-Nieee! –
usłyszałem jeden wielki pisk, który zdecydowanie przypomniał mi nasze pierwsze
spotkanie na stoku – Bill, ty
idiotooo…!!! – jednak było za późno. Moja narzeczona została na siłę wepchnięta
do dość głębokiego (jakieś 4 metry) basenu, prosto z brzegu, na którym oboje
staliśmy. Aż nie wierzyłem w to, że wreszcie udało nam się spędzić chociaż
trochę czasu razem. Oczywiście mogłoby obyć się bez tamtej kłótni, ucieczki z
domu, poszukiwań… I opłakanych tego skutków. I wspominania tego… wiadomo kogo. Ale
nie rozmyślajmy teraz o tym, najważniejsza jest w tej chwili moja narzeczona,
którą, mimo tego, że się pogodziliśmy, muszę przekonać, że to, co wyrwało mi
się wtedy pod wpływem impulsu to oczywiście czyste brednie. Tak więc
przechodząc od słów do czynów po chwili znalazłem się w wodzie tuż obok mojej
ukochanej.
-Jak tam? – zapytałem
jak gdyby nigdy nic, podpływając do niej
-Kaulitz,
zamorduję cię…! – zaczęła się odgrażać, a kiedy na zgodę, chciałem ją
pocałować, zakryła mi usta dłonią i powiedziała z chytrym uśmiechem – No chyba
nie myślałeś…?
-Nie? –
powiedziałem z zapewne nieco nieinteligentną miną
-Musisz zasłużyć
– odpowiedziała uśmiechając się cały czas, po czym podpłynęła do brzegu. Na
szczęście wszystko wróciło do normy. Chcąc nie chcąc wywróciłem oczami i
podążyłem śladem Zuzy. Naprawdę nie mogłem doczekać się chwili, kiedy ta
dziewczyna wreszcie powie, że chce spędzić ze mną resztę życia na dobre i na
złe. I takie chwile z nią wydawały mi się naprawdę najpiękniejsze. Kiedy żaden
cholerny (jak to życie zmienia jednak człowieka, od kiedy ja używam takiego
słownictwa…?) paparazzi nie czai się za rogiem, żeby wychwycić tanią sensację,
w postaci np. Zuzy rozmawiającej z innym facetem. Bo to już jest oczywiście
definitywna oznaka bezczelnej zdrady i końca związku. Czasami sam się swojej
narzeczonej dziwię, jak ona to wszystko znosi. Przecież podczas tego
największego szumu związanego z promocją mojej pierwszej solowej płyty, te szukające
tematu gnidy (no i znowu, od kiedy ja się tak wysławiam?!) potrafiły dopaść ją
nawet w Polsce, dla zadania kilku pytań związanych np. ze zbliżającą się trasą.
Wreszcie dogoniłem Zuzę, która szła w jakimś tylko sobie znanym kierunku i
chwyciłem ją za rękę
-Dokąd się tak
spieszysz…? – jednak nie było mi dane usłyszeć odpowiedzi na moje pytanie, gdyż
kiedy przechodziliśmy obok jednego z ogromnych okien moja narzeczona zatrzymała
się i uważnie przyjrzała odbiciu
-Jezus Maria! –
jęknęła
-Kochanie…? –
nie bardzo wiedziałem o co jej chodzi
-Jak mogłeś
zabrać mnie do parku wodnego nie zastanawiając się przedtem, że jednak tutaj
potrzebne jest coś takiego jak kostium… - No o tym drobnym fakcie zapomniałem,
ale wydawało mi się, że szybka wizyta w centrum handlowym i kupno wszystkich
potrzebnych rzeczy załatwiło sprawę – Wyglądam jak jakiś pasztet…
-Wiesz co, skarbie?
– przyciągnąłem ją do siebie, zbliżyłem usta do jej ucha i szepnąłem – Nawet
nie wiesz, jak bardzo się mylisz… - i znów, kiedy chciałem, żeby nasze usta
nareszcie się połączyły, ona odwróciła głowę i ze śmiechem pociągnęła mnie
gdzieś tam. – Jesteś niemożliwa… - powiedziałem, jednak bez większych oporów
udałem się za nią. Szliśmy przez jakiś czas (w końcu nie jest to jakiś tam
jedne z mniejszych parków wodnych) cały czas rozmawiając, przeważnie o
największych pierdołach. pamiętam, że wtedy na stoku, właśnie to mi się w niej
spodobało. Że mogliśmy przegadać kilka godzin praktycznie o niczym. Rozmowa
zeszła na moją pracę i na fakt, że mój menadżer domagał się ode mnie
natychmiastowego wejścia do studia i zaczęcia produkcji nowego albumu
-Bill, ale nie
możesz się tak po prostu na to zgodzić! dopiero co skończyła się poprzednia
trasa, a przypominam ci, że za kilka dni bierzesz ślub…
-Myślisz, że
mogłem o tym zapomnieć?
-… później masz
w planach dość długi wyjazd – spojrzała na mnie znacząco – a tak w ogóle to
musisz kiedyś trochę odpocząć!
-I mieć czas dla
żony? – spojrzałem na nią z uśmiechem
- No to też –
wybuchła śmiechem – Ale uprzedzam, że minie trochę czasu, zanim się do tego
przyzwyczaję
-Ale spokojnie,
mamy czas, pani Kaulitz – nawet dla mnie mówienie tak do mojej Zuzy brzmiało
jeszcze trochę nienaturalnie, jednak nie mogę ukryć, żeby nie było to miłe.
Zuza uśmiechnęła się lekko, jednak nic nie odpowiedziała, po czym przystanęła,
zmuszając mnie do tego samego. Odwróciłem się lekko, żeby zobaczyć gdzie
doszliśmy, kiedy moim oczom ukazała się gigantyczna, prawie pionowa
zjeżdżalnia. Zatkało mnie na chwilę, gdyż już wiedziałem, po co tutaj
przyszliśmy. –Y… Zuza… Mowy nie ma! Nie zmusisz mnie…!
-Ale ja nie
zamierzam cię do niczego zmuszać – zawsze jak tak mówiła i tak robiłem
dokładnie to co chciała
-Ale nie
sądzisz… że to jest trochę niebezpieczne…? – spojrzałem w dół. Tak jak
sądziłem, na początku zjeżdżalnia była dosłownie pionowa, później na chwilę w
ogóle się kończyła, dzięki czemu dosłownie leciało się w powietrzu nad
zbiornikiem pełnych jakichś krwiożerczych bestii, po czym wpadało się do
kolejnego basenu, oddalonego od miejsca gdzie staliśmy… bardzo.
-Skoro tak
sądzisz… Czekam na dole – rzuciła, rzuciła w moją stronę zalotny uśmiech i już
jej nie było. No więc zostałem sam i oczywiste było, że nie mogę stać tak jak
ostatni frajer. A co, raz się żyje. Idąc za przykładem swojej ukochanej, już po
chwili czułem, jak lecę w dół. na początku postanowiłem, że może lepiej będzie,
jak zamknę oczy, jednak po chwili doszedłem do wniosku, że nie ma kompletnie
żadnej różnicy czy je zamknę, czy też nie. Minęło jeszcze kilka chwil, aż
wreszcie znalazłem się obok mojej dziewczyny, która natychmiast do mnie
podpłynęła i objęła mnie za szyję – I co, aż tak źle? – zapytała zatroskana, po
czym odgarnęła mi włosy z czoła
-Gdyby nie to…
-Gdyby nie co…?
-Że tak cię
kocham… – powiedziałem patrząc jej głęboko w oczy
-To co wtedy? –
zapytała z uśmiechem
-To mogłoby się
to dla ciebie gorzej skończyć… - czułem, że tym razem już się nie wykręci
-Ale mimo
wszystko mnie kochasz…?
-Do szaleństwa –
szepnąłem, a moja ukochana była coraz bliżej
-Ja ciebie też –
wyszeptała i nasze usta nareszcie się połączyły. Takich chwil brakuje mi
najbardziej. Coraz bardziej czułem smak jej ust oraz jej coraz ciaśniej
oplatające mnie ramiona i wiedziałem, że byłbym w stanie oddać wszystko, żeby
ta chwila trwała wiecznie. Jednej rzeczy byłem stuprocentowo pewien. Że to jest
właśnie ta dziewczyna, z która chcę dzielić swoje życie, do końca naszych
wspólnych dni.
Oj jak słodko na końcu :) Nie mogę doczekać się już ślubu!
OdpowiedzUsuńwww.thbookpicture.blogspot.com