramatycznym głosem Georg
- no, no spisałaś się dziewczyno jestem pod wrażeniem- dodała Monica
- też mi coś, zawsze są z nią same problemy- syknęła Franziska. Maja usiadła bez słowa na wolnym miejscu przy oknie i ruszyliśmy w stronę hotelu
-O kurwa!- wyrwało się prawie wszystkim gdy z walizkami stanęliśmy przed naszym pięcio gwiazdkowym hotelem cały kompleks zbudowany był na kształt karaibskiej wyspy z domkami wychodzącymi wprost na małe baseny łączące się w jeden durzy. Na terenie znajdowało się też centrum handlowe, amfiteatr, boisko, kort tenisowy i Aquapark.
- wow
-ale bajer
- nigdy nie byłam w takim miejscu
- ja pierdolę oni tu mają 9 restauracji all-inclusive ogarniacie? 9!!!
- LUDZIE OGARNIJCIE SIĘ!- krzyknąłem zwracając na siebie uwagę innych- hotel jak hotel
- żartujesz sobie Kaulitz?- wydusiła Monica- to jest raj na ziemi
- mhm ok niech wam będzie ale to nie zmienia faktu, że mamy względne dwadzieścia minut na zostawienie wszystkiego i doprowadzenie się do porządku bo zaraz przyjadą młodzi
(45 minut później)
- serio Tom? Dwadzieścia minut?- zapytała Monica przestępując z nogi na nogę
- nie zdążyłam się wykąpać- dodała Maja
- jestem Głooodny- jęczał Gustav
-Ja pierdzielę, ile można czekać?!- zapytał Georg wstając ze skórzanej kanapy w recepcji i spojrzał na wielki zegar wiszący na ścianie
-Przecież oni nas zabiją jak się dowiedzą!- zmieniła temat Maja, która jednak ( tak jak my wszyscy) zaczęła się obawiać reakcji nowożeńców a ZWŁASZCZA swojej przyjaciółki
-Niespodzianka to niespodzianka, niech się cieszą, że w ogóle coś zorganizowaliśmy…- stwierdził bez ogródek Gustav
-No kiedy oni się tu zjawią, do jasnej cholery?!- sam straciłem cierpliwość, z moim bratem i punktualnością zawsze był problem ale podobno wylądowali o czasie więc powinni już tu być
-Zuzka się wścieknie, a Bill wpadnie w szał…- Maja znów zaczęła panikować
-To trzeba kontrolować emocje, bo jak nie…- zaczął Georg

-CZY TO JEST KURWA JAKIŚ ŻART???!!!- wszyscy odwróciliśmy się w momencie tylko po to by zobaczyć czerwonego na twarzy Billa, który ściskał z całej siły rączkę walizki i Zuzę, która wpatrywała się w naszą grupę z szeroko otwartymi oczami. Zapowiadał się cudowny wyjazd…


niedziela, 17 maja 2015

38. Niespodzianka!

-Kochanie, proszę cię, naprawdę zaraz będziemy spóźnieni… - od dziesięciu minut siedziałem bardziej bez celu w, zawalonym po weselu kwiatami, salonie czekając na moją ukochaną, która cały czas krzątała się po górze twierdząc, że na pewno czegoś zapomniała
-No idę, idę… - usłyszałem jej głos – A w ogóle dlaczego ty wiesz gdzie lecimy, a ja nie…? – zapytała z wyrzutem w głosie. Tak, nasz miesiąc miodowy był prezentem od naszych przyjaciół, którzy postanowili zrobić nam niespodziankę i wysłać nas prywatnym samolotem na Malediwy, gdzie ostatnio urlop spędzał Tom i kategorycznie zażądał wyboru właśnie tego miejsca. I faktycznie trzymali to dość długo w tajemnicy, jednak kilka dni temu mój brat słusznie zauważył, że skoro jedziemy sami, to któreś z nas jednak powinno wiedzieć dokąd.
-Dlatego, że to ty bardziej ucieszysz się z niespodzianki… - i w tej chwili, po bardzo długim oczekiwaniu, wreszcie się zjawiła, w granatowej letniej sukience (idealnie podkreślającej jej figurę), sandałkach na koturnach i opadających na ramiona długich włosach. od razu podszedłem do niej i objąłem ją w talii – Ślicznie pani wygląda, pani Kaulitz
-Podobno jesteśmy spóźnieni – zaśmiała się i delikatnie wyrwała z moich ramion, wcześniej jednak składając na moich ustach przelotny pocałunek. – Bill, jesteś pewny, że wszystko jest zabrane i wyłączone?
-Tak, kotku… - westchnąłem, bo pytała mnie o to mniej więcej sto pięćdziesiąty czwarty raz
-Okna pozamykałeś?
-Tak…
-Alarm jest włączony?
-Tak…
-Wszystkie światła zgaszone?
-Taak…
-Paszporty, dokumenty…
-Zuza! – znów podszedłem do niej, jednak tym razem złapałem ją za rękę i zacząłem ciągnąć w stronę wyjścia (na szczęście wszystkie bagaże już dawno czekały w samochodzie), nie zważając na dość stanowcze protesty. Kiedy znaleźliśmy się już przed domem, usłyszałem dźwięk połączenia wydobywający się z mojego IPhone’a. Tom.
-Młody, od rana jak ten debil się dobijam, raczyłbyś odbierać telefon z łaski swojej – zaczął, nie marnując czasu na zbędne ceregiele, jak na przykład przywitanie – A no tak, miałeś ciekawsze rzeczy…
-Y… Tak, tak, a w ogóle to stało się coś? – przerwałem bratu chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę, podczas gdy Zuza pokręciła głową z dezaprobatą (ale już przyzwyczaiła się do naszych rozmów) i lekko się oddaliła, żeby nie przeszkadzać w konwersacji.
-A fakt. Gdzie wy do jasnej cholery jesteście?! Nie po to odstawiałem ten cyrk z prywatnym odrzutowcem…
-Jakbyśmy nie mogli polecieć tym co zwykle… - wtrąciłem się, co zresztą było prawdą, bo nie potrafiłem zrozumieć, co złego jest w naszym starym, dobrym samolocie, żeby wydawać grube tysiące na maszynę tylko trochę lepszej klasy
-…Żebyście się spóźnili na godzinę odlotu! – Tom jak zwykle w ogóle nie przejął się tym, co do niego mówię. Zastanowiła mnie jedna rzecz. Od kiedy to on tak się w coś angażuje? Normalnie dałby nam bilety do ręki i umył ręce od całej sprawy. Niestety w mojej głowie zaczęła kiełkować myśl, że sam wyjazd może nie być końcem tej niesamowitej niespodzianki… Co szczerze mówiąc zaczęło mnie trochę przerażać.
-Spokojnie, za chwilę będziemy… - w tej chwili w słuchawce dał się słyszeć poirytowany głos dziewczyny mojego brata (czyli dokładnie taki jak zawsze… Nie pamiętam kiedy ostatni raz cokolwiek się tej kobiecie podobało).
-Kotku, gdzie my właściwie jedziemy…?
-Tom, gdzie wy właściwie jedziecie? – podchwyciłem myśl i rzeczywiście, po chwili koncentracji, zorientowałem się, że w tle słyszę pracujący silnik auta mojego brata. Nic nie mówił o żadnym wyjeździe…
-Nie twój interes – odgryzł się bliźniak, po czym w słuchawce dały się słyszeć jakieś niewyraźne szepty (coraz bardziej irytowała mnie ta rozmowa). – A teraz rusz łaskawie tyłek, ogarnij swoją szanowną małżonkę i … na lotnisko ale to już!!! – sygnał zakończonego połączenia. jakiś czas temu zacząłem podejrzewać, że on naprawdę nigdy nie dorośnie i cały czas się tego trzymam. Niby jesteśmy bliźniakami, i to jednojajowymi, jednak kiedy ja mam żonę, z którą pewnie niedługo (albo kiedyś tam) zaczniemy myśleć o powiększeniu rodziny, mojemu bratu nawet przez myśl nie przejdzie, żeby się ustatkować, w co sam zacząłem wątpić, ponieważ mimo tego iż wiem, że teoretycznie jest w stałym związku, dałbym głowę, że kilka dni temu widziałem wychodzącą z jego domu dziewczynę, którą kiedyś poznaliśmy na jakiejś imprezie.
-Skarbie? – Zuza podeszła do mnie, co uświadomiło mi, że od zakończenia połączenia stoję w jednym miejscu bez celu wgapiając się w wyświetlacz smartfona. – Wszystko ok.?
-No jasne – uśmiechnąłem się, jednocześnie otwierając przed ukochaną drzwi od strony pasażera - To tylko mój brat, nie ma się czym przejmować
-No racja – odpowiedziała i spojrzała na mnie swoimi wielkimi niebieskimi oczami - Nie mogę się doczekać tego wyjazdu, wiesz?
-Ja mam nadzieję – zaśmiałem się i już po chwili zmierzaliśmy jedną z niemieckich autostrad prosto na lotnisko. Chyba jedną z rzeczy, których brakuje mi najbardziej, kiedy wyjeżdżam z Niemiec (oczywiście poza jedną osobą) są właśnie autostrady i totalny brak ograniczenia prędkości. Pamiętam, jak przed ślubem pojechaliśmy do Polski, w większości przypadków to Zuza robiła za kierowcę, bo ja po prostu nie byłem w stanie nie przekraczać tego 50 km/h … Żaden Niemiec by się tego nie trzymał. Właśnie mijaliśmy jakiś kiosk z gazetami, kiedy naszym oczom na każdej możliwej okładce ukazało się jedno z naszych ślubnych zdjęć
-Czyli zaczęło się… - westchnęła Zuza, która szczerze nie znosiła paparazzi, jednak normalnie przez wzgląd na mnie starała się tego za bardzo nie okazywać
-Miej nadzieję, że te zdjęcia chociaż jakoś wyszły…
-Jeszcze będziemy oglądać Gustava, który nawalony w trupa śpi pod stołem ściskając butelkę whisky… - oboje wybuchliśmy śmiechem na wspomnienie tamtego zdarzenia
-Albo szalejącego na parkiecie Toma… To też nie jest codzienny widok – i w takim dość radosnym tonie minęła nam cała, długa podróż. Nawet kilku godzinny lot upłynął dość spokojnie, kiedy nie mieliśmy nad głową setki innych upierdliwych pasażerów, a ze wszystkich stron nie ograniczały nas ciasne, ściśnięte fotele, mając do dyspozycji naprawdę luksusowy transport (wyraz twarzy mojej ukochanej, kiedy tylko weszliśmy na pokład – bezcenny). Mimo wszystko widziałem, że Zuza była dość wykończona niecodzienną podróżą (kiedy dla mnie, po tych wszystkich trasach, nie było to w sumie nic szczególnego), więc kiedy tylko wylądowaliśmy na Malediwach (które są chyba najpiękniejszym miejscem na świecie), jak najszybciej zamówiłem taksówkę, żebyśmy już po dwudziestu minutach znaleźli się w najlepszym, pięciogwiazdkowym hotelu. Lecz kiedy tylko znaleźliśmy się przy drzwiach, usłyszeliśmy zza nich dość znajome głosy
-Ja pierdzielę, ile można czekać?!
-Przecież oni nas zabiją jak się dowiedzą!
-Niespodzianka to niespodzianka, niech się cieszą, że w ogóle coś zorganizowaliśmy…
-No kiedy oni się tu zjawią, do jasnej cholery?!
-Zuzka się wścieknie, a Bill wpadnie w szał…
-To trzeba kontrolować emocje, bo jak nie…

-CZY TO JEST KURWA JAKIŚ ŻART???!!!

piątek, 10 kwietnia 2015

37. Czy ty kobieto zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś?

-Więc powiedz mi coś więcej o sobie… bo oprócz tego, że jesteś nie bywałej urody Polką, której serce złamał mój kuzyn i ma czego żałować- tu Jacob uśmiechnął się szelmowsko i mrugnął do mnie- to w zasadzie nic nie wiem o twojej osobie
- cóż w zasadzie to ja też o tobie nic nie wiem- uśmiechnęłam się kokieteryjnie i zatrzepotałam rzęsami
- pani pierwsza- spojrzał na mnie wymownie
- no więc jestem świeżo upieczonym lekarzem, obecnie mieszkam i pracuję w Szkocji co tu jeszcze by osobie powiedzieć… mam psa, który mieszka obecnie u mojej współpracowniczki… lubię fioletowy kolor
- wow dużo można z ciebie wyciągnąć, nie nadawałabyś się na szpiega- zażartował mężczyzna
- ah tak? Teraz pana kolej- uśmiechnęłam się pokazując perliście białe zęby
- no więc jak już wiesz jestem kuzynem Kaulitzów, też świeżo skończyłem studia chociaż są bardziej humanistyczne niż twoja profesja …
- hmm niech zgadnę jesteś… dziennikarzem albo nie! … pisarzem – powiedziałam wpatrując się w oczy Jacoba
- nie jesteś nawet odrobinkę blisko- zaśmiał się odchylając głowę do tyłu po czym spojrzał na mnie unosząc jedną brew- jestem prawnikiem
- wow ostro- powiedziałam ze śmiechem. Muzyka co automatycznie zmniejszyło dystans między nami. Ani się obejrzałam, a tańczyłam wtulona w Szatyna nie zwracając nawet uwagi na to, że nogi bolały mnie niemiłosiernie od niezbyt wygodnych gigantycznych szpilek
- może usiądziemy?- zapytał chłopak gdy cicho jęknęłam pod wpływem kolejnego kroku
- dobry pomysł…
Następne trzy godziny spędziliśmy na balkonie podziwiając gwiazdy i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Było bardzo przyjemnie jednak spożyty alkohol oraz wydarzenia całego dnia robiły swoje i coraz bardziej ciążyły mi powieki… gdy poczułam, że odpływam, Jacob jakby nigdy nic podłożył jedną rękę pod moje uda a drugą pod kark po czym bez najmniejszej trudności podniósł mnie do góry
- co ty… robisz?- zapytałam sennie tłumiąc ziewnięcie
- bardzo miło się z tobą rozmawia ale uważam, że powinnaś udać się na spoczynek szepnął niosąc mnie w nie znanym kierunku
- ale gdzie my…?- zaczęłam zaniepokojona rozglądając się półprzytomnie
- spokojnie… państwo młodzi na pewno chcą mieć trochę spokoju więc Mary poinformowała gości, że zarezerwowane zostały pokoje w zamku dla gości, którzy będą zbyt nietrzeźwi lub zmęczeni by wrócić do domów- powiedział po czym otworzył jakieś drewniane drzwi
- no jesteśmy w komnacie królewno – powiedział znów używając starodawnego akcentu jednak tym razem byłam zbyt zmęczona by nawet zachichotać. Mężczyzna położył mnie na łóżku nie przejmując się faktem, iż prawdopodobnie pogniótł materiał bardzo drogiej sukienki
- zobaczymy się jutro? – zapytałam jeszcze rozchylając powieki
- no jasne, gdzież bym śmiał opuścić tak piękną dziewczynę i towarzyszkę rozmów- powiedział nachylając się i całując mnie w czoło- odpocznij księżniczko, zobaczymy się jutro- dodał gdy moje powieki ostatecznie się zamknęły a mózg odmówił przyswajania informacji.
***południe***
ŁUP ŁUP… ŁUP
- chwila chwila nawet człowiekowi spać nie dadzą- przewróciłam się z boku na bok chowając głowę pod poduszką a miałam taki cudowny sen byłam w zamku z przystojniakiem w pokoju… ugh zamorduję tego kto mnie obudził
- Maja!-usłyszałam głos Monici- Maja wstawaj już południe
- zdradzę ci najważniejszą zasadę survivalu  – powiedziałam nie podnosząc głowy, która swoją drogą zaczęła nie miłosiernie boleć – jeżeli chcesz przeżyć to nigdy ale to przenigdy nie bódź Mai Zawadzkiej
- oj już nie marudź- powiedziała dziewczyna prawdopodobnie mocując się z drzwiami o czym świadczyły dochodzące mnie odgłosy
- czy ty kobieto zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś? wyrwałaś mnie z najcudowniejszego snu o … - tu podniosłam głowę by rozeznać się w sytuacji, jednak nadmiar światła sprawił że z jękiem spowrotem opadłam twarzą w poduszkę
- mam zapasowy klucz- odezwała się nagle druga znana mi aż za dobrze osoba czyli Mary
- nie lubię was! Krzyknęłam w poduszkę
- np. już już wstawaj- powiedziała dziewczyna gdy tylko udało jej się pokonać zamek po czym bezceremonialnie wparowała do pomieszczenia i pociągnęła mnie do pozycji siedzącej
- ałłł- zasłoniłam dłonią oczy
- masz to pakiet ratunkowy- przede mną wylądowała butelka wody mineralnej, opakowanie ibuprofenu oraz okulary przeciwsłoneczne
- a co to?!- krzyknęła nagle Monica podbiegając do szawki nocnej znajdującej się po lewej stronie łóżka
- kobieto nie tak głośno ja umieram- wybełkotałam biorąc tabletkę do ust
-  no no no- wtrąciła Mary, no ja widziałam, że kręcisz z Jacobem ale nie myślałam, że to tak na poważnie
-księżniczko, niestety nie dam rady spotkać się z tobą jutro to znaczy właściwie dzisiaj ponieważ muszę wrócić do Monachium z powodu pracy ale wiedz, że …
- daj mi to- zerwałam się nagle zapominając o potężnym kacu po czym wyrwałam kremową karteczkę z rąk dziewczyn
- ty zostawił numer! Powinnaś zadzwonić- zapiszczała Monica a ja miałam ochotę ją zabić
- możecie zdradzić mi co było tak ważne, że wparowałyście tu bez mojej zgody co zahacza o włamanie a w tej chwili ingerujecie w moje życie prywatne?- zapytałam przez zaciśnięte zęby mierząc je nienawistnym spojrzeniem
- a właśnie… zbieraj się bo masz względnie półtorej godziny na spakowanie się- rzuciła Mary a ja zbaraniałam
- że co proszę? Myślałam, że mogę zostać u Zuzy podczas ich wyjazdu na…
- och skarbie oczywiście, że Zuza nie ma nic przeciwko… ale plany uległy zmianie
- ale… jak … to?- zapytałam zdezorientowana
- tobie też należy się wypoczynek-czarnulka  wzruszyła ramionami- no już nie protestuj zobaczysz będzie fajnie ale nie mogę powiedzieć nic poza tym, że samolot wylatuje o szesnastej i że spędzisz niezapomniane chwile w miłym towarzystwie
- wy sobie chyba jaja robicie czy to jest PUNK’D?- zapytałam rozglądając się
- nie… chociaż w zasadzie…ludzie wychodźcie… żartowałam- powiedziała Mary ze śmiechem ale zaraz po tym spoważniała-ale tak na serio ja mówię absolutnie poważnie… zbieraj się bo inaczej my cię zbierzemy- powiedziała takim tonem, że wolałam dłużej nie protestować posłusznie wstałam z łóżka zbierając przy okazji wszystkie swoje rzeczy i nie zapominając o małej karteczce po czym posłusznie powlokłam się za dziewczynami do czarnego Range Rovera.
***
Dwie godziny później siedziałam na lotnisku wraz z (O DZIWO I O ZGROZO) : Monicą, Gustavem i Georgem i wciąż nie wiedziałam dokąd mamy rzekomo lecieć
„ Pasażerowie lecący na Maledivy proszeni są do bramki numer 4… Potarzam…” – ale farciaże na pewno podobnie jak Zuza i Bill, którzy mieli ten komfort, że lecieli właśnie to miejsce lecz wynajętym prywatnym odrzutowcem( kto ma pieniądze ten ma władze) lecieli na miesiąc miodowy… Ku mojemu zdziwieniu cała trójka poderwała się nagle i zaczęła iść w stronę 4 bramki- no nie wy chyba żartujecie- powiedziałam z niedowierzaniem
- oj no nie marudź…- powiedział Georg z rozbawieniem łapiąc mnie jednocześnie za rękę na wypadek gdybym postanowiła jednak im uciec w ostatniej chwili
- zaczekajcie!- usłyszałam nagle w oddali bardzo znajomy i niemiecki głos… nie to nie możliwe… chwilę później stał przed nami zdyszany Tom Kaulitz we własnej osobie a zaraz za nim pojawiła wielce obrażona blond żmija w obcisłej poliestrowej sukience- na nasz a raczej mój widok skrzyżowała ręce na na 100% silikonowych piersiach i posłała mi nienawistne spojrzenia
- co ona tu robi?!- wybuchła nie przejmując się tym, że stałyśmy naprzeciwko siebie
- właśnie co… ona w ogóle oni tu robią?!!! – wykrzyknęłam próbując wyrwać dłoń z żelaznego uchwytu Georga w celu ucieczki
- Monica?!- wykrzyknęliśmy z Tomem jednocześnie bo to dziewczyna była pomysłodawcą całego „wypadu” zwykle łagodna dziewczyna przybrała surową minę po czym powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu
- to wszystko było zaplanowane bo doskonale wszyscy wiedzieliśmy, że jeżeli dowiecie się wcześniej o naszych planach to żadna siła was nie musi o postawienia nogi na terenie terminala- a teraz zakodujcie sobie coś w pustych łebkach… wszyscy jak jeden mąż bez marudzenia przejdziecie przez bramkę… usiądziecie w klacie biznes i przeżyjecie lot nie mordując się nawzajem… nie chcę słyszeć nawet piśnięcia o tym że nie chcecie przebywać w swoim towarzystwie zrozumiano?!- zapytała mierząc nas wzrokiem
- ja z tym czymś..- zaczęła Fran*szuja*ziska lecz Monica weszła jej w słowo
- ciebie nie pytałam o zdanie nie chcesz jechać to zostaniesz ale Tom leci- powiedziała
- ale ja nie- zaczął Kaulitz
- Tom leci…- powtórzyła Monica z naciskiem- coś powtórzyć? Nie? To świetnie a teraz łaskawie ruszcie swoje cztery litery bo jak nie to dam wam przyspieszenie
- stary twoja laska jest przerażająca jak jakiś tyran…- zaczął Tom konspiracyjnym szeptem gdy zrównał się z Georgem, który nie puścił mojej ręki nawet na moment
- jakiś problem?- zapytała Monica z wrednym uśmieszkiem mieżąc starszego bliźniaka wzrokiem
- nie ale mogłabyś spuścić z tonu kobieto… jesteś przerażająca- powiedział jednak dla własnego dobra postanowił zamknąć gębę
- no grzeczny Tomuś… nie ma to jak instynkt samozachowawczy- stwierdziła z satysfakcją a ja tylko westchnęłam zrezygnowana… Co ja kiedykolwiek komukolwiek zrobiłam, żeby musieć znosić coś takiego? Po powrocie wyląduję w szpitalu psychiatrycznym… na bank.



poniedziałek, 2 marca 2015

36. Ta jedyna noc

-No nie mów…! – była jakaś piąta nad ranem, a tańczący ze mną Georg, lekko po pijaku przyznał mi się właśnie, że zamierza dołączyć do jakiegoś, na razie mało znanego, niemieckiego rockowego zespołu.
-Shit… miałem nikomu nie mówić… - basista, jak większość zebranych, już dość nie ogarniał, jednak biorąc wszystkich pod uwagę, nie trzymał się tak źle… Choć jak widać, nie do końca zdawał sobie sprawę, z wypowiadanych przez siebie słów.
-Spokojnie, przecież nie zacznę tego rozgłaszać na prawo i lewo – osobiście byłam dość trzeźwa, więc zabawnie było obserwować innych, którzy ledwo się trzymali
-Ale… ale… to nic pewnego… Tylko ani słowa temu twojeeeemu…!
-No jasne… A tak właściwie, to nie wiesz, gdzie on się podziewa? – zaczęłam rozglądać się naokoło, w poszukiwaniu swojego męża. jakiś czas temu oboje zostaliśmy porwani do tańca przez naszych przyjaciół i znajomych, więc już trochę się nie widzieliśmy. A chciałabym znów spędzić z nim trochę czasu. Zwłaszcza, że wesele już się kończy, a my mamy w perspektywie tą jedną, jedyną noc… Rozglądając się za Billem, zrobiłam szybki rekonesans ogólnej sytuacji. jakaś połowa gości już dawno się zmyła, niektórzy leżeli gdzieś po kątach, odpoczywając po udanej imprezie (z wyjątkiem Gustava, który leżał pod stołem), a nieliczni jeszcze w stanie trzeźwości umysłu wirowali na parkiecie. Wszystko wskazywało na to, że najważniejsza impreza w moim życiu zmierza ku końcowi.
-Gdzie kto się podziewa? – usłyszałam nagle bardzo znajomy głos, a kiedy odwróciłam się, za moimi plecami stał mój mąż we własnej osobie
-A nikt, nikt – odpowiedziałam z uśmiechem, puszczając Georga (nie zwracając uwagi na jego lekko niezrozumiałe protesty), by już po krótkiej chwili ponownie znaleźć się w objęciach mojego ukochanego. – Gdzie byłeś tak długo…?
-Wiesz, kochanie… Wesele się kończy, a z tyloma twoimi pięknymi kuzynkami jeszcze nie tańczyłem… - odpowiedział z uśmiechem
-Tak? A ja spotkałam przed chwilą jakiegoś nieziemsko przystojnego faceta, chyba wolnego, i dość długo…
-Stop, wygrałaś – zaśmiał się, jednak zaraz przybrał poważny wyraz twarz – Co zaszło między twoją przyjaciółką a moim bratem?
-Zdaje się, że to, co od dawna podejrzewałam – wzruszyłam ramionami
-To znaczy…? – muzyka zmieniła się na bardzo wolną i romantyczną
-Naprawdę nie wiesz??? – pokręciłam głowa z politowaniem – Skarbie, jak myślisz, dlaczego tak reagują na swój widok i totalnie tracą głowę, kiedy się spotykają…?
-Y… Bo mój brat się puścił z jakąś wytapetowaną dziunią i przy okazji zranił Maję do żywego…?
-Ech… Wyjaśnię ci później, dobrze? – westchnęłam zrezygnowana
-Dobrze. Mamy czas. – zbliżył swoją twarz do mojej – Dużo czasu – i zastygliśmy na środku parkietu w namiętnym pocałunku. Po chwili jednak odsunął się nieznacznie i spojrzał mi prosto w oczy – Co byś powiedziała o powrocie do domu? – bardzo mi to odpowiadało
-Tylko chyba nie możemy wyjść tak bez słowa, prawda? – nie wydawało mi się, żeby para młoda mogła tak po prostu opuścić przyjęcie nic nikomu nie mówiąc, mimo tego, że w tej chwili niewiele osób było zdolnych przyswoić do siebie jakąkolwiek informację. Bill podzielał jednak moje zdanie, więc odwrócił się w stronę sceny i dał znak gościowi z mikrofonem, że wychodzimy, na co facet poinformował wszystkich, że wesele się skończyło, jednak kto chce, może jeszcze zostać (w domyśle: i choć trochę wytrzeźwieć). Na te słowa od razu zebrała się wokół nas grupka rodziców i znajomych, żegnających nas wylewnie i jeszcze raz życzących wszystkiego najlepszego (oczywiście najbliżsi musieli dodać coś od siebie, jak choćby wymowne ,,No to dobrej nocy życzę” Toma). Dziwnym trafem, nigdzie nie mogłam namierzyć Mai, więc jedne co mi pozostało, to mieć nadzieję, że znalazła sobie jakieś towarzystwo i mimo wszystko udało jej się dobrze bawić (po części czułam się winna temu całemu zajściu z gitarzystą…). Po jakichś dziesięciu minutach udało nam się wyswobodzić z rozentuzjazmowanej grupy, Bill złapał mnie za rękę i oboje wsiedliśmy do tej samej limuzyny, tym razem mającej odwieźć nas do domu, a szofer co chwila przeklinał pod nosem, wściekając się na piętrzące się w bagażniku kwiaty, skutecznie zasłaniające mu widok przez tylną szybę. Drogę powrotną spędziliśmy w milczeniu. Siedziałam koło swojego męża, z głową na jego ramieniu i usiłowałam uporać się z natłokiem myśli i tym, co zmieniło się w tak krótkim czasie w moim życiu. Jednak po chwili doszłam do wniosku, że będę miała jeszcze bardzo dużo czasu na tego typu przemyślenia, więc odgoniłam od siebie wszystkie niepotrzebne myśli, skupiając się tylko na obecnej chwili.
-Ale chyba impreza się udała, co? – zapytałam nagle, podnosząc na chwilę głowę, by spojrzeć na Billa
-Jeszcze jak… Wszyscy byli zachwyceni, a… - jednak nie było mu dane dokończyć zdania, gdyż Tobbias właśnie zakomunikował, że jesteśmy na miejscu, więc on życzy szczęścia, my mamy wysiadać, a kwiaty dowiezie jutro, bo teraz nie chce przeszkadzać. Tak więc Bill wysiadł pierwszy, potem pomógł mi, później dość długo szukał kluczy, jednak po kilku minutach drzwi z sukcesem zostały otwarte. Nic nie mówiliśmy, jednak mogę się założyć, że on też czuł wyjątkową atmosferę tej szczególnej nocy. Kiedy otworzył drzwi, znów niespodziewanie wziął mnie na ręce, by ponownie przenieść mnie przez próg
-Hej, czy my już przez to nie przechodziliśmy…?
-Niby tak, ale przecież muszę przenieść własną żonę przez próg naszego domu, prawda?
-No tak – odpowiedziałam z uśmiechem. Atmosfera stawała się coraz bardziej… hm… nie dość, że romantyczna, to jeszcze udzielała się nam obojgu. Kiedy weszliśmy do salonu i wreszcie postawił mnie na ziemi, od razu poczułam jego usta na swojej szyi i ciasno oplatające mnie ramiona. Powoli odwróciłam się, wplatając palce  w jego włosy – Kocham cię – wyszeptałam, po czym wpiłam się w jego wargi czując, że nadszedł ten moment. Jego ręce przesunęły się do tyłu, usiłując uporać się z ciasno zawiązanym gorsetem sukni, a marynarka wylądowała na podłodze. Starałam się zapanować nad łomoczącym sercem, jednak coraz bardziej traciłam zmysły. Zorientowałam się, że Bill powoli kładzie moje plecy na stole, jednak nie zwracałam najmniejszej uwagi na to, że coś niezwykle boleśnie wrzynało mi się w bok. Czułam każdy, najmniejszy ruch jego warg i z całych sił chciałam, by był jak najbliżej. Nie liczyło się nic, poza jego bliskością, poza jego ustami przesuwającymi się od mojej szyi do zagłębienia nad obojczykiem, poza jego rękami pokonującymi kolejne centymetry mojego ciała, poza nim. W pewnej chwili jego wargi się zatrzymały, wsparł się na rękach, trochę uniósł nade mną i spojrzał mi prosto w oczy, odgarniając czule włosy z mojej twarz, końce jego długich blond włosów ocierały się o moje ramiona
-Też cię kocham. Jak wariat. – wyszeptał, po czym znów wpił się namiętnie w moje usta.  Czułam, że zaraz oszaleję, jednak nie pozostawałam mu dłużna, drżącymi rękami usiłując uporać się z guzikami jego koszuli. Kiedy po jakimś czasie, coraz więcej rzeczy lądowało na podłodze, Bill znów wziął mnie na ręce, ja oplotłam go ciasno w pasie i mój ukochany zaczął kierować się prosto do naszej sypialni…
*** południe***
Otworzyłam leniwie oczy, czując oślepiające promienie słoneczne wpadające zza okna. Leżałam w objęciach swojego męża, a gdy podniosłam głowę i spojrzałam na niego, zobaczyłam, że też zdążył już się obudzić.
-Hej, kochanie – rzucił widząc, że już nie śpię
-Hej – powiedziałam z uśmiechem, składając na jego ustach, tym razem delikatny pocałunek. Odruchowo spojrzałam na dłoń swojego ukochanego (z tatuażem, którego nie cierpiałam, jednak zdołałam już się przyzwyczaić) i moim oczom ukazała się złota obrączka. – Czyli to nie był sen?
-Jeśli mówisz o naszym ślubie, weselu, a później dość konstruktywnie spędzonej nocy – spojrzał na mnie znacząco – to odpowiedź brzmi: nie – obdarzył mnie jednym ze swoich czarujących uśmiechów – A masz jakieś wątpliwości?

-Po prostu bałam się, że jak na rzeczywistość, to jest po prostu zbyt piękne… - jednak kiedy znów poczułam smak jego ust, skutecznie uniemożliwiło nam to jakąkolwiek dalszą konwersację. Czułam się jak w raju.