wtorek, 30 września 2014

27. Billie

-Przed państwem. .. Green Day!!! - Widownia szalała. Nikt się po prostu nie spodziewał,  że przychodząc w zwykły wieczór na zabawę w klubie będzie świadkiem jedynego koncertu w Niemczech takiego zespołu jak Green Day, co nie chwaląc się było oczywiście moją zasługą, ale czego się nie robi dla udanego wieczoru panieńskiego najlepszej przyjaciółki. Sama jednak w żadnym razie nie byłabym w stanie tego załatwić (i nie mowie tu tylko o finansach) jednak kilka rozmów z zaprzyjaźnionym basistą i wszystko wyszło tak jak być powinno. A sama Zuza, już lekko wstawiona (ale dziś było to jak najbardziej uzasadnione) stała jeszcze dłuższą chwilę gapiąc się na mnie i nie bardzo wiedząc, jak zareagować
-Ale jak…?
-Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia! – powiedziałam z uśmiechem i od razu padłyśmy sobie w objęcia
-Wiesz, że jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mam, prawda?
-No ja się spodziewam. A teraz milcz i patrz – wskazałam ręką przed siebie, gdzie widownia, która już zorientowała się o co chodzi, rozstąpiła się, robiąc coś w rodzaju przejścia pod scenę, żeby Zuza mogła dostać się jak najbliżej zespołu. Lekko pchnęłam przyjaciółkę do przodu, jednak nie trzeba jej było zbyt długo zachęcać, gdyż po chwili sama zaczęła ochoczo kierować się w stronę sceny. Nagle Billie Joe przemówił do mikrofonu, przekrzykując rozentuzjazmowany tłum.
-Dobry wieczór wszystkim! – po czym musiał odczekać dłuższy moment, gdyż jego słowa zostały totalnie zagłuszone przed okrzyki fanów – Jak już pewnie wszyscy wiemy, jutro ta gorsza płeć, to jest my, będziemy zmuszeni przeżyć ogromną stratę… Zuzanna wychodzi za mąż! Ale… nie dołujmy dziewczyny! – po Sali rozległy się salwy śmiechu – Niech to będzie najlepszy wieczór w jej życiu! Damy radę?! – w odpowiedzi fani zaintonowali jakiś przebój zespołu (tak szczerze to nie bardzo się na tym znam), a Zuza stała jak zahipnotyzowana (powoli poważnie zaczęłam się obawiać czy Kaulitz mnie nie zabije za ten numer z koncertem). Na szczęście kiedy Georg ustalał szczegóły dzisiejszego wieczoru, z tego co wiem, zaproponował zespołowi dość okrągłą sumkę, więc wokalista teraz dwoił się i troił, żeby wszystko wypadło jak najlepiej. I bardzo dobrze. Po odśpiewaniu kilku mega hitowych kawałków, jak ,,Californication” i ,,American Idiot” byłyśmy wprost w szampańskich nastrojach. Barmani cały czas dbali o to, żebyśmy nie za wiele z tego wieczoru zapamiętały, więc całe szczęśliwe tańczyłyśmy po środku Sali (a normalnie Zuzki nie można na imprezie oderwać od ściany)
-No dobrze – Billie znów przemówił, a w tle gitarzysta uskuteczniał jakąś w miarę spokojną melodię – Idzie nam świetnie. Ale ale… To jeszcze nie koniec wieczoru! – facet był mistrzem w porywaniu publiczności – Nadszedł czas, żeby Zuza we własnej osobie dołączyła do mnie na scenie! Zuzka, zapraszam!!!
-Majka, oficjalnie cię zamorduję… - wyszeptała moja przyjaciółka, jednak nie spełniła swojej groźby, bo oczywiście po upływie kilku chwil już stała koło wokalisty. Coś mi mówiło, że takiego wieczoru panieńskiego to oni tu jeszcze nie mieli. I jestem stuprocentowo pewna, że nie ma porównania, między nami, a wieczorem kawalerskim, który odbywa się właśnie gdzieś tam. Z tego co wiem, to… on był odpowiedzialny za jego organizację, więc dam sobie rękę obciąć, że jedyna atrakcja dzisiejszej nocy to zwyczajne schlanie się w trupa. Przebłysk geniuszu, nie ma co… Ale przekonałam się już (nawet zbyt dobitnie), że na tym panu nie można polegać w żadnej sprawie.  
-Witamy witamy! – zawołał wokalista, kiedy tylko Zuza do niego dołączyła – Wiem, ze to co teraz powiem powinniśmy wykonać, zanim te kilka kieliszków zostało opróżnione… - spojrzał na nią wymownie, ona (już serio coraz mniej kontaktując, ale ja nic nie mówię, mój stan był podobny) uśmiechnęła się od ucha do ucha i ukłoniła publiczności, czym znów doprowadziła zebranych do śmiechu.  – Jednak… - Billie kontynuował – Dostałem jasne polecenie, że nie zobaczę ani grosza z tego koncertu… Dopóki nasza przyszła panna młoda nie zgodzi się zaśpiewać ze mną! – i wrzask widowni
-Ja… ja nie śpiewam…! – zaczęła się odgrażać, ale wszyscy chyba wiedzą, że w takim stanie generalnie człowiek robi się bardzo otwarty i towarzyski, więc kilka minut później Billie śpiewał jeden z ich największych przebojów, a moja przyjaciółka, muszę przyznać, że pomagała mu zaskakująco dobrze. Tylko kilka razy pomyliła się w tekście i w sumie wychodziło jej to w miarę wyraźnie… Po jakichś dwudziestu minutach, gdy Zuzka na dobre się rozochociła i bynajmniej nie miała zamiaru schodzić ze sceny, stwierdziłam, że dosyć tego dobrego i jeśli chce jutro w jakimś w miarę przyzwoitym stanie pokazać się swojemu panu Niemcowi i dotrzeć do ołtarza, chyba czas zakończyć imprezę (chociaż gdyby nie ten fakt, na pewno jeszcze bym stamtąd nie wychodziła). Tak więc niezbyt chętnie, jednak dość stanowczo wtargnęłam na scenę i wyrwałam swojej przyjaciółce mikrofon z ręki
-Dziękujemy wszystkim za niesamowitą zabawę, a szczególnie wielkie podziękowania dla Billego!
-Majka… co ty robisz…??? – zapytała z mało inteligentną miną

-Dopilnowuję, żeby jutrzejszy ślub jednak się odbył – szepnęłam do niej, a później powiedziałam głośniej – Ale niestety czas na nas! Miło było i do zobaczenia! – wyciągnęłam niechętną Zuzę ze sceny (najpierw przelotnie pożegnałyśmy się z wokalistą) i skierowałyśmy się w stronę postoju taksówek. Dobrze, że ta zakochana dwójka ma w planie zobaczyć się tuż przed ceremonią, bo przypuszczam, że stan obojga pozostawia w tej chwili bardzo wiele do życzenia (zawsze wiedziałam, że Zuzka ma naprawdę słabą głowę). Niemalże wsadziłam ją do pierwszej taksówki i pojechałyśmy do domu. Ostatni wieczór przed zmianą stanu cywilnego mojej przyjaciółki dobiegł końca. 

1 komentarz: