-Majka! –
usiłowałam przekrzyczeć niesamowicie głośną muzykę wydobywającą się z wielkich
głośników. Już widziałam moją przyjaciółkę, najwyraźniej rozmawiającą z jakimś
facetem, którego nie byłam w stanie rozpoznać, gdyż stał do mnie tyłem.
Musiałam się jednak naprawdę wysilić, żeby dostać się do niej, przeciskając się
przez tłum stojący przy barze. Miała załatwić drinki, jednak już dość długo jej
nie było, więc stwierdziłam, że muszę obaczyć co się dzieje. Chyba taką trochę
nadopiekuńczość podłapałam u mojego narzeczonego, który czasami zdecydowanie w
tym względzie przesadza. – Przepraszam… - dalej przepychałam się przez tłum
lekko wstawionych już imprezowiczów, kiedy wreszcie dotarłam do Majki.
Przyjaciółka, kiedy mnie ujrzała, zrobiła dość dziwną, taką niepewną i
przerażoną minę, nie wiedziałam, o co jej chodziło. – Coś się stało? –
zapytałam, a wtedy jej rozmówca odwrócił się w moją stronę. Zatkało mnie. I
jego też. Staliśmy tak oboje z otwartymi szeroko oczami i ustami, nie wiedząc
co powiedzieć, aż w końcu udało mi się wykrztusić – M…M…Martin…?!
-Zu…Zu…Zuza..?! -Co ty tu robisz?! – nie mogłam w to uwierzyć. Byłam pewna, że ten rozdział jest już dawno zamknięty. Przecież ostatni raz widzieliśmy się pięć lat temu i to w kompletnie innym kraju! Wspominając reakcje mojego narzeczonego na tego faceta czułam, że nic dobrego nie może z tego wyniknąć…
-Ja… Mieszkam tu od niedawna – powiedział z uśmiechem, najwyraźniej bardzo ciesząc się ze spotkania. Bardzo szybko doszedł do siebie po tym nieoczekiwanym szoku. W przeciwieństwie do mnie
-Jak.. jak to mieszkasz tutaj?! – nie… to jest jakiś zły sen…
-No, dopiero się przeprowadziłem. Ale się cieszę, że cię widzę, Zuzka! – błagam, niech ktoś mi powie, że on w dalszym ciągu nie żywi w sobie jakiejś tam nadziei… Spojrzałam w rozpaczy na Majkę, ale na jej twarzy również malowało się zagubienie – A ciebie co tutaj sprowadza?
-Ja… No cóż… - nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Od razu powiedzieć prawdę? Chyba powinnam, jednak wiem, że może to być dla niego szok. Jednak nie byłam w stanie nic odrzec, bo nagle muzyka z głośników uległa zmianie i usłyszeliśmy ,,Say it right” Nelly Furtado. Idealne do tańca…
-Chodź – powiedział i złapał mnie za rękę, którą jednak od razu wyrwałam, stanęłam w miejscu i zmusiłam go do tego samego. Muszę być z nim szczera
-Nie. – spojrzał na mnie zdziwiony – Martin, nie.
-ale dlaczego…? – nie mógł zrozumieć – Ja wiem, wtedy w Austrii tamten nadpobudliwy Niemiec, ale kiedy to było…
-Martin, zapytałeś co tu robię. Otóż przyjechałam na ślub.
-O, a kto wychodzi za mąż? jakaś twoja przyjaciółka? – dalej nie mógł zrozumieć
-Ja. – zapadła taka niezręczna cisza. Patrzył na mnie wielkimi oczami. Czyli mu nie przeszło. Nie mogłam w to uwierzyć, przecież przez tyle lat ja już dawno zdążyłam o nim zapomnieć. Czasem tylko wspominałam jego imię, kiedy zazdrość Billa zaczynała przekraczać pewne granice. ale to wszystko.
-jak… to… ty…? Wychodzisz za mąż…? ale chyba to nie on…
-Właśnie on. – odpowiedziałam, trochę za bardzo bezpośrednio, ale uznałam, że jak prawda to prawda – Martin, najlepiej będzie jak zapomnisz. Od pięciu lat, niezmiennie, kocham tylko jego i to się nie zmieni. Przepraszam… - powiedziałam jeszcze, wyminęłam stojącego bez ruchu chłopaka i zaczęłam przeciskać się w stronę wyjścia. Kiedy opuściłam klub, dogoniła mnie Maja.
-Zuzka, stój! – nie musiała już aż tak bardzo krzyczeć, gdyż klub zostawał coraz to bardziej w tyle, za nami. Jednak ani myślałam się zatrzymywać, chciałam jak najszybciej wsiąść do samochodu (wprawdzie już nie do luksusowego Audi, ale też niczego sobie), wejść do domu i paść w ramiona mojemu ukochanemu. Nawet nie wiem czy powinnam mu o tym powiedzieć… Tak więc Maja wreszcie zrównała się ze mną, również pozostając w szoku – Zuzka, co ty robisz?!
-Idę stąd. Jak najdalej. Koniec zabawy. – odpowiedziałam, jednocześnie otwierając auto i wsiadając do środka
-Zuzka, przecież nie możesz teraz prowadzić…
-Prawie nic nie wypiłam, a tutaj na pewno ani chwili dłużej nie zostanę. Wsiadasz czy bawisz się dalej? – odrzekłam zniecierpliwiona. Majka bez większego wahania wsiadła do samochodu, jednak cały czas nie była do końca przekonana
-A Mary, Monica…?
-Poradzą sobie. Napisz im SMSa, że musiałyśmy zwijać się wcześniej i tyle. – jak najmocniej wcisnęłam pedał gazu, samochód wręcz wyskoczył ze swojego miejsca parkingowego i już po chwili pędziłyśmy jedną z niemieckich dróg szybkiego ruchu. Jechałyśmy dość długo w milczeniu, jednak w pewnej chwili nie wytrzymałam… - Cholera jasna!
-Zuzka, co się dzieje? – zaniepokoiła się moja przyjaciółka
-No bo co to w ogóle ma być?! Nie widzę gościa pięć lat, jest mi tak samo obojętny jak zeszłoroczny śnieg, a teraz nagle znów się zjawia pełny nadziei…
-Zuza… - Majka usiłowała mi przerwać, ale ja kontynuowałam
-Co to jest? Czy los naprawdę uważa, że jeszcze powinnam przemyśleć decyzję o małżeństwie? Niech spieprza. – Warknęłam zawzięcie
-Ale nie zamierzasz jeszcze raz niczego przemyślać, prawda?
-A jak myślisz? – miałam dosyć tej rozmowy – Właśnie rozwijam taką zawrotną prędkość tylko po to, żeby jak najszybciej znaleźć się w MOIM DOMU, przy MOIM facecie, z którym chcę spędzić całe życie. – przecież to jest takie oczywiste. O co ja się wściekam? Może o to, że biorąc pod uwagę fakt, że Martin mieszka w tym samym mieście co my, które nie jest znowu wcale jakieś duże, nie ma opcji, żeby kiedyś nie wpadli na siebie z Billem. A wtedy coś czuję, że nie będzie lekko… - Dobra, udajemy, że nic nie zaszło – No prawda była taka, że serio nic nie zaszło
-Zamierzasz mu powiedzieć?
-Nie wiem. raczej nie. jak mu powiem to się wścieknie. Jak mu nie powiem i sam się dowie, wścieknie się jeszcze bardziej… - Ogólnie rzecz biorąc nie znajdowałam żadnego logicznego wyjścia z tej sytuacji, jednak doszłam do wniosku, że na razie przemilczę fakt tego spotkania. Po chwili naszym oczom ukazała się nasza willa, z całkowicie ciemnymi oknami. Billa jeszcze nie było. Westchnęłam głęboko, wygrzebałam z torebki pilota do bramy i wjechałyśmy do środka.