-Więc powiedz mi coś więcej o sobie… bo oprócz tego, że jesteś nie
bywałej urody Polką, której serce złamał mój kuzyn i ma czego żałować- tu Jacob
uśmiechnął się szelmowsko i mrugnął do mnie- to w zasadzie nic nie wiem o
twojej osobie
- cóż w zasadzie to ja też o tobie nic nie wiem- uśmiechnęłam się
kokieteryjnie i zatrzepotałam rzęsami
- pani pierwsza- spojrzał na mnie wymownie
- no więc jestem świeżo upieczonym lekarzem, obecnie mieszkam i pracuję
w Szkocji co tu jeszcze by osobie powiedzieć… mam psa, który mieszka obecnie u
mojej współpracowniczki… lubię fioletowy kolor
- wow dużo można z ciebie wyciągnąć, nie nadawałabyś się na szpiega-
zażartował mężczyzna
- ah tak? Teraz pana kolej- uśmiechnęłam się pokazując perliście białe
zęby
- no więc jak już wiesz jestem kuzynem Kaulitzów, też świeżo skończyłem
studia chociaż są bardziej humanistyczne niż twoja profesja …
- hmm niech zgadnę jesteś… dziennikarzem albo nie! … pisarzem –
powiedziałam wpatrując się w oczy Jacoba
- nie jesteś nawet odrobinkę blisko- zaśmiał się odchylając głowę do
tyłu po czym spojrzał na mnie unosząc jedną brew- jestem prawnikiem
- wow ostro- powiedziałam ze śmiechem. Muzyka co automatycznie
zmniejszyło dystans między nami. Ani się obejrzałam, a tańczyłam wtulona w
Szatyna nie zwracając nawet uwagi na to, że nogi bolały mnie niemiłosiernie od
niezbyt wygodnych gigantycznych szpilek
- może usiądziemy?- zapytał chłopak gdy cicho jęknęłam pod wpływem
kolejnego kroku
- dobry pomysł…
Następne trzy godziny spędziliśmy na balkonie podziwiając gwiazdy i
rozmawiając o wszystkim i o niczym. Było bardzo przyjemnie jednak spożyty
alkohol oraz wydarzenia całego dnia robiły swoje i coraz bardziej ciążyły mi
powieki… gdy poczułam, że odpływam, Jacob jakby nigdy nic podłożył jedną rękę
pod moje uda a drugą pod kark po czym bez najmniejszej trudności podniósł mnie
do góry
- co ty… robisz?- zapytałam sennie tłumiąc ziewnięcie
- bardzo miło się z tobą rozmawia ale uważam, że powinnaś udać się na
spoczynek szepnął niosąc mnie w nie znanym kierunku
- ale gdzie my…?- zaczęłam zaniepokojona rozglądając się półprzytomnie
- spokojnie… państwo młodzi na pewno chcą mieć trochę spokoju więc Mary
poinformowała gości, że zarezerwowane zostały pokoje w zamku dla gości, którzy
będą zbyt nietrzeźwi lub zmęczeni by wrócić do domów- powiedział po czym
otworzył jakieś drewniane drzwi
- no jesteśmy w komnacie królewno – powiedział znów używając
starodawnego akcentu jednak tym razem byłam zbyt zmęczona by nawet zachichotać.
Mężczyzna położył mnie na łóżku nie przejmując się faktem, iż prawdopodobnie
pogniótł materiał bardzo drogiej sukienki
- zobaczymy się jutro? – zapytałam jeszcze rozchylając powieki
- no jasne, gdzież bym śmiał opuścić tak piękną dziewczynę i
towarzyszkę rozmów- powiedział nachylając się i całując mnie w czoło- odpocznij
księżniczko, zobaczymy się jutro- dodał gdy moje powieki ostatecznie się
zamknęły a mózg odmówił przyswajania informacji.
***południe***
ŁUP ŁUP… ŁUP
- chwila chwila nawet człowiekowi spać nie dadzą- przewróciłam się z
boku na bok chowając głowę pod poduszką a miałam taki cudowny sen byłam w zamku
z przystojniakiem w pokoju… ugh zamorduję tego kto mnie obudził
- Maja!-usłyszałam głos Monici- Maja wstawaj już południe
- zdradzę ci najważniejszą zasadę survivalu – powiedziałam nie podnosząc głowy, która
swoją drogą zaczęła nie miłosiernie boleć – jeżeli chcesz przeżyć to nigdy ale
to przenigdy nie bódź Mai Zawadzkiej
- oj już nie marudź- powiedziała dziewczyna prawdopodobnie mocując się
z drzwiami o czym świadczyły dochodzące mnie odgłosy
- czy ty kobieto zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś? wyrwałaś mnie z
najcudowniejszego snu o … - tu podniosłam głowę by rozeznać się w sytuacji,
jednak nadmiar światła sprawił że z jękiem spowrotem opadłam twarzą w poduszkę
- mam zapasowy klucz- odezwała się nagle druga znana mi aż za dobrze
osoba czyli Mary
- nie lubię was! Krzyknęłam w poduszkę
- np. już już wstawaj- powiedziała dziewczyna gdy tylko udało jej się
pokonać zamek po czym bezceremonialnie wparowała do pomieszczenia i pociągnęła
mnie do pozycji siedzącej
- ałłł- zasłoniłam dłonią oczy
- masz to pakiet ratunkowy- przede mną wylądowała butelka wody
mineralnej, opakowanie ibuprofenu oraz okulary przeciwsłoneczne
- a co to?!- krzyknęła nagle Monica podbiegając do szawki nocnej
znajdującej się po lewej stronie łóżka
- kobieto nie tak głośno ja umieram- wybełkotałam biorąc tabletkę do
ust
- no no no- wtrąciła Mary, no ja
widziałam, że kręcisz z Jacobem ale nie myślałam, że to tak na poważnie
-księżniczko, niestety nie dam
rady spotkać się z tobą jutro to znaczy właściwie dzisiaj ponieważ muszę wrócić
do Monachium z powodu pracy ale wiedz, że …
- daj mi to- zerwałam się nagle zapominając o potężnym kacu po czym
wyrwałam kremową karteczkę z rąk dziewczyn
- ty zostawił numer! Powinnaś zadzwonić- zapiszczała Monica a ja miałam
ochotę ją zabić
- możecie zdradzić mi co było tak ważne, że wparowałyście tu bez mojej
zgody co zahacza o włamanie a w tej chwili ingerujecie w moje życie prywatne?-
zapytałam przez zaciśnięte zęby mierząc je nienawistnym spojrzeniem
- a właśnie… zbieraj się bo masz względnie półtorej godziny na
spakowanie się- rzuciła Mary a ja zbaraniałam
- że co proszę? Myślałam, że mogę zostać u Zuzy podczas ich wyjazdu na…
- och skarbie oczywiście, że Zuza nie ma nic przeciwko… ale plany
uległy zmianie
- ale… jak … to?- zapytałam zdezorientowana
- tobie też należy się wypoczynek-czarnulka wzruszyła ramionami- no już nie protestuj
zobaczysz będzie fajnie ale nie mogę powiedzieć nic poza tym, że samolot
wylatuje o szesnastej i że spędzisz niezapomniane chwile w miłym towarzystwie
- wy sobie chyba jaja robicie czy to jest PUNK’D?- zapytałam
rozglądając się
- nie… chociaż w zasadzie…ludzie wychodźcie… żartowałam- powiedziała
Mary ze śmiechem ale zaraz po tym spoważniała-ale tak na serio ja mówię
absolutnie poważnie… zbieraj się bo inaczej my cię zbierzemy- powiedziała takim
tonem, że wolałam dłużej nie protestować posłusznie wstałam z łóżka zbierając
przy okazji wszystkie swoje rzeczy i nie zapominając o małej karteczce po czym
posłusznie powlokłam się za dziewczynami do czarnego Range Rovera.
***
Dwie godziny później siedziałam na lotnisku wraz z (O DZIWO I O ZGROZO)
: Monicą, Gustavem i Georgem i wciąż nie wiedziałam dokąd mamy rzekomo lecieć
„ Pasażerowie lecący na Maledivy proszeni są do bramki numer 4…
Potarzam…” – ale farciaże na pewno podobnie jak Zuza i Bill, którzy mieli ten
komfort, że lecieli właśnie to miejsce lecz wynajętym prywatnym odrzutowcem(
kto ma pieniądze ten ma władze) lecieli na miesiąc miodowy… Ku mojemu
zdziwieniu cała trójka poderwała się nagle i zaczęła iść w stronę 4 bramki- no
nie wy chyba żartujecie- powiedziałam z niedowierzaniem
- oj no nie marudź…- powiedział Georg z rozbawieniem łapiąc mnie
jednocześnie za rękę na wypadek gdybym postanowiła jednak im uciec w ostatniej
chwili
- zaczekajcie!- usłyszałam nagle w oddali bardzo znajomy i niemiecki
głos… nie to nie możliwe… chwilę później stał przed nami zdyszany Tom Kaulitz
we własnej osobie a zaraz za nim pojawiła wielce obrażona blond żmija w
obcisłej poliestrowej sukience- na nasz a raczej mój widok skrzyżowała ręce na
na 100% silikonowych piersiach i posłała mi nienawistne spojrzenia
- co ona tu robi?!- wybuchła nie przejmując się tym, że stałyśmy
naprzeciwko siebie
- właśnie co… ona w ogóle oni tu robią?!!! – wykrzyknęłam próbując
wyrwać dłoń z żelaznego uchwytu Georga w celu ucieczki
- Monica?!- wykrzyknęliśmy z Tomem jednocześnie bo to dziewczyna była
pomysłodawcą całego „wypadu” zwykle łagodna dziewczyna przybrała surową minę po
czym powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu
- to wszystko było zaplanowane bo doskonale wszyscy wiedzieliśmy, że
jeżeli dowiecie się wcześniej o naszych planach to żadna siła was nie musi o
postawienia nogi na terenie terminala- a teraz zakodujcie sobie coś w pustych
łebkach… wszyscy jak jeden mąż bez marudzenia przejdziecie przez bramkę…
usiądziecie w klacie biznes i przeżyjecie lot nie mordując się nawzajem… nie
chcę słyszeć nawet piśnięcia o tym że nie chcecie przebywać w swoim
towarzystwie zrozumiano?!- zapytała mierząc nas wzrokiem
- ja z tym czymś..- zaczęła Fran*szuja*ziska lecz Monica weszła jej w
słowo
- ciebie nie pytałam o zdanie nie chcesz jechać to zostaniesz ale Tom
leci- powiedziała
- ale ja nie- zaczął Kaulitz
- Tom leci…- powtórzyła
Monica z naciskiem- coś powtórzyć? Nie? To świetnie a teraz łaskawie ruszcie
swoje cztery litery bo jak nie to dam wam przyspieszenie
- stary twoja laska jest przerażająca jak jakiś tyran…- zaczął Tom
konspiracyjnym szeptem gdy zrównał się z Georgem, który nie puścił mojej ręki
nawet na moment
- jakiś problem?- zapytała Monica z wrednym uśmieszkiem mieżąc
starszego bliźniaka wzrokiem
- nie ale mogłabyś spuścić z tonu kobieto… jesteś przerażająca-
powiedział jednak dla własnego dobra postanowił zamknąć gębę
- no grzeczny Tomuś… nie ma to jak instynkt samozachowawczy-
stwierdziła z satysfakcją a ja tylko westchnęłam zrezygnowana… Co ja
kiedykolwiek komukolwiek zrobiłam, żeby musieć znosić coś takiego? Po powrocie
wyląduję w szpitalu psychiatrycznym… na bank.