sobota, 11 października 2014

28. Wątpliwości

Nadszedł ten dzień. Ta chwila. po jakże konstruktywnie spędzonej nocy jesteśmy w domu mojego brata, co chwila niecierpliwie spoglądając na zegarek. co prawda do ślubu zostało jeszcze kilka godzin, ale to nie przeszkadzało mi chodzić w stresie po salonie w tą i z powrotem tworząc w głowie najczarniejsze scenariusze tego, co może się nie udać. Bo patrząc na to całkowicie obiektywnie, było to wszystko po prostu zbyt piękne. Jestem sławny, bajecznie bogaty, a za zaledwie trzy godziny jedna dziewczyna - miłość mojego życia ma zostać oficjalnie moją żoną. I nie obchodzi mnie to, że przez najbliższe kilkadziesiąt lat będę zmuszony użerać się z jej nadopiekuńczymi ojcem. Tak się właśnie zastanawiałem ...
-ykhm... Kaulitz... - odezwał się nagle Tom- ja rozumiem, że generalnie jesteś w stresie - nawet on zaczął przemawiać dziś ludzkim głosem - ale wiesz, Franziska jednak bardzo lubi te firanki... - kiedy to powiedział dotarło do mnie, że od     dobrych dziesięciu minut stoją w oknie, wgapiając się bezmyślnie w przestrzeń i bezwiednie, kurczowo ściskam fragment ozdobnej firanki. Natychmiast rozluźniłem uściski spojrzałem przepraszająco na brata
- przepraszam cię, nie wiem co... - zacząłem, jednak bliźniak od razu się wtrącił
 -Młody, przerabialiśmy to tyle razy...  z tego co wiem, to jeśli ludzie już się decydują na to całe małżeństwo, nawiasem mówiąc to nie wiem na cholerę, ale to tylko moja opinia, to wydaje mi się, że to jest dla nich najszczęśliwszy dzień w życiu... czy coś w tym guście.
- Ale to nie chodzi o to...
- To o co?- zapytał z głupią miną
  -Jeśli Zuza za mnie wyjdzie, to faktycznie będę najszczęśliwszym Człowiekiem na ziemi, jednak...
- czyli ty znowu robisz histerię, że twoja tak zwana narzeczona wystawi cię do wiatru?! Kurwa, Kaulitz ile można?!
- o co ci znowu chodzi?- nie rozumiem, jak on mógł to tak bagatelizować ...?
- O co mi chodzi?! niee, o nic, ale ostrzegam cię, jeżeli do chwili ślubu usłyszę choć jedno słowo, a propo tego, że Zuzka cię oleje i ucieknie sprzed ołtarza...
- To co...? -zapytałem niepewnie
- To wsiadam w samochód i jadę uratować dziewczynę przed takim palantem jak ty! - i po tych dość ostrych słowach w wyszedł z pokoju i chyba, z tego co usłyszałem, skierował się na górę, a ja po raz sto pięćdziesiąty siódmy zacząłem zastanawiać się czy wszystko jest na pewno załatwione. Po kolei. w kościele - wszystkie formalności dopełnione. Sala na zabytkowym, ekskluzywnym zamku wynajęta i zapłacona. Fryzjer i kosmetyczna dla Zuzy już dawno zamówione, a co do sprawy sukienki, to mam się nie wtrącać (chociaż i tak już ją widziałem, po tamtej pamiętnej kłótni..). czyli jedyne co mi zostało, to zadzwonić do ukochanej (skoro do momentu ślubu mieliśmy się nie zobaczyć... w ogóle co to za idiotyczny pomysł?!). Wybrałem numer, a Zuza odebrała już po pierwszym sygnale. Czyli też pewnie umiera ze stresu
- Bill...!
 -Hej kochanie.
 -Chyba właśnie łamiemy jedną z zasad ustalonych przez naszych przyjaciół,   wiesz?-  a fakt, coś tam sobie faktycznie ubzdurali ze sobą, że niewidzenie się oznacza też brak telefonów...
- Chyba tak, ale wiesz ile mnie to obchodzi. Musiałem usłyszeć twój głos.
- Jak się czujesz? Jak cię znam to chodzisz cały zestresowany, a Tom  cholery z tobą dostaje...?
- Trafiłaś w sedno. Ale... Jesteś tego wszystkiego pewna? Jak powiesz przysięgę, nie będzie odwrotu...
- Czyżbyś właśnie próbował mnie rzucić? - zapytała ze śmiechem.
- Tak się tylko upewniam - odpowiedziałem, chociaż muszę przyznać, że mi ulżyło
- To chyba dziewczyny bardziej się denerwują, nie sądzisz? Kochanie, uspokój się, naprawdę nie masz się czym stresować
- A ty się w ogóle nie boisz?
-A powinnam? - udało jej się mnie rozbawić - Muszę kończyć, Majka idzie, zamorduje mnie za chwilę.. .
- To zobaczenia w kościele, pani Kaulitz
-Ech... Jeszcze trzy godziny Zawadzka!
- Mam czekać jeszcze trzy godziny?! - szczerze mówiąc, nie mogłem się doczekać, kiedy się wreszcie spotkamy.
 -No cóż, jeśli to dla ciebie za długo... - w tej chwili w tle usłyszałem wołanie „Zuzka!" i wiedziałem, że musimy kończyć
- Kocham Cię skarbie, wiesz?
 - No mam nadzieję. Ja ciebie też... Czekaj tam na mnie
- Nigdzie się bez ciebie nie ruszę -i w tej chwili usłyszałem sygnał zakończonego połączenia. | moja panika zaczęła się od początku. W sumie to jakby pomyśleć o tym tak na trzeźwo, to pewnie poważnie bym się zastanowił czego ja się tak właściwie boję... Może pewnego rodzaju odpowiedzialności wiążącej się z założeniem rodziny. .. Dobra, Kaulitz, weź się w garść, czas się szykować.
Godzina przed ślubem
- Bill!- dotarło do mnie głośne, niecierpliwe wołanie brata, a po chwili jego twarz ukazała się w drzwiach naszej sypialni. - No no no... - powiedział z chyba uznaniem na widok mojego odświętnego smokingu - postarałeś się braciszku, wyglądasz prawie jak człowiek - kiedy wszedł do środka, mogłem wreszcie ocenić jego ubiór. włosy jak zwykle zebrał w niską kitkę, ale miał na sobie niezwykle wyjściowy garnitur, co było do mojego brata zdecydowanie niepodobne.
- A co to...?- coś mi się nie zgadzało
- weź nic mi o tym nie mów - Wskazał zrezygnowany na swój krawat -  przez twoją narzeczoną muszę nosić tą obciachową, różową szmatę...
- po pierwsze to nie jest różowy, tylko lawenda..
- No jakbym słyszał Zuzkę! Faktycznie się dobraliście... no ale mniejsza. Masz wszystko? Chyba nie zamierzasz się spóźnić..? - No tak, musimy się zbierać. Wyjrzałem przed okno, a przed domem mojego brata czekała już luksusowa, czarna limuzyna z szoferem.
- czekaj...- zastanowiłem się czy na pewno mamy wszystko - Tom! Masz obrączki?!
- Naprawdę aż tak we mnie wątpisz?-spojrzał na mnie sceptycznie, a następnie podszedł i poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu. -Bill, jesteś moim małym braciszkiem i naprawdę mi zależy, chociaż może na to nie wygląda, żebyś ten dzień przeżył jakoś szczególnie, czy jak to tam powinno być. Więc wyluzuj się wreszcie, bo jeśli nie będziecie z Zuzką szczęśliwym małżeństwem z gromadką rozwrzeszczanych bachorów, to nie jestem najprzystojniejszym i najlepszym gitarzystą wszech czasów.
-Naprawdę tak myślisz? - naprawdę podniósł mnie na duchu

- No naprawdę. Chodź, sieroto, twoja księżniczka czeka - i po chwili obaj siedzieliśmy w limuzynie, zmierzając do kościoła na spotkanie z moją ukochaną i naszą Wspólną przyszłością.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz