W naszym domu
jeszcze pali się światło… To dziwne. Jest już druga w nocy i byłem pewny, że
jak wrócę, wszyscy będą już spać. Chociaż z drugiej strony Zuza mówiła mi o tym
klubie, bardzo możliwe, że dziewczyny też dopiero co wróciły. Zostałbym jeszcze
trochę z Tomem, ale biorąc pod uwagę fakt, iż mój brat znalazł sobie zupełnie
inne towarzystwo do zabawy, stwierdziłem że najlepiej będzie, jeśli po prostu
się oddalę. Już dawno doszedłem do wniosku, że to jego życie, a że i tak nie
będzie mnie słuchał, to po prostu nie będę starał się na siłę go wychować…
Chociaż wiele jego poglądów jest dla mnie wręcz niezrozumiałych. Kiedy
elektryczna brama zdążyła się otworzyć, wjechałem do garażu, zgasiłem silnik i
zostawiłem tam swoje Audi. Tak na marginesie, niesamowite auto. Idąc do drzwi o
mało co nie zabiłem się, potykając się o leżącego na podjeździe bezpańskiego
kota, który natychmiast zerwał się z piskiem i uciekł w krzaki. Kiedy wszedłem
do domu, w salonie panowała nieprzenikniona ciemność. Drzwi po lewej, za
którymi znajdował się tymczasowy pokój Majki były zamknięte, skąd wywnioskowałem,
że dziewczyna już śpi, więc tylko moja narzeczona krząta się jeszcze na górze.
I rzeczywiście, kiedy spojrzałem do góry, moim oczom ukazało się delikatne
światło, dochodzące z piętra. Trochę zaintrygowało mnie to, co Zuza robi o tej
porze więc oczywiście od razu udałem się na górę i tak jak myślałem, zastałem
swoja narzeczoną w naszej sypialni. Jeszcze nie zdążyłem wejść do pokoju, a już
zauważyłem, że coś jest nie tak. Zuza stała nad łóżkiem, ze wściekłością w
oczach wręcz ciskając na drugą stronę jakimiś niewielkimi, jasnymi kartkami.
Domyśliłem się, że to tabliczki, które miały stanąć na weselnym stole,
wskazujące, kto gdzie ma siedzieć.
-Kochanie? –
odezwałem się niepewnie, wchodząc do pomieszczenia-Cześć – odpowiedziała ze złością, nie odrywając wzroku od tabliczek. Co mogło ją aż tak wyprowadzić z równowagi?
-Zuza, co się dzieje? – podszedłem do ukochanej, chwytając ją za rękę i zmuszając tym samym, by na mnie spojrzała
-Mam dosyć, rozumiesz? Nie chcę, żeby nasi goście organizowali nasz ślub! – więc o to chodzi… W ostatnich dniach był to bardzo drażliwy temat.
-Ale coś się stało?
-Nie, oczywiście że nic – ironia – poza faktem, że twoja ciotka właśnie nawrzeszczała na mnie za te tabliczki wybrane kompletnie bez gustu, inna twierdzi, że pomysł ze ślubem w zamku jest po prostu katastroficzny…
-Zuza…
-Cicho! Wszyscy mówią tylko jak powinniśmy wyglądać jak mamy ubrać stoły, że krój mojej sukienki jest po prostu beznadziejny …!
-Ale… - usiłowałem jakoś załagodzić sytuację
- … pierścionek jest za mały i w ogóle nie taki, dekoracje nieeleganckie, jedzenia za mało... Mam tego dosyć!
-Oni chcą tylko pomóc. Może nie powinniśmy się aż tak wściekać… My i tak będziemy mieć jeszcze tysiąc spraw na głowie…
-Przestań tak mówić… Nie mogę już tego słuchać! Powinniśmy się cieszyć… tak, oczywiście, jestem szczęśliwa, że na moim własnym ślubie nic nie może być tak jak chcę!
-Zuza, nie możesz przywiązywać do tego aż takiej wagi…
-Czyli dla ciebie to w ogóle nie jest ważne?! – nie wiem co w nią wstąpiło. Coś mi się wydaje, że nie będzie łatwo.
-Jak możesz mówić, że to nie jest dla mnie ważne?! Myślisz, że robiłbym to wszystko…?!
-Co ty niby takiego robisz?! Tylko siedziałbyś w tych swoich knajpach z Tomem, pił to obrzydliwe piwsko a wszystko jak zwykle zostaje na mojej głowie!
-Czyli sugerujesz, że ja się niczym nie interesuję, nie pomagam ci…
-No jakoś nie bardzo, skoro ze zgrają starych ciotek jakoś dziwnym trafem zawsze użeram się ja!
-Proszę cię, przestańmy się kłócić – sytuacja była poważniejsza niż myślałem – Odkąd ci się oświadczyłem, coraz częściej się kłócimy.
-Wiesz, po prostu inaczej sobie to wyobrażałam… - tutaj znowu straciłem cierpliwość. dwoję się i troję, żeby wszystko było jak należy, a ona urządza mi gigantyczną awanturę o to, że komuś tam coś tam się nie spodobało!
-A ja wiedziałem, że tak będzie! Te wszystkie ceremonie, sukienki, kwiaty, formalności… Dlatego właśnie nie chciałem brać ślubu…! – po tym zdaniu zapadła cisza. Zuza wyrwała swoją rękę z mojego uścisku i spojrzała na mnie wielkimi, zaskoczonymi oczami
-Jak to nie chciałeś…?
-Nie, kochanie…
-No to po co się oświadczyłeś?!
-Nie nie nie, to znaczy… - przecież ona wie, że nie o to mi chodziło! – To znaczy oczywiście, że chciałem…
-Nie, nie! Jeżeli nie chciałeś to trzeba się było nie oświadczać…! – w jej oczach zobaczyłem ból i niedowierzanie. Jak mam jej wytłumaczyć, że nie o to mi chodziło?!
-Przecież ci mówię, ja chciałem, tylko… ja się bałem, że się zagubimy w tych wszystkich przygotowaniach…
-Nie, ty naprawdę nie chciałeś…
-Zuzka, co ty mówisz?! Nie oświadczam się – źle. Oświadczam się, jeszcze gorzej! Zuza, czego ty tak naprawdę chcesz?! – staliśmy tak naprzeciwko siebie, oboje wściekli jak cholera, aż on odpowiedziała
-Czego chcę? Żeby przygalopował rycerz na białym koniu i porwał mnie na cichy, romantyczny ślub!
-Co?!
-No właśnie, dokładnie tego chcę!
-A… a… A musi być biały? – i to zdanie było dla mnie katastroficzne w skutkach. Zuzka wyminęła mnie i wręcz wybiegła z pokoju, a już po chwili słyszałem jej kroki dochodzące z dołu. Następnie huk zamykanych frontowych drzwi i zgrzyt furtki. Moja narzeczona wyszła. Załamany usiadłem na łóżku, chcąc przemyśleć całą ta sytuację. Czy powinienem ją zatrzymać…? Sam już nie wiem. Może tak będzie najlepiej, że teraz oboje przemyślimy sobie wszystko na spokojnie. Jednak tak naprawdę nie rozumiem, o co my się właściwie pokłóciliśmy? Przecież to jest jasne, że oświadczyłem się jej tylko i wyłącznie dlatego, że ją kocham i jestem stuprocentowo pewny, że chcę, żeby została moją żoną. ale nie może być tak, że całą radość z przygotować do tego jedynego dnia przyćmiewają nam kłótnie o nadmierne zainteresowanie i chęć pomocy przy naszym ślubie. Jestem pewny, że to się musi zmienić. I muszę z nią o tym poważnie, spokojnie porozmawiać, jak tylko wróci. O ile wróci…
Ejjjjjjjj... Dlaczego taki krótki?!!! Ja chce więcej! I następny ma być dłuższy!!! :D I nie ma, Zuzka musi jak najszybciej wrócić, wyjaśnić sobie z Billem to i owo i doczekać do ślubu, a potem wio! :P Czekam na następny odcinek :P
OdpowiedzUsuńO jacie! Ale kłótnia :D . Rozdział genialny, jak zwykle ;* .
OdpowiedzUsuńOk, trafiłam na tego bloga przypadkiem.
OdpowiedzUsuńPotem zobaczyłam, ze jest to kontynuacja innego i zaczęłam czytać ten poprzedni... I zakochałam się.
Zakochałam się w tym opowiadaniu, chociaż bardziej pokochałam tamtą część, może dlatego, że jestem młoda? Że nie myślę o takich rzeczach jak śluby? Każda z nas marzy o tym rycerzu na białym koniu, który weźmie z nią ślub, ale wiele z nas się boi, boi się, że po paru latach wszystko przepadnie.
To opowiadanie (mówię o pierwszej części) jest epickie. Innego słowa nie znajdę :)
Ja, jak można zobaczyć w nicku, jestem raczej z tych, którym podoba się nasz kochany Gitarzysta, więc zmartwiło mnie, że Tom i Maja nie są już razem, bo miałam taką ogromną nadzieję na ich związek..
Maskara jakaś...
Proszę, błagam, błagam (!) niech coś między nimi na nowo zaiskrzy, oni do siebie idealnie pasują!
A co do tego konkretnego odcinka:
Kłótnie, kłótnie, kłótnie! Czemu? Niech Zuza przystopuje, chociaż Bill też nie jest święty. Niech sie przestaną ta stresować, bo do niczego nie dojdą...
A Tom pewnie się uchlał na imprezie :)
Tak na temat :D
Pozdrawiam i zapraszam też do mnie, na:
tom-kaulitz-diary.blogspot.com
zyj-tak-aby-nie-zalowac-zadnego-dnia.bloog.pl
To jeszcze raz ja! Zapraszam na nowy odcinek! http://bajka-o-zyciu.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNo po prostu kłótnia jest świetna :D !! Bill z tym tekstem to dowalił. :) Ogółem odcinek zarąbisty,.Czekam na next! :*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :*
www.thbookpicture.blogspot.com