Znajdowałam się
na środku wielkiej łąki całej pokrytej różnorodnymi kolorowymi kwiatami. W
oddali, na skraju lasu, ktoś stał. Z tej odległości nie mogłam dostrzec, kto
to, ale podświadomie czułam, że jest to osoba, na którą już bardzo długo
czekam. Że będzie to bardzo miłe spotkanie. Zaczęłam iść w tamta stronę, nie
spuszczając oczu z tajemniczej postaci…
-Majka… -
dobiegł mnie nerwowy szept – Majka! – łąka zaczęła robić się coraz mniej
wyraźna, a tajemnicza postać powoli znikała…-Nie… jeszcze nie… - wymamrotałam tylko, przewracając się na drugi bok, chcąc jak najdłużej pozostać w tym magicznym miejscu. Jednak głos pojawił się znowu
-Majka, obudź się! – to już nie był mój piękny sen. Ktoś zaczął mną nerwowo potrząsać, na co ja, bardzo niechętnie ledwo otworzyłam oczy (łąka już całkiem zniknęła). Przede mną stał Bill. – Maja…!
-Kaulitz, do jasnej cholery, spać nie możesz…?! – powiedziałam leniwie, naciągając kołdrę po sam czubek głowy, nie mając najmniejszej ochoty wstawać. Jednak Niemiec nie dawał za wygraną.
-Majka, proszę cię, wstawaj…
-Lepiej, żebyś miał dobry powód do obudzenia mnie o… - zerknęłam na zegarek – O czwartej nad ranem…
-Zuza zniknęła. – wyrzucił z siebie
-Co?! – ta informacja podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody. Natychmiast otworzyłam szeroko oczy i usiadłam na łóżku tak szybko, że o mało nie zdzieliłam nachylającego się nade mną Kaulitza w nos. – jak to… zniknęła?!
-No normalnie, wyszła z domu ponad dwie godziny temu, nie wzięła ze sobą telefonu… - widać było, że jest na granicy histerii
-Możesz mi powiedzieć dlaczego ona wyszła nie wiadomo gdzie o drugiej w nocy?!
-No… bo… - zaczął się plątać – Ja wróciłem… I my się pokłóciliśmy… I ona wtedy wyszła… A raczej wybiegła…
-Boże, jak dzieci… - westchnęłam i chociaż sądziłam, że moja przyjaciółka niedługo znów pojawi się tutaj, jakąś częścią mnie zawładnął wszechogarniający niepokój, że coś może jej się stać. A już tak zupełnie z drugiej strony, patrząc na zrozpaczonego Billa, nie mogłabym tak po prostu z tym kompletnie nic nie zrobić.
-Myślisz, że powinniśmy zawiadomić policję? – całkowicie odebrało mu rozum
-Kaulitz, nie ma jej dwie godziny, po pierwsze żadna policja nie potraktuje cię poważnie, w po drugie naprawdę nie ma aż takiego powodu do obaw – próbowałam przekonać samą siebie. Wyskoczyłam z łóżka – Daj mi pięć minut, zaraz ją znajdziemy – Podeszłam do niego – Głowa do góry, wszystko będzie dobrze, zaufaj mi. – Następnie wypchnęłam go z pokoju, ubrałam się w tempie ekspresowym nawet nie spoglądając w lustro (w sumie bałam się co tam zobaczę) i tak jak powiedziałam za pięć minut byłam już gotowa. Kiedy zeszłam na dół, w salonie paliło się światło, a Bill chodził w kółko bez celu.
-To co robimy?! – zapytał nagle, gdy tylko mnie zobaczył. Czyli tak jak myślałam, wszystko będzie na mojej głowie, gdyż on po prostu nie był w stanie logicznie myśleć.
-Masz jakiś pomysł, gdzie ona mogła pójść?
-Właśnie nie wiem…
-To się zastanów! – wrzasnęłam na niego – Przypominam ci, że to ty mieszkasz tutaj z Zuzką, nie ja, więc to ty powinieneś wiedzieć, gdzie ona w takiej sytuacji mogłaby pójść!
-Ale nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji…!
-To trzeba było pozostawić taki stan rzeczy… Wychodzimy. – miałam już dość pogawędki z rozchwianym emocjonalnie wokalistą więc postanowiłam przejść do działania.
-A dokąd? – zapytał z wyjątkowo kretyńskim wyrazem twarzy. Zapamiętać: w kryzysowych sytuacjach, nigdy na nim nie polegać! Tak więc pociągnęłam go za rękaw i już po chwili znaleźliśmy się przed domem. Nagle Bill zaczął kierować się w stronę samochodu…
-A co ty przepraszam robisz?
-Ja? – zapytał zdziwiony – No przecież będziemy jej szukać…
-Czy ty naprawdę myślisz, kretynie – chyba wyzywanie go udzieliło mi się od… nieważne – Że ona zaszła tak daleko, że musimy jechać samochodem?!
-To idziemy pieszo?!
-Brawo geniuszu… Tak, na pewno siedzi gdzieś w parku a my się tą twoją ciężarówką będziemy przeciskać przez te wąskie alejki… Milcz! Idziemy… - i po tej jakże głębokiej dyskusji wreszcie wyszliśmy na ulicę. Im dalej szliśmy przed siebie, tym bardziej się bałam o moją przyjaciółkę. Gdzie on może być? I co on jej takiego powiedział, że spokojna zawsze Zuza, tak po prostu trzasnęła drzwiami i wyszła? I jeszcze jedno. Mam nadzieję, że to nam również nic się nie stanie, tzn. nie spotkamy na swojej drodze np. jakiegoś gangu dresów, bo z tym tutaj osobnikiem to ja się bynajmniej nie czuję bezpiecznie.