niedziela, 14 września 2014

26. The Hangover

-O kuuurwa… - ledwo otworzyłem oczy, a już czułem skutki wczorajszego wieczoru. Głowa mi praktycznie eksplodowała, a przypuszczam, że na dzisiejsze wydarzenia, czyli na ten tak długo oczekiwany ślub mojego małego braciszka powinienem doprowadzić się do względnego porządku, przecież świadek pana młodego nie może wejść do kościoła chwiejnym krokiem, totalnie nie ogarniając co się dzieje. Kiedy moje oczy już trochę przyzwyczaiły się do oślepiającego dla mnie dziennego światła, zorientowałem się, że, nie owijając w bawełnę, leżę na jakiejś trawie, pod mostem. Ciekawie… Po szybkim zorientowaniu się w sytuacji, dotarło do mnie, że jak zwykle jesteśmy we czwórkę. Bill leżał niedaleko ode mnie, w na wpół rozpiętej koszuli, chrapiąc z otwartą twarzą, Georg ułożył się na prowizorycznych schodach prowadzących na most, ale chyba w przypływie jakichś niekontrolowanych nad mocy alkoholowych, przezornie przywiązał sobie sznurówki do barierki (chyba myślał, że nie spadnie). Kiedy natomiast spojrzałem na Gustava, spał sobie smacznie na szczycie jakiegoś pobliskiego pagórka,  w niebezpiecznie bliskim sąsiedztwie jakiejś rzeki, ale nie miałem głowy, żeby się tym zajmować. Po wstępnej ocenie naszego położenia, zacząłem analizować czego z wczorajszego wieczoru nie pamiętam (albo raczej, co pamiętam). Byliśmy w klubie, chlaliśmy na umór, później podeszła ta śliczna barmanka… Agatha.. Agatha! jak to możliwe, że nie pamiętam jak to się rozwinęło?! Jednak kiedy tylko o tym pomyślałem, moim oczom ukazała się starannie złożona mała karteczka, z moim imieniem i odbiciem pomalowanych ust.
Nie chciałam cię budzić. Tak słodko wyglądałeś. Nie martw się, do niczego nie doszło, jednak jakbyś chciał jeszcze kiedyś pogadać, zadzwoń
A.
Pod spodem widniał numer telefonu. Pospiesznie schowałem karteczkę do kieszeni, bardzo możliwe, że kiedyś skorzystam. Zastanawiał mnie tylko fakt, jak my się tutaj znaleźliśmy, cholera jasna? Czarna dziura w mózgu. Biorąc pod uwagę fakt, że nawet ja już się obudziłem i wyglądało na to, że powinniśmy zacząć się zbierać, jeśli chcemy się ogarnąć do czasu uroczystości ( z tego co pamiętam umowa jest taka, że Bill przygotowuje się u mnie, żeby z Zuzą nie widzieli się aż do ceremonii, czy cos w tym guście). Z największym trudem podniosłem się z mokrej trawy (moooja głowa!) i kiedy podszedłem do brata, zacząłem nim mało delikatnie potrząsać.
-Kaulitz… - jego jedyną reakcją było to, że przewrócił się na drugi bok – Kaulitz, palancie, wstawaj!
-Nie… - zaczął coś bełkotać przez sen – Kochanie… Jeszcze 5 minut…
-Czy ja naprawdę wyglądam jak Zuzka…? – a kiedy odpowiedziało mi jeszcze głośniejsze chrapnięcie, z całej siły kopnąłem go w… no wiadomo w co
-Co się dzieje?! – w jednej chwili zerwał się na równe nogi – O kurwa… Moja głowa… -  I, tym razem w miarę przytomny, usiadł na trawie i wyglądał, jakby zaraz miał wszystko zwrócić. A mi w tej chwili wpadł do głowy szatański pomysł
-No braciszku, ja się nie dziwię, że jesteś w takim stanie, po wczorajszym…
-Nie sądziłem, że taka ilość alkoholu w organizmie…
-ale ja nie mówię o alkoholu, idioto! – usiadłem koło niego, poklepując, niby to porozumiewawczo po ramieniu – Mówię o tobie i tej kelnerce, jak ona miała… Annie?
-O jakiej kelnerce…? – od razu spojrzał na mnie spanikowany – O czym ty mówisz?!
-No wiesz… - zacząłem rzeczowym tonem znawcy, totalnie ignorując rozdzierający ból głowy – Po prostu się tego po tobie nie spodziewałem… Niby taki przykładny przyszły mąż i ojciec…
-Tom o czym ty do mnie mówisz?! – tym razem wydarł się na serio spanikowany, ale ja ze spokojem kontynuowałem
-Tylko o tym, że mnie zaskoczyłeś. Ale rozumiem cię, przed całym tym małżeństwem nie zostało ci już wiele czasu, żeby korzystać ze wszelkich atrakcji… jak powiesz tą całą przysięgę to pozamiatane
-Czy ty… czy ty… chcesz mi powiedzieć… że ja… że ja… z nią… ???
-No wiesz, ja nie wiem dokładnie co się tam działo, i może lepiej, że nie wiem… - świetnie się bawiłem, chociaż wiedziałem, że za chwile przeholuję
-ale jak… - wyglądał jakby go piorun trafił, totalnie się chłopak załamał
-Nie martw się, ja jej nic nie powiem  - a kiedy zrobił się trupio zielony na twarzy, na serio pomyślałem, że przegiąłem, więc zacząłem się szybko reflektować – Młody wyluzuj, żartuję przecież…!
-jak to żartujesz…?! – na jego twarzy zobaczyłem poczucie ulgi, jednak za chwilę wyraźną wściekłość – Kaultiz, zamorduję cię! – i kiedy oboje zerwaliśmy się na równe nogi, naszych uszu dobiegł głośny, lecz dość niewyraźny wrzask, a po chwili dźwięk, jakby coś wpadło do wody.
-AAAAA!!! – od razu obaj obróciliśmy się, podążając za źródłem usłyszanego dźwięku i zobaczyliśmy Gustava, który właśnie szastał się w wodzie nie bardzo wiedząc co się dzieje. domyślam się, że właśnie został brutalnie obudzony po tym, jak sturlał się z górki… Teraz klął jak szewc usiłując wyswobodzić się z dużej ilości oplatających go glonów. – Co za kretyńskie… ja pierd… na chwilę się zdrzemnąć nie można, kurw… mać…
-Kurw… Gustav, czy ty nie nasz innego języka…?! – mój brat był wyraźnie rozdrażniony, a kiedy spojrzał na mnie – Ciesz się, że ślub jest już dzisiaj, bo jakbym miał więcej czasu…
-To co, zastanowił byś się jeszcze trzy razy czy dobrze robisz?
-Zmieniłbym świadka w trybie natychmiastowym!!!
-Czy wy się tak wszyscy musicie wydzierać…?! – dobiegł nas wrzask mojego kolejnego przyjaciela, który również usiłował się wyswobodzić, tyle, że ze sznurówek. na jego widok nie wytrzymałem i zacząłem tarzać się po ziemi ze śmiechu, na chwile zupełnie zapominając o kacu, a jego wzrok świadczył o tym, że on również ma ochotę pozbawić mnie życia. Bill postanowił chyba w przypływie dobroci się nad nim litować, bo po chwili obaj męczyli się z wyjątkowo mocnymi supłami (Niemiec potrafi!). To dobre, że ten mój pożal się boże brat czymś się zajął, aż sam się dziwiłem, że jeszcze nie zaczął swojej regularnej histerii, że coś nie wyjdzie, Zuza nie przyjedzie, ocieknie mu sprzed ołtarza, na kościół spadnie meteoryt… I tak dalej. Po mniej więcej dziesięciu minutach, wszyscy razem, nie powiem, że bez wysiłku, już wyswobodzeni ze wszystkiego, ruszyliśmy w stronę pobliskiego postoju taksówek. O cholera… jak tylko Franziska zobaczy mnie w takim stanie, urządzi mi prawdziwą jesień średniowiecza… No ale trudno się mówi, wieczór kawalerski brata zdarza się, mam nadzieję, raz w życiu. Z niemałym trudem dobrnęliśmy do najbliższej taksówki, po kilkunastu minutach dostarczyliśmy do domów Georga i Gustava, a sami pojechaliśmy do mnie. Czyli przygotowania do najważniejszej chwili w życiu mojego małego braciszka czas zacząć.




1 komentarz: