środa, 3 września 2014

25. Nigdy w was nie wątpiłam...

-Zuuuzka! – usłyszałam z dołu zniecierpliwiony krzyk Monici. No tak, z tego co wiem, mój przyszły mąż i jego brat zdążyli już wyjść, a teraz czekało to mnie.
-No idę, idę, jeszcze minuta! – odkrzyknęłam i zrobiłam ostatnie, szybkie poprawki w makijażu. I tak, jak znam życie, makijaż nie utrzyma się za bardzo przez dzisiejszą noc, ale mniejsza z tym. W ogóle nie wiem co dziewczyny wymyśliły (tzn. wiem, że coś, ale nie wiem co). za każdym razem kiedy usiłowałam podpytać o coś Gustava (bo oni oczywiście też byli wtajemniczeni, a na niego w tej kwestii liczyłam najbardziej) przekupując go np. paczką ciastek mówił tylko, że u nich będzie ,,jedno wielkie chlanie” (co nie do końca mi się podobało) ale o planach dziewczyn nie wspomniał niestety ani słowa. Byłam strasznie ciekawa, co to ma być (byłam stuprocentowo pewna, że Maja nie pozwoli zapomnieć mi mojego wieczoru panieńskiego) więc pospiesznie skończyłam poprawki make-up’u i, na ile pozwalały mi 12 centymetrowe obcasy, zbiegłam po schodach prosto do salonu, gdzie od dłuższego czasu czekała już na mnie dziewczyna Georga. Kiedy zaczęliśmy z Billem spotykać się tak na poważnie, nie sądziłam, że dzięki temu związkowi zyskam tak wielu nowych przyjaciół. Tom, Georg, Gustav, Mary, Monica… Nie powiem, budujące.
-Ile można czekać?! – powitała mnie blondynka, a kiedy zlustrowała mnie od stóp do głów – No, no, no… Szkoda, że nasz pan wokalista nie może cię dzisiaj zobaczyć…
-Czyli może być? – nie byłam pewna, czy dobrze dobrałam dość dopasowaną, krótką, granatową sukienkę. I do tego te szpilki.
-Bardzo może być. – Sama wyglądała naprawdę ślicznie, w czerwonej spódnicy, wysokich obcasach i dopasowanym kremowym żakiecie. – a teraz chodź wreszcie, nie mamy już za dużo czasu
-Nie mamy czasu? A na co, do jasnej cholery? – nie spodziewałam się tego, że plan będzie aż tak precyzyjny, że będziemy musiały dostosowywać się do jakichś wyznaczonych godzin… Moje przyjaciółki potrafią zaskoczyć. Nagle coś sobie uświadomiłam – Ej, a tak w ogóle to gdzie jest Maja?
-Spokojnie, przecież nie opuści takiego wieczoru – rzuciła, sięgając po swoją torebkę i kierując się w stronę drzwi – Wie, gdzie ma być. A teraz chodź już i weź włącz ten wasz cholerny alarm, bo jak znam życie to znowu uruchomię jakąś wyjątkowo upierdliwą syrenę – miała na myśli sytuację sprzed kilku tygodni, kiedy wychodziła z naszego domu jako ostatnia. Skończyło się to bezpodstawnym przyjazdem ochrony i uszczupleniem domowego budżetu o kilkaset euro.  Kiedy już wyszłyśmy z domu i alarm został poprawnie uruchomiony, wsiadłyśmy do taksówki czekającej przed bramą willi. Monica musiała uzgodnić wszystkie szczegóły wcześniej z kierowcą, bo kiedy zajęłyśmy miejsca, rzuciła tylko ,,Możemy jechać” a facet bez słowa ruszył. Zżerała mnie ciekawość. Siedząc w ciszy (blondynka chyba nie chciała ze mną rozmawiać, bojąc się, że przez przypadek czymś mi się wygada) zerknęłam na ekran swojego telefonu – zero powiadomień. Westchnęłam cicho. Wiem, że mój narzeczony na pewno nie ma teraz głowy do pisania SMSów itd. i na pewno świetnie się bawi (co ja również za chwilę zamierzam robić) jednak jakoś tak zdążyłam się przyzwyczaić do ciągłych wiadomości. Jechaliśmy jeszcze z dziesięć minut, aż w końcu taksówka stanęła, Monica wcisnęła facetowi do ręki banknot i uchem ręki kazała mi wysiadać. Rozejrzałam się po okolicy i moim oczom ukazał się jeden z bardziej ekskluzywnych klubów w Magdeburgu. Niby fajnie fajnie, ale tak szczerze to spodziewałam się po dziewczynach czegoś bardziej wyszukanego. Monica chyba dostrzegła rozczarowanie w moich oczach bo uśmiechnęła się i powiedziała:
-Rozczarowana? – a kiedy odpowiedziało jej milczenie – Spokojnie, chyba w nas nie wątpisz – czyli czeka mnie coś jeszcze. To dobrze. Podążając za ukochaną basisty, weszłyśmy do środka pomieszczenia z bardzo, bardzo głośną muzyką. Monica od razu skierowała się w stronę baru, a kiedy barman na nią spojrzał, ona wskazała na mnie, po czym mężczyzna skinął głową na znak zrozumienia i zniknął na zapleczu. O co w tym wszystkim chodzi? Na chwilę zgasło światło, muzyka trochę ucichła, a gdy znowu można było cokolwiek zobaczyć, moim oczom ukazał się ten sam barman (bardzo przystojny barman), stojący na scenie, zaczynający przemawiać:
-Witamy naszą przyszłą pannę młodą! – what the fuck?! reflektor właśnie skierował się na mnie i wszyscy zebrani zwrócili się w moją stronę. a facet kontynuował – Z tego co wiem, dzisiejszy wieczór jest dla tej ślicznotki ostatnim wieczorem wolności. Trzeba to wykorzystać! – wszyscy zaczęli krzyczeć z entuzjazmem, a ja nie bardzo wiedziałam jak zareagować. Facet wyjaśniał dalej – Zuza zmierza właśnie na swój wymarzony wieczór panieński. A nie dotrze na niego… nie wiedząc, gdzie iść! A nie będzie wiedziała, gdzie iść… jeśli nie wykona zadania!
-Słucham?! – krzyknęłam rozbawiona. Czyli to był plan dziewczyn. Przeciągnąć mnie po ilu knajpach tylko się da, wymyślając przy tym zadania… Mogłam się tego spodziewać – Monica, zamorduję cię! – krzyknęłam do przyjaciółki
-Też cię kocham! – usłyszałam odpowiedź
-Chyba wystarczy tych czułości..! – przerwał nam uśmiechnięty barman – Zuza, zapraszamy do nas! – chcąc nie chcąc (ale raczej chcąc) podeszłam we wskazanym kierunku i weszłam na scenę
-To co mam zrobić?
-Nie tak szybko. Uwaga uwaga! Nasza przyszła panna młoda ma do wykonania dwa zadania. Pierwsze wymyślacie… wy! – zwrócił się do rozentuzjazmowanego tłumu. Jesus Christ… - a drugie, to chyba nie muszę wyjaśniać… – i w tej chwili dołączyła do nas kelnerka, niosąca na tacy dwie setki czystej. No tak, nie obeszłoby się bez tego. – Więc… co Zuzanna ma zrobić?! – nagle okazało się, że każdy chciał mi wymyślić zadanie. ostatecznie skończyło się na mniej więcej dwuminutowym tańcu na stole (przy bardzo żywym dopingu publiczności), podczas którego udało mi się opróżnić obydwa kieliszki. zadanie wykonane. –Brawo!!! – wrzasnął Hasan (czyli nasz sympatyczny barman), kiedy w szampańskim nastroju zeskoczyłam ze stołu (Monica musiała lekko pomóc mi złapać równowagę) i zaczęłam teatralnie kłaniać się publiczności.
-To gdzie teraz? – zapytałam Hasana
-A tak! Kierunek! Zasłużyłaś! – podał mi karteczkę z adresem – Oto następny przystanek! Pożegnajmy nasze miłe towarzyszki i życzmy im udanego wieczoru! – w trakcie serii wiwatów, w świetnych humorach obydwie opuściłyśmy klub. Okazało się, że dziewczyny tak wybrały lokale, żeby nie było za dużych trudności z przemieszczaniem się miedzy nimi.
-I co, nadal w nas wątpisz? – zapytała rozbawiona Monica, kiedy zbliżyłyśmy się do naszego celu
-Nigdy w was nie wątpiłam – odpowiedziałam, a kiedy ponownie znalazłyśmy się w środku, światła znów zgasły, a naszych uszu doszedł bardzo znajomy dla mnie głos
-Panie i panowie! – reflektory lekko zapłonęły, a na scenie stała Maja – Oto i Zuzanna!!! – od razu do niej podeszłam i już bałam się, co takiego moja najlepsza przyjaciółka mogła wymyślić. Sytuacja się powtórzyła. Maja wyjaśniła wszystkie zasady zgromadzonym i czekała na propozycje zadania dla mnie. – A więc dobrze! – krzyknęła Majka, po wysłuchaniu kilku propozycji – Zuzka, masz minutę, na obskoczenie wszystkich zebranych tu gentelmanów i danie każdemu z nich całusa w policzek…!
-Musi być w policzek?! – krzyknął jakiś wysoki facet w tłumie
-Ej ej ej! Ja przypominam, że ta oto tutaj kobieta wychodzi jutro za mąż, więc albo będziesz grzeczny, albo won stąd! – wrzasnęła z uśmiechem do chłopaka, na co on posłał w jej stronę całusa. – A. No i oczywiście w tej minucie musisz znaleźć czas również na to – czyli kolejne dwie setki. Tak więc natychmiast zabrałam się za zadanie, i chwiejąc się lekko (to była wina obcasów!) przeleciałam cały klub, nie mogąc ominąć żadnego faceta. Kiedy zadanie zostało wykonane do końca idealnie już we trzy, znów wśród entuzjastycznych okrzyków, opuściłyśmy klub i udałyśmy się do kolejnego. Sytuacja powtórzyła się jeszcze może z sześć razy, a w każdym klubie czekała na mnie jakaś bliska mi osoba. Więc kiedy zgarnęłyśmy już Mary i kilka moich bliskich znajomych (nie zdziwił mnie specjalnie fakt, że dziewczyny nie zaliczyły Franziski do grona moich bliskich znajomych), a ja byłam już po tańczeniu, śpiewaniu, oczywiści piciu, skakaniu i Bóg wie co jeszcze, weszłyśmy do kolejnego wnętrza. I coś mi mówiło (chociaż mogło być to zwyczajne urojenie, w końcu żeby się tu dostać musiałam zaprzepaścić stan swojej trzeźwości), że to był nasz ostatni przystanek. W środku panowała ciemność i cisza. Dużo dłuższa niż w poprzednich miejscach. Stałam tak chwilę zdezorientowana, gdy z głośników dobiegł mnie głos mojej najlepszej przyjaciółki

-Panie i panowie! Tylko dzisiaj, w ten jedyny, wyjątkowy wieczór, specjalnie dla Zuzy, naszej przyszłej panny młodej…! - co się dzieje? – Powitajmy ich gorąco… Przed państwem… jedyni i niepowtarzalni…  GREEN DAY!!!

Wiemy, że z trzymałyśmy Was w niepewności praktycznie przez caaałe wakacje, ale teraz wracamy do pisania z mnóstwem powakacyjnej weny i postaramy się publikować kolejne posty o wiele częściej!!! Bardzo cieszy nas, że jesteście i czytacie <3  

2 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że wróciłyście! Fajny pomysł na wieczór panieński, ale ja chcę już ślub. Czekam niecierpliwie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!!! Kiedy kolejny rozdział??? Czekam z niecierpliwością na ślub :))) Życzę dużo weny i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń