- kocham cię- usłyszałem głos Zuzy po czym rozłączyłem się tyle było
jeszcze do zrobienia a jak na razie nic nie szło zgodnie z planem i miałem
coraz większe wrażenie, że nasze wesele skończy się katastrofą Gustav, Georg,
Maja, Tom, tysiące ciotek, wujków, rodzice, Mary wszyscy mieli ciągle jakieś
problemy, które my z Zuzanną musieliśmy bez mrugnięcia powieką i z uśmiechami
na twarzach rozwiązywać. Mówią, że ślub to najpiękniejszy moment życia, dzień
który pamięta się do końca życia ale ja miałem coraz większe wrażenie, że ta
bajka zmienia się w senny koszmar no bo co jeszcze mogło się tak naprawdę
wydarzyć? Czasami żałowałem, że nie zrobiliśmy z Zuzą cichego, kameralnego
ślubu na jakiejś karaibskiej wyspie w towarzystwie najbliższej rodziny i
przyjaciół z drugiej zaś strony, jak tak na to teraz patrzę to w sumie wyszłoby
na to samo bo na 100% na uroczystości musieli by się pojawić Tom, Maja, Gustav
i Georg czyli osoby, z którymi mamy aktualnie najwięcej problemów. Westchnąłem
po czym wyszedłem na taras nad basenem, gdzie krzątało się mnóstwo osób
odpowiedzialnych za organizację ślubu. Był maj i wszystko pięknie kwitło więc
postanowiliśmy z Zuzą część wesela zrobić w ogrodzie. Na środku ogrodu w którym
znajdowało się pole golfowe stał specjalnie zamówiony parkiet do tańca dla
gości ponad którym górowała scena ozdobiona białymi liliami i czerwonymi różami
sprowadzonymi z Francji, chociaż kilkadziesiąt osób czuwało nad organizacją
uroczystości, niestety zarówno moja rodzicielka jak i mama Zuzy zapowiedziały,
że również „pomogą” nam przy dekoracjach, potrawach i innych rzeczach- całe
szczęście, że JESZCZE nie miały okazji tego zrobić bo zacząłem się poważnie
obawiać, jaki byłby efekt końcowy całego przedsięwzięcia. Z zamyślenia wyrwał
mnie odgłos podjeżdżającego samochodu więc czym prędzej przeszedłem przez salon
i hol by zobaczyć, czy Zuza już wróciła. W drzwiach minęli mnie G’s którzy
oczywiście musieli przywitać się z dziewczynami i jakoś zatuszować swoje
przewinienie, za które (czego jestem pewien) dostaną w najlepszym wypadku
niezły opieprz- (jakby to powiedział Tom). Jak na zawołanie na podjeździe
zjawił się nagle tłum ludzi, którzy chcieli coś od Zuzy i nie mogli z tym
poczekać nawet pięciu minut spojrzałem na swoją narzeczoną, która wyglądała na
trochę zagubioną. Podszedłem do niej i przytuliłem ją by dodać jej otuchy i
zapewnić, że wszystko będzie dobrze na nic więcej nie było czasu bo Zuza
została porwana w wir obowiązków więc poszedłem w stronę Majki
- Majka, jak miło cię widzieć –powiedziałem do dziewczyny, która wysiadła od strony pasażera
- cześć Billuś, kopę lat!- wykrzyknęła i przytuliła się do mnie
- no popatrz, ale ty się zmieniłaś urosłaś albo coś- kontynuowałem żart bo prawda była taka, że bardzo niedawno się widzieliśmy, zmierzyłem dziewczynę od stup do czubka głowy jednocześnie unosząc brwi
- no chyba w szerz, biorąc pod uwagę ilości słodkości jakie skonsumowałam przez twoją narzeczoną- zaśmiała się dziewczyna po czym poszła w stronę G’s a ja wszedłem do domu. W salonie panował nieskazitelny porządek, nawet mimo niedawnego incydentu ze stłuczoną wazą, której szczątki zostały jak najszybciej zutylizowane. Skierowałem się w stronę stołu i sięgnąłem po jeden ze swoich telefonów. Pierwszy , służbowy, od kilku dni leżał w jednym miejscu, po tym jak Zuza kategorycznie kazała mi go wyłączyć, zirytowana nieustannymi telefonami gazet i paparazzi. Kiedy zerknąłem na wyświetlacz prywatnej komórki, moim oczom ukazało się ze dwadzieścia nieodebranych połączeń, wszystkie od mojej, jak się ostatnio okazało, bardzo licznej rodziny. Przez chwilę nawet zastanowiłem się czy nie wypadałoby oddzwonić albo w jakiś sposób wykazać swojego zainteresowania, jednak po chwili przemyślenia doszedłem do wniosku, że i tak mi nie odpuszczą, więc nie ma sensu samemu się narzucać. Nie tak to sobie wyobrażałem. mam u swojego boku kobietę swojego życia i właśnie szykujemy się do najważniejszego i najpiękniejszego w naszym życiu dniu, a radość z tego wszystkiego zdecydowanie przysłania nam zbytnie zainteresowanie całym wydarzeniem, zarówno ze strony mediów, jak i naszych własnych gości. Ja to jakoś wytrzymam, bo w końcu takie zainteresowanie nie jest dla mnie czymś niespotykanym, jednak martwię się o moją ukochaną. Bywa, że nie może zrobić spokojnie zakupów, bo dziennikarze od razu oblegają ją ze wszystkich stron, jako ,,narzeczoną Billa Kaulitza”. Czy naprawdę mój ślub musi być wydarzeniem roku? Paranoja. Myśląc tak o całym tym zamieszaniu i mając głęboką nadzieję, że jednak uda nam się nie zwariować, usłyszałem dzwonek do drzwi. Widząc moją narzeczoną ustalającą ustawienia stołów w ogrodzie (na jej twarzy malowała się spora już irytacja) wiedziałem, że to ja musze otworzyć. I nie ma żadnego problemu, o ile to nie okaże się Tom (po którego zaraz muszę jechać na lotnisko) ani żadna z naszych matek, które obydwie zadeklarowały, że musza pomóc, więc zjawią się lada dzień. Na całe szczęście za drzwiami stała dziewczyna Georga, Monica
-Wyglądasz jakbyś za chwile miał kogoś zamordować – rzuciła na powitanie
z uśmiechem- Majka, jak miło cię widzieć –powiedziałem do dziewczyny, która wysiadła od strony pasażera
- cześć Billuś, kopę lat!- wykrzyknęła i przytuliła się do mnie
- no popatrz, ale ty się zmieniłaś urosłaś albo coś- kontynuowałem żart bo prawda była taka, że bardzo niedawno się widzieliśmy, zmierzyłem dziewczynę od stup do czubka głowy jednocześnie unosząc brwi
- no chyba w szerz, biorąc pod uwagę ilości słodkości jakie skonsumowałam przez twoją narzeczoną- zaśmiała się dziewczyna po czym poszła w stronę G’s a ja wszedłem do domu. W salonie panował nieskazitelny porządek, nawet mimo niedawnego incydentu ze stłuczoną wazą, której szczątki zostały jak najszybciej zutylizowane. Skierowałem się w stronę stołu i sięgnąłem po jeden ze swoich telefonów. Pierwszy , służbowy, od kilku dni leżał w jednym miejscu, po tym jak Zuza kategorycznie kazała mi go wyłączyć, zirytowana nieustannymi telefonami gazet i paparazzi. Kiedy zerknąłem na wyświetlacz prywatnej komórki, moim oczom ukazało się ze dwadzieścia nieodebranych połączeń, wszystkie od mojej, jak się ostatnio okazało, bardzo licznej rodziny. Przez chwilę nawet zastanowiłem się czy nie wypadałoby oddzwonić albo w jakiś sposób wykazać swojego zainteresowania, jednak po chwili przemyślenia doszedłem do wniosku, że i tak mi nie odpuszczą, więc nie ma sensu samemu się narzucać. Nie tak to sobie wyobrażałem. mam u swojego boku kobietę swojego życia i właśnie szykujemy się do najważniejszego i najpiękniejszego w naszym życiu dniu, a radość z tego wszystkiego zdecydowanie przysłania nam zbytnie zainteresowanie całym wydarzeniem, zarówno ze strony mediów, jak i naszych własnych gości. Ja to jakoś wytrzymam, bo w końcu takie zainteresowanie nie jest dla mnie czymś niespotykanym, jednak martwię się o moją ukochaną. Bywa, że nie może zrobić spokojnie zakupów, bo dziennikarze od razu oblegają ją ze wszystkich stron, jako ,,narzeczoną Billa Kaulitza”. Czy naprawdę mój ślub musi być wydarzeniem roku? Paranoja. Myśląc tak o całym tym zamieszaniu i mając głęboką nadzieję, że jednak uda nam się nie zwariować, usłyszałem dzwonek do drzwi. Widząc moją narzeczoną ustalającą ustawienia stołów w ogrodzie (na jej twarzy malowała się spora już irytacja) wiedziałem, że to ja musze otworzyć. I nie ma żadnego problemu, o ile to nie okaże się Tom (po którego zaraz muszę jechać na lotnisko) ani żadna z naszych matek, które obydwie zadeklarowały, że musza pomóc, więc zjawią się lada dzień. Na całe szczęście za drzwiami stała dziewczyna Georga, Monica
-Jakbym tylko mógł spędzić wreszcie chociaż trochę czasu ze swoją narzeczoną, wierz mi, że moje samopoczucie uległoby drastycznej zmianie – odpowiedziałem z przekąsem
-I z tego robisz taki problem? jak wy, faceci, byście sobie bez nas poradzili…? – pokręciła z politowaniem głową, wyminęła mnie i zaczęła krzyczeć – Zuza! Zuza!!!
-Co ty kombinujesz?
-najprostszą rzecz pod słońcem, na która ty nawet nie wpadłeś… Zuzka!!! – po chwili moja narzeczona dołączyła do nas – No, jesteś
-Co się dzieje? – zapytała zdezorientowana, lecz w tej chwili dopadła do niej któraś z jej ciotek
-Zuzanno, nie możesz w tej chwili sobie gdzieś odchodzić, musimy ustalić jeszcze bardzo wiele szczegółów!
-tak, tak… - powiedziała zniecierpliwiona Monica – Ja paniom pomogę, Zuzanna musi bardzo pilnie iść z Billem na górę, wykonać jeszcze kilka ważnych telefonów – zatkało mnie. Przecież to było tak proste. Ciotka odeszła naburmuszona, Monica rzuciła jeszcze – Nie dziękujcie… - I podążyła za ciotką, a ja złapałem Zuzę za rękę i poszliśmy na górę. Kiedy wreszcie znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od tego całego zamieszania, stanęliśmy naprzeciwko siebie, utonąłem w spojrzeniu jej wielkich, pięknych niebieskich oczu i szepnąłem
-Stęskniłem się za tobą wiesz?
-No ja mam nadzieję – odpowiedziała z cichym śmiechem, po czym wspięła się na palce, żeby złożyć na moich ustach długi pocałunek. Za każdym razem czułem się tak jak wtedy w austriackim szpitalu, kiedy całowaliśmy się po raz pierwszy. I za każdym razem utwierdzałem się w przekonaniu, że mam najcudowniejszą dziewczynę pod słońcem (to chyba dziewczyny są znane z używania takich określeń). Nie odrywając się od siebie usiedliśmy na kanapie, a wtedy Zuza położyła głowę na moim ramieniu i wreszcie mogliśmy chociaż przez chwilę spokojnie porozmawiać.
-Kiedy jedziesz po Toma? – zapytała
-Za chwilę muszę wyjechać – odpowiedziałem – O ile mój samochód jeszcze się do czegoś nadaje…
-Czyli mam jeździć autobusem? – odpowiedziała z przekąsem, ale zaraz powróciła do ważniejszego aspektu tego tematu – pamiętasz o tym, że do dnia ślubu on nie może się tutaj pojawić, prawda?
-Kochanie, wszystko jest pod kontrolą. Wierz mi, że on sam będzie robił wszystko, żeby tylko jak najdłużej uniknąć tego spotkania…
-Powiedz mi, ale tak szczerze, czy on jest naprawdę szczęśliwy z tą całą Franziską?
-Czy ja wiem… - zastanowiłem się – Mówi, ze tak… No, w każdym razie na pewno się tego nie dowiem, jeśli teraz po nich nie wyjadę… A jak znam życie, to później pójdziemy jeszcze z Tomem do jakiegoś klubu, więc…
-Nie myśl sobie, że tylko ty gdzieś dzisiaj wychodzisz – odpowiedziała tajemniczo – Nas z Mają też dzisiaj nie ma
-Tylko uważaj na siebie – powiedziałem, pocałowałem ją w czoło i po chwili siedziałem już w swoim samochodzie. Kiedy dojechałem na lotnisko i wysiadłem z auta, ze wszystkich stron rozbłysły flesze a ja zostałem zasypany setką pytań
-Bill, jak przygotowania do ślubu…?
-Jak twoja narzeczona znosi całe to zamieszanie…?
-Czy to jest ta jedyna…?
-Czy jesteś przekonany do tego małżeństwa…? – Zamorduję tego, kto poinformował tych idiotów o moim ślubie.
co tu dużo pisać odcinek ciekawy jak zawsze , czekam na nexta
OdpowiedzUsuńJak ja wam zazdroszcze tego talentu normalnie notka wciąga tak jak każda i na samym końcu ciągle czuje niedosyt...
OdpowiedzUsuńCzekam na Spotkanie Toma i Maji
Czekam na nexta ;)
Świetny odcinek i czekam na nexta! Mam nadzieję że Maja i Tom się spotkają, nie mogę się tego doczekać!
OdpowiedzUsuń