- panie wybaczą ale porywam królewnę by spędzić z nią dzisiejszy, jakże uroczy dzień- powiedziałem po czym przy akompaniamencie oklasków, śmiechów pisków i fleszy wyprowadziłem kucyka na zewnątrz
- Bill zabiję cię, jesteś niemożliwy- powiedziała dziewczyna- oszczędź biednego kucyka- dodała zeskakując i drapiąc zwierzę po nosie…
-no skoro nalegasz- wzruszyłem ramionami po czym podszedłem do dziewczyny w kowbojskim kapeluszu, która pomogła załatwić mi całe przedsięwzięcie zwróciłem jej konia i odwróciłem się do Zuzy - skoro biały kucyk ci nie odpowiada… czy zadowoli cię czerwony mustang z białą tapicerką?- zapytałem z przebiegłym uśmiechem na twarzy po czym wskazałem na zaparkowane nie daleko ca brio. Usłyszałem krótki, zduszony okrzyk.
- Bill ty… nie… no ale jak?- zapytała Zuza po czym z piskiem podbiegła do samochodu- skąd go wytrzasnąłeś?- wykrztusiła z siebie
- to słodka tajemnica - powiedziałem po czym dodałem- wybacz ale muszę zdjąć tą zbroję bo czuję się jak w saunie parowej- poszedłem się przebrać podczas gdy Zachwycona Zuzia podziwiała maszynę
- wciąż nie mogę uwierzyć że to wszystko dla mnie zrobiłeś- powiedziała gdy mknęliśmy autostradą w stronę Berlina - no i w ogóle jak wszyscy poradzą sobie bez nas? - Zapytała zaniepokojona
- spokojnie, wszystkim się zająłem. Tom nie ma nic do roboty więc razem z Monicą słucha zażaleń ciotek, Gustav i Georg zajęli się dekoracjami i cateringiem( chociaż nie byłem pewien czy to był najlepszy pomysł) no a Mary i Maja na pewno poradzą sobie z sukienkami
- ale …
-żadnych ale, dzisiaj masz wolne więc zabieram cię do Tropical Island
- ty chyba żartujesz, do tego parku wodnego? – zapytała z wielkim uśmiechem na twarzy
- tak- powiedziałem zadowolony z siebie
- a samochód?- zapytała
- co samochód?- zapytałem zdezorientowany
- no przecież powinieneś go zwrócić właścicielowi ni i na pewno nie ucieszy się z liczby kilometrów które przybędą mu na liczniku do tego paliwo…
- o to się nie martw… a to cudeńko- wskazałem dłonią na wnętrze klasycznego wozu z lat siedemdziesiątych sprowadzonego prosto ze stanów- jest… twoje
- że… co przepraszam bardzo?!- wykrztusiła Zuza patrząc na mnie jak na kosmitę
- no normalnie, to miał być twój prezent ślubny ale zważywszy na okoliczności postanowiłem dać ci go wcześniej…
-ale… ale… - moja narzeczona nie była w stanie powiedzieć nic logicznego. – Musiałeś wydać na niego cały majątek! - plan się udał. Patrząc na Zuzę skierowałem samochód na pobocze, po czym wyłączyłem silnik i odwróciłem się w jej stronę – Naprawdę, nie musiałeś… - położyłem palec na jej ustach, żeby wreszcie móc coś powiedzieć
-Kochanie – zacząłem – Jesteś dla mnie najważniejsza i wierz mi, że żadne pieniądze nie są w stanie oddać tego, ile dla mnie znaczysz…
-Ale mimo wszystko nie musiałeś aż… - znowu się wtrąciła
-Wiesz co? – zapytałem – Mogłabyś tylko czasami trochę mniej mówić – dodałem po czym zatkałem jej usta pocałunkiem, uniemożliwiając dalszą rozmowę. Moja narzeczona wcale się nie opierała, co uznałem za definitywny koniec naszego sporu.
-Dziękuję – szepnęła po chwili - jesteś kochany- powiedziała i po raz kolejny cmoknęła mnie w policzek – mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe jak ci powiem, że ja chciałam ci dać zegarek- powiedziała z niewinnym uśmieszkiem
- nie jak dla mnie to może być nawet bransoletka z filofunów- powiedziałem ze śmiechem
-ok… czyli rozumiem, że ten czarny Rolex ze srebrną tarczą może być podarowany Georgowi na urodziny… - zażartowała
- tego nie powiedziałem …!