piątek, 10 kwietnia 2015

37. Czy ty kobieto zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś?

-Więc powiedz mi coś więcej o sobie… bo oprócz tego, że jesteś nie bywałej urody Polką, której serce złamał mój kuzyn i ma czego żałować- tu Jacob uśmiechnął się szelmowsko i mrugnął do mnie- to w zasadzie nic nie wiem o twojej osobie
- cóż w zasadzie to ja też o tobie nic nie wiem- uśmiechnęłam się kokieteryjnie i zatrzepotałam rzęsami
- pani pierwsza- spojrzał na mnie wymownie
- no więc jestem świeżo upieczonym lekarzem, obecnie mieszkam i pracuję w Szkocji co tu jeszcze by osobie powiedzieć… mam psa, który mieszka obecnie u mojej współpracowniczki… lubię fioletowy kolor
- wow dużo można z ciebie wyciągnąć, nie nadawałabyś się na szpiega- zażartował mężczyzna
- ah tak? Teraz pana kolej- uśmiechnęłam się pokazując perliście białe zęby
- no więc jak już wiesz jestem kuzynem Kaulitzów, też świeżo skończyłem studia chociaż są bardziej humanistyczne niż twoja profesja …
- hmm niech zgadnę jesteś… dziennikarzem albo nie! … pisarzem – powiedziałam wpatrując się w oczy Jacoba
- nie jesteś nawet odrobinkę blisko- zaśmiał się odchylając głowę do tyłu po czym spojrzał na mnie unosząc jedną brew- jestem prawnikiem
- wow ostro- powiedziałam ze śmiechem. Muzyka co automatycznie zmniejszyło dystans między nami. Ani się obejrzałam, a tańczyłam wtulona w Szatyna nie zwracając nawet uwagi na to, że nogi bolały mnie niemiłosiernie od niezbyt wygodnych gigantycznych szpilek
- może usiądziemy?- zapytał chłopak gdy cicho jęknęłam pod wpływem kolejnego kroku
- dobry pomysł…
Następne trzy godziny spędziliśmy na balkonie podziwiając gwiazdy i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Było bardzo przyjemnie jednak spożyty alkohol oraz wydarzenia całego dnia robiły swoje i coraz bardziej ciążyły mi powieki… gdy poczułam, że odpływam, Jacob jakby nigdy nic podłożył jedną rękę pod moje uda a drugą pod kark po czym bez najmniejszej trudności podniósł mnie do góry
- co ty… robisz?- zapytałam sennie tłumiąc ziewnięcie
- bardzo miło się z tobą rozmawia ale uważam, że powinnaś udać się na spoczynek szepnął niosąc mnie w nie znanym kierunku
- ale gdzie my…?- zaczęłam zaniepokojona rozglądając się półprzytomnie
- spokojnie… państwo młodzi na pewno chcą mieć trochę spokoju więc Mary poinformowała gości, że zarezerwowane zostały pokoje w zamku dla gości, którzy będą zbyt nietrzeźwi lub zmęczeni by wrócić do domów- powiedział po czym otworzył jakieś drewniane drzwi
- no jesteśmy w komnacie królewno – powiedział znów używając starodawnego akcentu jednak tym razem byłam zbyt zmęczona by nawet zachichotać. Mężczyzna położył mnie na łóżku nie przejmując się faktem, iż prawdopodobnie pogniótł materiał bardzo drogiej sukienki
- zobaczymy się jutro? – zapytałam jeszcze rozchylając powieki
- no jasne, gdzież bym śmiał opuścić tak piękną dziewczynę i towarzyszkę rozmów- powiedział nachylając się i całując mnie w czoło- odpocznij księżniczko, zobaczymy się jutro- dodał gdy moje powieki ostatecznie się zamknęły a mózg odmówił przyswajania informacji.
***południe***
ŁUP ŁUP… ŁUP
- chwila chwila nawet człowiekowi spać nie dadzą- przewróciłam się z boku na bok chowając głowę pod poduszką a miałam taki cudowny sen byłam w zamku z przystojniakiem w pokoju… ugh zamorduję tego kto mnie obudził
- Maja!-usłyszałam głos Monici- Maja wstawaj już południe
- zdradzę ci najważniejszą zasadę survivalu  – powiedziałam nie podnosząc głowy, która swoją drogą zaczęła nie miłosiernie boleć – jeżeli chcesz przeżyć to nigdy ale to przenigdy nie bódź Mai Zawadzkiej
- oj już nie marudź- powiedziała dziewczyna prawdopodobnie mocując się z drzwiami o czym świadczyły dochodzące mnie odgłosy
- czy ty kobieto zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś? wyrwałaś mnie z najcudowniejszego snu o … - tu podniosłam głowę by rozeznać się w sytuacji, jednak nadmiar światła sprawił że z jękiem spowrotem opadłam twarzą w poduszkę
- mam zapasowy klucz- odezwała się nagle druga znana mi aż za dobrze osoba czyli Mary
- nie lubię was! Krzyknęłam w poduszkę
- np. już już wstawaj- powiedziała dziewczyna gdy tylko udało jej się pokonać zamek po czym bezceremonialnie wparowała do pomieszczenia i pociągnęła mnie do pozycji siedzącej
- ałłł- zasłoniłam dłonią oczy
- masz to pakiet ratunkowy- przede mną wylądowała butelka wody mineralnej, opakowanie ibuprofenu oraz okulary przeciwsłoneczne
- a co to?!- krzyknęła nagle Monica podbiegając do szawki nocnej znajdującej się po lewej stronie łóżka
- kobieto nie tak głośno ja umieram- wybełkotałam biorąc tabletkę do ust
-  no no no- wtrąciła Mary, no ja widziałam, że kręcisz z Jacobem ale nie myślałam, że to tak na poważnie
-księżniczko, niestety nie dam rady spotkać się z tobą jutro to znaczy właściwie dzisiaj ponieważ muszę wrócić do Monachium z powodu pracy ale wiedz, że …
- daj mi to- zerwałam się nagle zapominając o potężnym kacu po czym wyrwałam kremową karteczkę z rąk dziewczyn
- ty zostawił numer! Powinnaś zadzwonić- zapiszczała Monica a ja miałam ochotę ją zabić
- możecie zdradzić mi co było tak ważne, że wparowałyście tu bez mojej zgody co zahacza o włamanie a w tej chwili ingerujecie w moje życie prywatne?- zapytałam przez zaciśnięte zęby mierząc je nienawistnym spojrzeniem
- a właśnie… zbieraj się bo masz względnie półtorej godziny na spakowanie się- rzuciła Mary a ja zbaraniałam
- że co proszę? Myślałam, że mogę zostać u Zuzy podczas ich wyjazdu na…
- och skarbie oczywiście, że Zuza nie ma nic przeciwko… ale plany uległy zmianie
- ale… jak … to?- zapytałam zdezorientowana
- tobie też należy się wypoczynek-czarnulka  wzruszyła ramionami- no już nie protestuj zobaczysz będzie fajnie ale nie mogę powiedzieć nic poza tym, że samolot wylatuje o szesnastej i że spędzisz niezapomniane chwile w miłym towarzystwie
- wy sobie chyba jaja robicie czy to jest PUNK’D?- zapytałam rozglądając się
- nie… chociaż w zasadzie…ludzie wychodźcie… żartowałam- powiedziała Mary ze śmiechem ale zaraz po tym spoważniała-ale tak na serio ja mówię absolutnie poważnie… zbieraj się bo inaczej my cię zbierzemy- powiedziała takim tonem, że wolałam dłużej nie protestować posłusznie wstałam z łóżka zbierając przy okazji wszystkie swoje rzeczy i nie zapominając o małej karteczce po czym posłusznie powlokłam się za dziewczynami do czarnego Range Rovera.
***
Dwie godziny później siedziałam na lotnisku wraz z (O DZIWO I O ZGROZO) : Monicą, Gustavem i Georgem i wciąż nie wiedziałam dokąd mamy rzekomo lecieć
„ Pasażerowie lecący na Maledivy proszeni są do bramki numer 4… Potarzam…” – ale farciaże na pewno podobnie jak Zuza i Bill, którzy mieli ten komfort, że lecieli właśnie to miejsce lecz wynajętym prywatnym odrzutowcem( kto ma pieniądze ten ma władze) lecieli na miesiąc miodowy… Ku mojemu zdziwieniu cała trójka poderwała się nagle i zaczęła iść w stronę 4 bramki- no nie wy chyba żartujecie- powiedziałam z niedowierzaniem
- oj no nie marudź…- powiedział Georg z rozbawieniem łapiąc mnie jednocześnie za rękę na wypadek gdybym postanowiła jednak im uciec w ostatniej chwili
- zaczekajcie!- usłyszałam nagle w oddali bardzo znajomy i niemiecki głos… nie to nie możliwe… chwilę później stał przed nami zdyszany Tom Kaulitz we własnej osobie a zaraz za nim pojawiła wielce obrażona blond żmija w obcisłej poliestrowej sukience- na nasz a raczej mój widok skrzyżowała ręce na na 100% silikonowych piersiach i posłała mi nienawistne spojrzenia
- co ona tu robi?!- wybuchła nie przejmując się tym, że stałyśmy naprzeciwko siebie
- właśnie co… ona w ogóle oni tu robią?!!! – wykrzyknęłam próbując wyrwać dłoń z żelaznego uchwytu Georga w celu ucieczki
- Monica?!- wykrzyknęliśmy z Tomem jednocześnie bo to dziewczyna była pomysłodawcą całego „wypadu” zwykle łagodna dziewczyna przybrała surową minę po czym powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu
- to wszystko było zaplanowane bo doskonale wszyscy wiedzieliśmy, że jeżeli dowiecie się wcześniej o naszych planach to żadna siła was nie musi o postawienia nogi na terenie terminala- a teraz zakodujcie sobie coś w pustych łebkach… wszyscy jak jeden mąż bez marudzenia przejdziecie przez bramkę… usiądziecie w klacie biznes i przeżyjecie lot nie mordując się nawzajem… nie chcę słyszeć nawet piśnięcia o tym że nie chcecie przebywać w swoim towarzystwie zrozumiano?!- zapytała mierząc nas wzrokiem
- ja z tym czymś..- zaczęła Fran*szuja*ziska lecz Monica weszła jej w słowo
- ciebie nie pytałam o zdanie nie chcesz jechać to zostaniesz ale Tom leci- powiedziała
- ale ja nie- zaczął Kaulitz
- Tom leci…- powtórzyła Monica z naciskiem- coś powtórzyć? Nie? To świetnie a teraz łaskawie ruszcie swoje cztery litery bo jak nie to dam wam przyspieszenie
- stary twoja laska jest przerażająca jak jakiś tyran…- zaczął Tom konspiracyjnym szeptem gdy zrównał się z Georgem, który nie puścił mojej ręki nawet na moment
- jakiś problem?- zapytała Monica z wrednym uśmieszkiem mieżąc starszego bliźniaka wzrokiem
- nie ale mogłabyś spuścić z tonu kobieto… jesteś przerażająca- powiedział jednak dla własnego dobra postanowił zamknąć gębę
- no grzeczny Tomuś… nie ma to jak instynkt samozachowawczy- stwierdziła z satysfakcją a ja tylko westchnęłam zrezygnowana… Co ja kiedykolwiek komukolwiek zrobiłam, żeby musieć znosić coś takiego? Po powrocie wyląduję w szpitalu psychiatrycznym… na bank.



3 komentarze:

  1. jezu jak ja kocham tego bloga <3333

    OdpowiedzUsuń
  2. Booooski rozdział. Przepraszam że dopiero teraz ale odcieli mi neta ♥♥♥♥♥♥♥♥
    Kiedy next ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już dodajemy, przepraszamy za opóźnienie ;)

      Usuń