-Przed państwem. .. Green Day!!! - Widownia szalała. Nikt się po prostu
nie spodziewał, że przychodząc w zwykły
wieczór na zabawę w klubie będzie świadkiem jedynego koncertu w Niemczech
takiego zespołu jak Green Day, co nie chwaląc się było oczywiście moją zasługą,
ale czego się nie robi dla udanego wieczoru panieńskiego najlepszej przyjaciółki.
Sama jednak w żadnym razie nie byłabym w stanie tego załatwić (i nie mowie tu
tylko o finansach) jednak kilka rozmów z zaprzyjaźnionym basistą i wszystko
wyszło tak jak być powinno. A sama Zuza, już lekko wstawiona (ale dziś było to
jak najbardziej uzasadnione) stała jeszcze dłuższą chwilę gapiąc się na mnie i
nie bardzo wiedząc, jak zareagować
-Ale jak…?
-Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia! – powiedziałam z
uśmiechem i od razu padłyśmy sobie w objęcia
-Wiesz, że jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mam, prawda?
-No ja się spodziewam. A teraz milcz i patrz – wskazałam ręką przed
siebie, gdzie widownia, która już zorientowała się o co chodzi, rozstąpiła się,
robiąc coś w rodzaju przejścia pod scenę, żeby Zuza mogła dostać się jak
najbliżej zespołu. Lekko pchnęłam przyjaciółkę do przodu, jednak nie trzeba jej
było zbyt długo zachęcać, gdyż po chwili sama zaczęła ochoczo kierować się w
stronę sceny. Nagle Billie Joe przemówił do mikrofonu, przekrzykując
rozentuzjazmowany tłum.
-Dobry wieczór wszystkim! – po czym musiał odczekać dłuższy moment,
gdyż jego słowa zostały totalnie zagłuszone przed okrzyki fanów – Jak już
pewnie wszyscy wiemy, jutro ta gorsza płeć, to jest my, będziemy zmuszeni
przeżyć ogromną stratę… Zuzanna wychodzi za mąż! Ale… nie dołujmy dziewczyny! –
po Sali rozległy się salwy śmiechu – Niech to będzie najlepszy wieczór w jej
życiu! Damy radę?! – w odpowiedzi fani zaintonowali jakiś przebój zespołu (tak
szczerze to nie bardzo się na tym znam), a Zuza stała jak zahipnotyzowana
(powoli poważnie zaczęłam się obawiać czy Kaulitz mnie nie zabije za ten numer
z koncertem). Na szczęście kiedy Georg ustalał szczegóły dzisiejszego wieczoru,
z tego co wiem, zaproponował zespołowi dość okrągłą sumkę, więc wokalista teraz
dwoił się i troił, żeby wszystko wypadło jak najlepiej. I bardzo dobrze. Po
odśpiewaniu kilku mega hitowych kawałków, jak ,,Californication” i ,,American
Idiot” byłyśmy wprost w szampańskich nastrojach. Barmani cały czas dbali o to,
żebyśmy nie za wiele z tego wieczoru zapamiętały, więc całe szczęśliwe
tańczyłyśmy po środku Sali (a normalnie Zuzki nie można na imprezie oderwać od
ściany)
-No dobrze – Billie znów przemówił, a w tle gitarzysta uskuteczniał
jakąś w miarę spokojną melodię – Idzie nam świetnie. Ale ale… To jeszcze nie
koniec wieczoru! – facet był mistrzem w porywaniu publiczności – Nadszedł czas,
żeby Zuza we własnej osobie dołączyła do mnie na scenie! Zuzka, zapraszam!!!
-Majka, oficjalnie cię zamorduję… - wyszeptała moja przyjaciółka,
jednak nie spełniła swojej groźby, bo oczywiście po upływie kilku chwil już
stała koło wokalisty. Coś mi mówiło, że takiego wieczoru panieńskiego to oni tu
jeszcze nie mieli. I jestem stuprocentowo pewna, że nie ma porównania, między
nami, a wieczorem kawalerskim, który odbywa się właśnie gdzieś tam. Z tego co
wiem, to… on był odpowiedzialny za jego organizację, więc dam sobie rękę
obciąć, że jedyna atrakcja dzisiejszej nocy to zwyczajne schlanie się w trupa.
Przebłysk geniuszu, nie ma co… Ale przekonałam się już (nawet zbyt dobitnie),
że na tym panu nie można polegać w żadnej sprawie.
-Witamy witamy! – zawołał wokalista, kiedy tylko Zuza do niego
dołączyła – Wiem, ze to co teraz powiem powinniśmy wykonać, zanim te kilka
kieliszków zostało opróżnione… - spojrzał na nią wymownie, ona (już serio coraz
mniej kontaktując, ale ja nic nie mówię, mój stan był podobny) uśmiechnęła się
od ucha do ucha i ukłoniła publiczności, czym znów doprowadziła zebranych do
śmiechu. – Jednak… - Billie kontynuował
– Dostałem jasne polecenie, że nie zobaczę ani grosza z tego koncertu… Dopóki
nasza przyszła panna młoda nie zgodzi się zaśpiewać ze mną! – i wrzask widowni
-Ja… ja nie śpiewam…! – zaczęła się odgrażać, ale wszyscy chyba wiedzą,
że w takim stanie generalnie człowiek robi się bardzo otwarty i towarzyski,
więc kilka minut później Billie śpiewał jeden z ich największych przebojów, a
moja przyjaciółka, muszę przyznać, że pomagała mu zaskakująco dobrze. Tylko
kilka razy pomyliła się w tekście i w sumie wychodziło jej to w miarę wyraźnie…
Po jakichś dwudziestu minutach, gdy Zuzka na dobre się rozochociła i bynajmniej
nie miała zamiaru schodzić ze sceny, stwierdziłam, że dosyć tego dobrego i
jeśli chce jutro w jakimś w miarę przyzwoitym stanie pokazać się swojemu panu
Niemcowi i dotrzeć do ołtarza, chyba czas zakończyć imprezę (chociaż gdyby nie
ten fakt, na pewno jeszcze bym stamtąd nie wychodziła). Tak więc niezbyt
chętnie, jednak dość stanowczo wtargnęłam na scenę i wyrwałam swojej
przyjaciółce mikrofon z ręki
-Dziękujemy wszystkim za niesamowitą zabawę, a szczególnie wielkie
podziękowania dla Billego!
-Majka… co ty robisz…??? – zapytała z mało inteligentną miną
-Dopilnowuję, żeby jutrzejszy ślub jednak się odbył – szepnęłam do
niej, a później powiedziałam głośniej – Ale niestety czas na nas! Miło było i
do zobaczenia! – wyciągnęłam niechętną Zuzę ze sceny (najpierw przelotnie
pożegnałyśmy się z wokalistą) i skierowałyśmy się w stronę postoju taksówek.
Dobrze, że ta zakochana dwójka ma w planie zobaczyć się tuż przed ceremonią, bo
przypuszczam, że stan obojga pozostawia w tej chwili bardzo wiele do życzenia (zawsze
wiedziałam, że Zuzka ma naprawdę słabą głowę). Niemalże wsadziłam ją do
pierwszej taksówki i pojechałyśmy do domu. Ostatni wieczór przed zmianą stanu
cywilnego mojej przyjaciółki dobiegł końca.