czwartek, 25 grudnia 2014

32. Kocham cię do szaleństwa!

-A teraz znowu on powie, że ją kocha … - siedzieliśmy wewnątrz luksusowej limuzyny wiozącej nas prosto do zamku na wesele – Na co ona, że ona jego bardziej… - a siedzący z przodu Majka i szofer Tobbias uważnie obserwowali każdy nasz ruch, żeby niczego nie pozostawić bez komentarza
-Na co on ją uciszy namiętnym pocałunkiem, bla bla bla… - przyjaciółka Zuzy również brała czynny udział w dyskusji, jednak mimo wszystko wiedziałem, że robi to tylko po to, by nie myśleć o pewnym spotkaniu z pewnym kimś. Ale w tej chwili naprawdę nie miałem głowy, żeby myśleć o kimś poza dziewczyną, której twarz znajdowała się obecnie jakieś 10 cm od mojej, i której, bezgranicznie szczęśliwy,  co chwila szeptałem mi coś na ucho.
-Kocham cię, wiesz? – gdzieś z przodu usłyszałam triumfalny okrzyk (,,Mówiłem!”)
-Wiem – zaśmiała się – wiem, wiem, wiem… - i po raz nie wiadomo który, znów zaczęliśmy się całować. Zabawne, jak bardzo pojawienie się w życiu jednej osoby, może wywrócić je o sto osiemdziesiąt stopni. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy tak na serio w tej sukni ślubnej, na parkingu pod kościołem, muszę przyznać, że cały strach jakby gdzieś odpłynął. Wyparował. Tak myśląc o tym teraz wydaje mi się, że w tej całej przedślubnej histerii najbardziej chodziło mi o to, żeby mieć stuprocentową pewność, że moja ukochana nie uzmysłowi sobie nagle, że to wszystko to jedna wielka pomyłka i nie ucieknie gdzie pieprz rośnie. Taak… Łatwo mi to mówić teraz, kiedy trzymam ją w ramionach i teraz jestem pewny, że tak będzie już zawsze.
-Czy wam naprawdę tak bardzo przeszkadza, że pocałowałem swoją własną żonę? – powiedziałem do dwójki z przodu z lekkim śmiechem, kiedy z ich strony znów dał się słyszeć szereg komentarzy, jednak już po chwili zupełnie przestałem zwracać na nich uwagę
-Możesz powtórzyć ostatnie? – zapytała Zuza
-W sensie powiedzieć czy zrobić? – odpowiedziałem rozbawiony
-I to i to – usłyszałem jej perlisty śmiech, a samo to, że była w tej chwili tak niesamowicie szczęśliwa, sprawiało mi jeszcze większą radość
-Pocałowałem swoją ŻONĘ… - jak powiedziałem tak też zrobiłem, więc nasze usta znów się złączyły, a Tobby zaczął pieprzyć coś o chamstwie, jakim jest według niego obściskiwanie się w miejscach publicznych.
***
-Brawo!!! – kiedy tylko wysiedliśmy z samochodu, rozległ się głośny wiwat ze strony wszystkich gości, którzy przybyli znaczenie wcześniej niż my. Nie obyło się bez czających się wszędzie paparazzi (chyba muszę później porozmawiać z ochroną, której zdaniem było zapewnienie nam absolutnej prywatności) ale aż się dziwię, jak bardzo miałem to gdzieś. Gdyby Zuza nie myślała w tej chwili o stu pięćdziesięciu innych rzeczach pewnie powiedziałaby, że przynajmniej nie będziemy narzekać na małą ilość zdjęć. Kiedy kroczyliśmy razem przez tłum, nawet pragnący sensacji dziennikarze rozstąpili się, by zrobić miejsce parze młodej (dobrze, że wszystkie kwestie finansowe są już uregulowane, bo w innym przypadku chyba zacząłbym się poważnie zastanawiać,  kto za to wszystko zapłaci). Mieliśmy teraz stanąć grzecznie przed wejściem i przygotować się na zasadnicze życzenia (niby zawsze  odbywa się to przed kościołem, jednak Zuza zdecydowała, że tu będzie bardziej nastrojowo czy coś w tym guście)
-Kur**, młody, wyglądasz jakbyś się czegoś ostro najeb** - to mój starszy brat podszedł, żeby jako wzorowy świadek pomóc nam uporać się z nieprzeliczoną ilością kwiatów – chyba w takim stanie to cię jeszcze nie widziałem… - jednak nagle urwał, bo do mojej żony (minie trochę czasu, zanim się przyzwyczaję) podeszła jej najlepsza przyjaciółka (jako jej świadek), nie zaszczycając Toma nawet krótkim spojrzeniem.
-Nie możemy ominąć jakoś tej części..? – zwróciłem się szybko do Zuzy, bo jakoś nie uśmiechało mi się mniej więcej pół godzinne wysłuchiwanie tego, że życzą nam wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, szczęścia, zdrowia, miłości i gromadki dzieci (nie mówiąc już o braku jakiegokolwiek kontaktu z Zuzą przez całe pół godziny)
-Kotku, uśmiechaj się, wiesz, że im zależy. – i wspięła się na palce, żeby złożyć na moich ustach przelotny pocałunek, bo znów wywołało zbiorowy wiwat gości
-Ale robię to dla ciebie – odpowiedziałem i zaczęło się. Pierwszy oczywiście podszedł mój brat, który bardzo usilnie starał się ukryć, że nawet on jest dziś lekko wzruszony
-No, także Kaultiz – zaczął – Co ja tu będę pieprzyć od rzeczy, wiesz czego ci życzę przecież. Na kilometr widać, że żyć bez siebie nie możecie, więc żyjcie sobie na zdrowie, ale pamiętaj młody, ja żadnego rozwrzeszczanego bachora niańczyć nie będę…!
-ja za to bardzo chętnie! – pozostali członkowie Tokio Hotel dołączyli do Toma
-Już my tego waszego potomka nauczymy prawdziwego życia… - zaczął odgrażać się basista, na co Zuza oderwała się na chwilę od swojej płaczącej matki i rzuciła w stronę chłopaków
-No chyba po moim trupie, że zostawię wam kiedyś dziecko… - i G’s w tej chwili przeszli złożyć jej niezwykle wylewne życzenia, a do mnie podeszli moi rodzice (to jest mama i ojczym)
-Mój synek – mama od razu chwyciła mnie w objęcia, pozbawiając skutecznie tchu na dobrych kilka sekund – Wiesz, że życzę wam jak najlepiej, Zuzanna to taka cudowna dziewczyna… - i resztę jej słów zagłuszył szloch wzruszenia
-No, chłopcze – Gordon przejął pałeczkę, podczas, gdy mama usiłowała się uspokoić – Dam ci podstawową radę. Jak możesz, unikaj jakichkolwiek głębszych dyskusji, jeśli chcesz to jakoś przetrwać, bo wierz mi, lekko nie będzie. A tak na poważnie, to nie spieprz tego Bill, bo masz cudowną żonę – jestem pewny, że w tej chwili uśmiechnąłem się z dumą – i mogę się założyć o gitarę Toma, że stworzycie świetną rodzinę.
-Powiedz to Tomowi – uścisnąłem go (zawsze był dla mnie jak ojciec), kwiaty podałem bratu, który oddawał je gdzieś tam i tym razem zobaczyłem stojąca przed sobą Maję (robiła wszystko, żeby nie spojrzeć w bok)
-Bill! –  rzuciła mi się na szyję – Wszystkiego naj naj naj i przecież wiesz. Wiesz, że cię lubię, ale jeśli kiedykolwiek Zuzka będzie mi płakać w słuchawkę przez ciebie to obiecuję… - powiedziała ze śmiechem, cały czas wisząc mi na szyi
-Niedoczekanie twoje…! – rzuciła Zuza – a w ogóle to zostaw mojego męża w spokoju i wróć tu łaskawie, ok.? – kiedy wyswobodziłem się z uścisku Polki, przyszedł czas na życzenia od rodziców panny młodej. Jej mama, podobnie jak moja, nie potrafiła opanować łez wzruszenia i usiłowała, łamanym angielskim, przekazać mi, czego nam życzy. Byłem jednak ciekawy, czy ojciec Zuzy nawet po ślubie będzie miał do mnie tak samo… powiedzmy, chłodny stosunek.
-No… - chyba nawet starał się znaleźć jakieś neutralne określenie co do mojej osoby, ale było ciężko. Nachylił się, żeby nikt nie słyszał jego słów – Powiem ci po męsku. Akceptuję to małżeństwo, bo Zuza jest szczęśliwa, a jej dobro jest dla mnie najważniejsze. Ale jest moją jedyną córką i możesz być pewny, że jeśli w jakikolwiek sposób ją skrzywdzisz, to cię rodzona matka… - w tej chwili mama Zuzi podeszła bliżej, więc pan Andrzej (chyba nigdy nie dojdziemy do etapu, żebym zaczął zwracać się do niego ,,tato”) zaczął już głośniej – Tak więc zdrowia, szczęścia i jeszcze raz pieniędzy!
-Miłości, Andrzej, miłości – doszła do nas jakaś ich ciotka, kuzynka czy Bóg wie kto i od tej pory zmuszony byłem do wysłuchania masy życzeń od wielu osób, których widziałem po raz pierwszy w życiu (ze strony polskiej rodziny przeważnie udawałem, że cokolwiek rozumiem, bo nawet biorąc pod uwagę, że po pięcioletnim związku z Polką coś tam po polsku dawałem radę, wzruszonych  i wpadających w słowotok Polaków po prostu nie szło zrozumieć). Po prawie godzinie, kiedy wszyscy najdalsi krewni już zdążyli się przewinąć, mogliśmy wreszcie wejść do sali i zacząć świętować najszczęśliwszą noc naszego życia. Tak więc, jak na dobrego męża przystało, objąłem Zuzę i wziąłem ją na ręce, zmierzając do głównego wejścia zamku
-Bill wariacie, postaw mnie…!
-Mowy nie ma, muszę cię przenieść przez próg, bo inaczej to przyniesie pecha czy coś w tym rodzaju…
-Od kiedy ty się taki przesądny zrobiłeś?
-Chyba odkąd cię poznałem, wiesz? – i, wśród towarzyszących nam zewsząd fleszy, znaleźliśmy się w wielkiej, zabytkowej sali, idealnie udekorowanej na przyjęcie weselne. Nas, jako parę młodą, wyciągnęli na środek, a wszyscy ustawili się dookoła (najbliższych zawołali do przodu, więc zobaczyłem jak Gustav usiłuje przecisnąć się koło ochroniarza tłumacząc, że on jest tu w sumie najważniejszy) i przyszedł czas na pierwszy toast (oczywiście trwało chwilę, zanim szampana otrzymał każdy z zebranych). Później odśpiewali kilka tradycyjnych pieśni typu klasyczne ,,Sto lat” (każda w dwóch wersjach językowych) i wypili nasze zdrowie, a my z Zuzą, również tradycyjnie, rzuciliśmy swoimi kieliszkami za siebie. Wtedy wszyscy zaczęli skandować ,,Gorzko, gorzko!” a Tom wydarł się z pierwszego rzędu ,,Pocałuj ją!” więc oczywiście bez zbędnego ociągania zrobiliśmy dokładnie to, co chcieli (ku wielkiej, zbiorowej radości). Wyglądało pewnie trochę jak pierwszy pocałunek w kościele, przywarliśmy do siebie na dobrych kilka minut, chcąc być tak blisko siebie, jak to tylko możliwe.
-Kocham cię – szepnęła Zuza, kiedy odsunęliśmy się lekko
-Chyba dlatego tu jesteśmy – zacytowałem jej własne słowa sprzed ceremonii, co wywołało uśmiech na jej twarzy. Po zakończeniu pierwszej, chyba najbardziej oficjalnej części, przyszedł czas na pierwszy taniec. Ku ogromnemu zdziwieniu wszystkich, na scenie pojawił się Tom z gitarą (przy mikrofonie stanęła jakaś bliżej nie znana mi osoba), zapowiadając (oczywiście w sowim stylu) pierwszy taniec młodej pary, więc chcąc nie chcąc, musieliśmy wyjść na parkiet. – Wiesz, że to będzie kompromitacja, prawda?
-Trzymaj się mnie, a wyjdzie perfekcyjnie – nie musiała powtarzać tego dwa razy. Od razu zarzuciła mi ręce na szyję, ja objąłem ją mocno w pasie, i tak złączeni, uważnie obserwowani przez cały tłum, dobrnęliśmy do końca piosenki i wtedy wesele zaczęło się na dobre. Goście rozsiedli się na wyznaczonych miejscach niczego sobie nie żałowali, praktycznie od razu polały się hektolitry wódki i parkiet zapełnił się tańczącymi parami. Kiedy tańczyliśmy z Zuzą któryś już z kolei taniec (tym razem było łatwiej, bo przyglądało się nam znacznie mniej osób) nagle wziąłem ją za rękę i zacząłem wyprowadzać z sali – Bill, co robisz?
-Idę spędzić trochę czasu z własną żoną – i za chwilę dobrnęliśmy do ustronnej (pustej!) altanki na końcu wielkiego ogrodu, ja usiadłem na ławce, a Zuza usiadła mi na kolanach o ujęła moją twarz w dłonie
-Wiesz, że to jest najpiękniejszy dzień w moim życiu? – wyznała, patrząc mi prosto w oczy
-Kocham cię, skarbie i obiecuję ci, że zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa…
-Już jestem – szepnęła, i tym razem bez świadków, złożyła na moich ustach nie wiem który już tego wieczoru namiętny pocałunek (który natychmiast odwzajemniłem). – Możemy tu jeszcze chwilę zostać? – zapytała, odsunąwszy się na chwilę, widać doceniając momenty prywatności
-Jak długo chcesz… Hej, nie odpowiedziałaś na moje wyznanie!

-Wiesz, że też cię kocham – uśmiechnęła się – Do szaleństwa – i na tym nasza rozmowa na razie się zakończyła, mimo tego, iż znaleźliśmy się naprawdę bardzo bardzo blisko siebie. 





Wesołych Świąt!!!

Z okazji  Świąt Bożego Narodzenia 
pragniemy przesłać Wam
najserdeczniejsze życzenia.

Niech tegoroczne Święta
będą dla każdego z Was
niezapomnianym czasem spędzonym
bez trosk, pośpiechu i zmartwień, 

wśród rodziny i przyjaciół.
A wraz z nadchodzącym Nowym Rokiem
życzymy Wam również dużo zdrowia,
szczęścia i spełnienia najskrytszych marzeń. 


Autorki bloga




wtorek, 9 grudnia 2014

31. Zespół potrzebny od zaraz

Patrzyłam jak Tom posłusznie minął parę stojącą przed ołtarzem i zacisnęłam usta żeby powstrzymać się przed powiedzeniem czegoś głupiego. Cały czas mierzyłam brata pana młodego od stup do czubka głowy i mogłam się założyć o wszystkie pieniądze świata, że ten pajac był w istocie dwu licowym pantoflarzem, który w istocie bał się drobnej blondynki jaką była moja przyjaciółka. Zuza zmusiła tego gbura do założenia garnituru co chyba nigdy wcześniej w historii nie miało miejsca. Gdy szanowny pan Kaulitz stanął koło mnie i prawdopodobnie przez przypadek jego dłoń musnęła moją, poczułam jak napinają się moje wszystkie mięśnie i odsunęłam się na pewną odległość by nie mieć z nim żadnego kontaktu. Moich uszu dobiegły słowa przysięgi, które ponownie płynęły z ust Zuzki. Nie mogąc się powstrzymać po raz kolejny zerknęłam w stronę Toma i zlustrowałam jego strój a mój wzrok przykuł detal, który nie powinien być ważny ale każda logicznie myśląca osoba, która chociaż trochę zna pana luźne gacie, doskonale powinna skojarzyć fakty. Pod brodą Kaulitza znajdował się lawendowy krawat, którego sam na pewno nie wybierał. Odruchowo spojrzałam na swoją sukienkę, która miała trochę inny odcień niż kreacje reszty druhen po czym zerknęłam na kawałek materiału zawiązany pod szyją Toma
- O kur**!!!- wyrwało mi się na cały kościół i wszystkie pary oczu łącznie z państwa młodych, gości, księdza i świadków (łącznie z winowajcą całego zdarzenia) zwróciły się w moją stronę. To, że byłam wściekła to delikatne określenie tego jak w danym momencie się czułam. Cała krew odpłynęła mi z twarzy i poczułam, że się gotuję. Zacisnęłam ręce w pięści tak, że aż pobielały mi kłykcie po czym zgromiłam przyjaciółkę, a raczej zdradziecką żmiję spojrzeniem jednak ona najwyraźniej nic sobie nie robiła z wizji rychłej śmierci z rąk Ninja Maja bo jakby nigdy nic świergotała coś do swojego ukochanego.
***
Po zakończeniu ceremonii wszyscy goście wyszli przed kościół by rzucać ryż na państwa młodych a ja w tym czasie musiałam pomóc Zuzce z sukienką, którą miałam ochotę nadepnąć tak, by z długiej halki została mini spódniczka
- jak mogłaś mi to zrobić?!- syknęłam gdy tylko nadarzyła się okazja
- oj tam, oj tam czy ty aby nie przesadzasz?- zapytała blondynka jakby nigdy nic- nad interpretujesz fakty. Jesteś honorową druhną a on honorowym świadkiem stąd te kolory- wzruszyła ramionami
- dobra, dobra z tym kitem to do Kaulitzów możesz startować- powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Znamy się od pieluch i nigdy nie uwierzę, że nie miałaś w tym jakiegoś celu- wskazałam na swoją sukienkę
- wierz w co chcesz- Zuza posłała mi w powietrzu buziaka a ja skrzyżowałam ręce na piersiach i tupnęłam jak małe dziecko- nie lubię cię- to chyba była najbardziej dziecinna rzecz jaką zrobiłam od hmmm  sumie miałam powiedzieć nie pamiętnych czasów albo coś w ten deseń ale prawda była taka, że przebywając w towarzystwie tylu wariatów cały czas robiłam coś, co było nie stosowne do mojego wieku
- no już nie fochaj się, zobaczysz wszystko będzie ok- przyjaciółka trąciła mnie ramieniem
- ej laski długo mamy czekać? Głodny jestem ! -dobiegł nas głos Gustava
- no choć bo nas oskarża o torturowanie gości- powiedziała Zuza
***
Z momentem przekroczenia progu kościoła rozległy się okrzyki i posypał się ryż. Chciałam odejść na bok by nie przeszkadzać ale Zuza zatrzymała mnie mocnym uściskiem za nadgarstek ( swoją drogą Zuza chyba trochę za dużo używa przemocy słownej i fizycznej w ostatnich dniach) tak więc stałam koło państwa młodych jak ostatnia pokraka a moje długie brązowe loki pokrywały się białym ryżem który przypominał płatki śniegu albo o zgrozo łupież… kątem oka zauważyłam, że skończony palant w różowej szmatce stał zaledwie kilka kroków dalej a koło niego stała sztuczna jak poliestrowa spódniczka i wytapetowana jak mój pokój w Edynburgu lala, którą miałam nieprzyjemność spotkać kilka dni wcześniej. Oczywiście jak można było się spodziewać, dziewczyna cały czas wlepiała we mnie swoje gały i prawdopodobnie zastanawiała się co takie bożyszcze jak Tom Kaulitz widział w takim motłochu jak ja…. No cóż można śmiało powiedzieć, że mimo szczerej niechęci, którą darzyłam aktualnie tego idiotę, myślałam podobnie (zastępując słowo bożyszcze -playboyem)  w drugą stronę. Gdy wreszcie znaleźliśmy się wszyscy w pobliżu samochodów Zuza zarządała, żebym wracała z nimi, a gdy zaprotestowałam bo w końcu to był ich wielki dzień, roztoczyła wizję mojego powrotu autem wroga numer 1. Na co moją reakcją było natychmiastowe wskoczenie do limuzyny ( ale chcąc dać młodej parze trochę swobody, postanowiłam dotrzymać towarzystwa Tobbiemu- ochroniarzowi chłopaków, który aktualnie robił za szofera). Droga do zamku, w którym miało odbyć się wesele była dosyć zabawna ponieważ mimo przyciemnianej szyby dzielącej szoferkę od reszty samochodu, było dokładnie widać i słychać co Bill i Zuza robili  z tyłu, a ponieważ Tobias był osobą o niesamowitym poczuciu humoru więc szeptem komentował to co według niego zaraz młoda para miała zrobić nawet zaczęliśmy się zakładać o liczbę pocałunków i takie tam inne rzeczy, których podczas czterdziestominutowej jazdy trochę się uzbierało. Gdy dotarliśmy na miejsce ojciec panny młodej i ojczym pana młodego, którzy o dziwo mimo szczerej niechęci, jaką wujek Andrzej darzył Billa, znaleźli wspólny język i aktualnie kierowali wszystkich do jednej z sal gdzie miał się odbyć obiad i toast przy okazji komentując wyniki jakiegoś meczu. 
-Maja!- usłyszałam głos Mary gdy tylko weszłam do wcześniej wspomnianej sali
- o co chodzi? – zapytałam dziewczyny, która wyglądała na lekko poddenerwowaną
- nie mamy zespołu- szepnęła gniotąc materiał sukienki
- jak to nie mamy zespołu? To co my puścimy na pierwszy taniec i w ogóle do czego będą bawić się goście?- to właśnie ja i Mary zajmowałyśmy się oprawą muzyczną i wystrojem wnętrz podczas gdy Monica wraz z Georgem i Gustavem pilnowali Cateringu i innych aspektów organizacyjnych
- no nie wiem możemy puścić coś z płyty- powiedziała dziewczyna a ja spojrzałam na nią sceptycznie- serio? Nie mamy płyt ani odpowiedniego nagłośnienia- powiedziałam na co Mary zrzedła mina
- no to trzeba się pofatygować do domu po jakąś muzykę albo tradycyjny taniec będą musieli wykonać słuchając muzyki z ipoda
- to by było nawet romantyczne- powiedziałam przykładając palec do brody i udając zadumę
- co by było romantyczne?- zapytał znajomy głos i ostatni, który w aktualnym momencie miałam ochotę słyszeć
- patrzenie jak topisz się w tym jeziorze, które znajduje się w ogrodzie- powiedziałam przez zaciśnięte zęby nawet nie zaszczycając GO spojrzeniem
- Maja- Mary warknęła ostrzegawczo- zachowaj kąśliwe uwagi na później bo właśnie przyszedł mi do głowy genialny pomysł- powiedziała a my spojrzeliśmy na nią ze zdziwieniem
- Tom błagam, powiedz, że masz gitarę- powiedziała wlepiając oczy w tego pajaca
- no mam w bagażniku, miałem zostawić ją w domu ale nie zdążyłem
- ok elektryk czy klasyk?- zapytała
- w sumie to obydwa Gibson SG z próby i akustyk z wywiadu radiowego- powiedział
- kocham ciebie i twoje nie zorganizowanie- powiedziała dziewczyna i rzuciła się mocno zdziwionemu Kaulitzowi na szyję
- co. ty .planujesz?- zapytał powoli, wyswobadzając się z uścisku
- Znasz  Keitha Urbana? – zapytała z nadzieją w głosie
- tego od laski z Kill Bill? no raczej! W dodatku chajtnął się z laską, która grała w filmie, którego tytuł bardzo często pojawia mi się w głowie, zwłaszcza ostatnio… - wyszczerzył się jak ostatni kretyn a Mary zgromiła go spojrzeniem
- nie skomentuję twojej ostatniej uwagi, ale zagrasz  Only  You Can Love Me This Way podczas tańca Billa i Zuzy- powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu
- ale…
- żadnych ale Kaulitz…

-Prosimy wszystkich do stołu- odezwał się głos mamy Zuzy, która starała się w miarę składnie ogarnąć wszystkich gości i rozpocząć część wznoszenia toastów, zwłaszcza, że pewien blondyn którego imię rozpoczyna się na G co chwila jakby nigdy nic sam częstował się ciastem znajdującym się na stole.