Po pierwszym tańcu podziękowałem Marice- jakiejś przyjaciółce Mary,
która zgodziła się zaśpiewać bo jak to kulturalnie stwierdziła kuzynka „
wokalem to ja nie grzeszę…” także no właśnie, nie ma to jak czułe słówka
rodziny… czym prędzej odłączyłem Gibsona od wzmacniacza i dla jego własnego
dobra odtransportowałem do bagażnika. Gdy wróciłem na salę, starałem się
wyłapać w tłumie Franziskę, która zniknęła mi z pola widzenia zaraz po
przyjeździe na miejsce wesela, jednak specjalnie się nie naszukałem bo po
chwili blondynka o długich blond lokach i bardzo zgrabnym ciele… zaczęła iść w
moją stronę
- cześć kotku- nachyliłem się z szelmowskim uśmiechem w stronę
ukochanej gdy nagle stało się coś nie spodziewanego mój policzek zaczął piec
niemiłosiernie, a ja stanąłem jak wryty z szeroko rozwartymi oczami próbując
przetworzyć to, co właściwie stało się parę sekund wcześniej
- jak mogłeś?!- krzyknęła dziewczyna świdrując mnie jednocześnie
wzrokiem
- ale co mogłem?- zapytałem zaskoczony całą sytuacją dotykając
jednocześnie obolałej twarzy
- oj nie udawaj kretyna, chyba
że naprawdę nim jesteś bo coraz częściej mam wrażenie, że to prawda
- ale kotku ja…- nie dane było mi skończyć bo dziewczyna wściekle
zacisnęła ręce w pięści ( swoją drogą, jak ona to robi, że tipsy nie przebijają
jej skóry przy takiej czynności??)
- ty mi tu nie kotkuj i nie
błądź wzrokiem po sali tchórzu! Jak w ogóle możesz tego nie zauważać…
- ale czego?- pytałem po raz kolejny wciąż zbity z tropu
- że ty i ta szmata ughhhh…!- z bezradności uderzyła rękami o uda
- ej ej ej! Przez szmatę mam rozumieć Majkę tak? Ok byliśmy razem i
zerwaliśmy, nic mnie z nią nie łączy ale nie daje ci to prawa by ją obrażać bo
to najlepsza przyjaciółka mojej bratowej, która niestety będzie tu bywać...
poza tym w DALSZYM ciągu nie rozumiem O CO CI WŁAŚCIWIE CHODZI?!!!- sam nie
wiem co we mnie wstąpiło Franziska wyglądała przez chwilę na zagubioną i
błądziła wzrokiem po mojej twarzy nagle jej wyraz twarzy ponownie przyjął
złowrogą formę. Bez słowa odwróciła się na pięcie i zniknęła w tłumie
- kobiety!- warknąłem zły i oparłem się o ścianę z założonymi rękami
- co stary, kłopoty w raju?- spytał Georg podając mi trzymanego przez
siebie drinka
- żeby tylko… nie rozumiem o co właściwie poszło, dlaczego damskie
umysły muszą być aż tak skomplikowane?- zapytałem na co przyjaciel poklepał
mnie porozumiewawczo po ramieniu
- bo widzisz stary… dziewczyny to takie pokrętne kreatury… chcą
człowieka omamić usidlić- spójrz na młodego… on jest już stracony- powiedział z
inteligentną miną
- taaa…- powiedziałem tylko po czym wyminąłem kumpla
- eee a ty dokąd?!- zawołał za mną
- przewietrzyć się i zrobić użytek z paczki papierosów, którą na
szczęście kupiłem przed przyjazdem tutaj- wzruszyłem ramionami i wyszedłem na
balkon, z którego białe schody prowadziły do wielkiego i zadbanego ogrodu
***
Stałem dobre dziesięć minut na balkonie, kończąc już drugiego czy trzeciego
papierosa i wpatrywałem się w jeziorko znajdujące się nie opodal. Ten dzień
zdecydowanie był pechowy, najpierw te zasrane obrączki później sytuacja w
kościele teraz to… może to był tylko koszmar i po przebudzeniu wszystko jak
zwykle miało układać się jak po masełku? Dla pewności uszczypnąłem się w
przedramię
- nie to niestety nie jest sen- powiedziałem sam o siebie po czym
rzuciłem nie dbałym ruchem peta, który upadł gdzieś za balustradę ( mam
nadzieję, że pożaru tego nie będzie bo
jeszcze tylko tego by brakowało do pełni nie szczęścia). Po czym ruszyłem w
stronę schodów. Po przebyciu zaledwie dwudziestu metrów zza jednego z
przyciętych żywopłotów doszedł mnie dziwny aczkolwiek znajomy dźwięk-
mlaśnięcia i westchnięcia… oj ktoś zdecydowanie dał się ponieść chwili. Powoli
i po cichu zakradłem się tak by mieć lepszy widok
- no proszę, proszę kogo my tu mamy… nie wiem czy wiesz braciszku, ale
do nocy poślubnej to masz jakieś hmm-spojrzałem na zegarek- względne sześć
godzin- ponownie spojrzałem na młodą parę, która patrzyła na mnie z rządzą mordu w oczach
- Tom? – Zuza słodko uśmiechnęła się przez chwilę
- tak?- zapytałem dumny z siebie
- jeżeli nie chcesz, żebym wydrapała ci oczy to z łaski swojej zniknij-
dodała najsłodziej jak mogła
- oh dzięki Bogu, tu jesteście – Monica pojawiła się tuż za moimi
plecami po czym bez wytłumaczeń ściągnęła Billa i Zuzę z ławki
- ale my…
- na czułości przyjdzie pora, teraz czas na toast
- znowu?- zapytał wyraźnie zdziwiony i nie zadowolony Bill
- tak kochany bo nie wiem czy wiesz ale za moment nadejdzie pora na
oczepiny- powiedziała wyraźnie zniecierpliwiona
- no już już, bez nerwów-chłopak uniósł ręce w geście obronnym po czym
w trójkę zniknęli za krzakami
- hejo – usłyszałem za sobą głos Mary, która trzymała w ramionach swoją
młodszą siostrę- dziewczyna podeszła do mnie po czym usiadła na jeszcze przed
sekundą okupowanej ławce
- człowiek nie może mieć chwili spokoju – westchnąłem i zmierzyłem
dziewczynę wzrokiem
- jak chcesz to możemy sobie pójść- powiedziała szatynka
- nie nie, nie mam nic przeciwko towarzystwie tak uroczych pań
powiedziałem z cwanym uśmiechem- ale…
- ale masz problem chciałbyś o nim pogadać ale nie lubisz mówić o tym
co przeżywasz- bardziej stwierdziła niż zapytała kuzynka
- coś w tym stylu, w ogóle to będzie z ciebie świetny psycholog do tej
pory zastanawia mnie jak ty to robisz…
- co?
- czytasz z ludzi jak z otwartej książki
- ja się wcale nie chwalę, po prostu mam talent- wyszczerzyła się
dziewczyna po czym wolną ręką poklepała miejsce obok siebie- a teraz Tom
klapnij sobie i powiedz co leży ci na duszy
- kobiety…
- no to już wiemy w końcu jesteś facetem, przystojnym bogatym. To jest
chyba całkiem normalne dla kogoś takiego jak ty- powiedziała z uśmiechem
- dlaczego musicie być takie skomplikowane?- zapytałem biorąc od niej
małą dziewczynkę, która zaczęła się do mnie wyrywać ( żeby nie było nie lubię
dzieci, ale tą małą można jakoś przeboleć)
- no wiesz my po prostu inaczej myślimy… wam w głowie jest tylko sex,
piwo, rozgrywki piłki nożnej, jedzenie i spanie podczas gdy my musimy martwić
się o dzieci wygląd i inne rzeczy. Bardzo trudno to wyjaśnić bo jako płeć piękna
ciężko mi jest spojrzeć na to obiektywnie ale po prostu tak jest…
- masakra- stwierdziłem tylko
- ale widzę, że chodzi o coś więcej niż tylko o przemyślenia- ujęła
moją twarz w dłonie po czym przejechała opuszkami dłoni po mojej twarzy. Oj
stary będziesz miał śliwę… Franziska czy Majka?- zapytała bez ogródek
- Franziska- westchnąłem ale M nie była lepsza nie wiem co je dzisiaj
obie ugryzło…
- myślę, że znam przyczynę- Mary wybuchła śmiechem po czym sięgnęła po
krawat spoczywający na mojej szyi
- że różowe?- spytałem głupio
- nie głąbie, tak poza tematem to chyba jesteś daltonistą... pomyśl – powiedziała wywracając oczami, jednak ja dalej nie rozumiałem o co
jej właściwie chodziło. Po chwili zrezygnowana pokręciła głową i przyłożyła
koniec materiału do swojej sukienki która była troszkę innej ale podobnej barwy
- i?
- no dobrze, Zuza mnie zamorduje ale widzę, że tylko ty się nie
połapałeś więc zdradzę ci sekret… twoja była ma sukienkę w tym samym odcieniu…
ot, cała historia
- o nie- jęknąłem po czym poderwałem się na równe nogi i podałem kuzynce
kuzynkę
- zamorduję babę
- Tom
- jak ona mogła, a to żmija…
-TOM…
- co?
- nie radzę, Zuza prędzej zabije ciebie sądząc po epitetach, które
leciały pod twoim adresem gdy ją mijałam
- to co mam zrobić?- zapytałem na co dziewczyna wzruszyła ramionami
Świetnie, jak zawsze i nadal mi szkoda Toma, ale mam jedno pytanie: czemu tak krótko? :D
OdpowiedzUsuńPo prostu staramy się stopniować emocje (których mamy nadzieję, jeszcze trochę będzie) :P
OdpowiedzUsuń