sobota, 27 lipca 2013

6. Paparazzi


-Kochanie wszystko w porządku?- usłyszałem i odwróciłem głowę w stronę osoby, która siedziała obok mnie w samolocie - Franziski
- tak, wszystko ok- próbowałem się uśmiechnąć ale na mojej twarzy pojawił się grymas nadszedł ten moment- małe punkciki za oknem coraz bardziej przypominały domy, w Niemczech mieliśmy lądować za niecałe pięć minut, a ja coraz bardziej chciałem wracać na Malediwy lub polecieć dalej nawet do Japonii byle by tylko nie zdążyć na ślub brata i nie musieć spotkać Majki. To prawda te kilka lat temu zdradziłem ją, ale mimo wszystko nie wiem czy jestem gotowy na takie spotkanie po latach.
- dziękujemy państwu za wybranie linii lotniczych Flyair – usłyszałem głos pilota i z westchnięciem zacząłem zbierać swoje rzeczy by przygotować się do wyjścia, tym razem nie lecieliśmy prywatnym odrzutowcem (mimo nalegań Franziski) ale wybraliśmy pierwszą klasę popularnych linii lotniczych.
- kochanie, jak umówiłeś się z Billem?- zapytała Franziska łapiąc mnie za wolną rękę gdy wysiedliśmy z samolotu i specjalnym rękawem podążaliśmy w stronę lotniska
- zna dokładną godzinę przylotu więc na pewno będzie na nas czekał- powiedziałem zakładając  na oczy przeciwsłoneczne okulary chociaż i tak każdy mógł mnie rozpoznać
- och to dobrze bo wiesz jak ja nie lubię czekać, dostaję od tego migreny- powiedziała blondynka przytulając się do mojego ramienia
- wiem skarbie- objąłem ją ramieniem. Piętnaście minut później wyszliśmy przed wejście hali przylotów, nie musiałem nawet specjalnie wysilać się z szukaniem samochodu mojego brata bo tłum paparazzich skutecznie zdradzał jego położenie, przez „ wydarzenie roku” jakim był jego ślub, reporterzy i paparazzi nie dawali spokoju ani przyszłej młodej parze ani mi, można powiedzieć, że zainteresowanie członkami Tokio Hotel nagle wzrosło i osiągnęło gigantyczne rozmiary, co nie powiem, sprzyjało promocji mojej płyty ale było też lekko irytujące. Idąca koło mnie dziewczyna zdawała się nie zwracać w ogóle nie zwracać uwagi na błyski fleszy a nawet można było powiedzieć, że sprawiały jej przyjemność. W miarę jak zbliżaliśmy się do auta, coraz wyraźniej dało się słyszeć krzyki mężczyzn, którzy pytali Billa o nową płytę, ślub i inne rzeczy jednak z tej odległości nie widziałem, czy mój brat odpowiadał na ich pytania czy raczej wolał ignorować natrętnych fotografów. Gdy znaleźliśmy się jakieś dwadzieścia metrów od samochodu Bill zdał sobie sprawę z naszej obecności ponieważ nagle cała uwaga tłumu skupiła się na nas
- Tom, gdzie byłeś?
-Tom kim jest ta dziewczyna?
- czy zamierzacie się pobrać?
- kiedy rozpocznie się trasa koncertowa?- próbowałem przepchnąć się przez tłum jednocześnie ciągnąc za sobą ukochaną gdy nagle padło pytanie, którego obawiałem się bardziej niż czegokolwiek innego
- Tom, czy pamiętasz jeszcze o Mai?- zatrzymałem się gwałtownie i spojrzałem w stronę osoby, która je zadała, była to filigranowa brunetka w czerwonej skórzanej kurtce, pasowała bardziej do pracy w biurze niż uganianiu się za gwiazdami… prawdopodobnie wszyscy włączając w to mojego brata i dziewczynę zauważyli moją reakcję i wtedy wybuchła lawina pytań
- czy spotkacie się na ślubie?
- dlaczego doszło do zdrady?
- czy starasz się zapomnieć o dawnej miłości poprzez wiązanie się z następnymi dziewczynami?
- dosyć!- usłyszałem nagle swój podniesiony głos nie zdjąć sobie nawet sprawy z tego, że się odezwałem, w koło zapadła cisza a wszystkie oczy zwrócone były na mnie- odpowiem na wasze pytania, ale w zamian za to pozwolicie mi i moim bliskim wsiąść do samochodu i odjechać- potoczyłem wzrokiem po zgromadzonych a gdy wszyscy przytaknęli kontynuowałem- To jest moja dziewczyna, Franziska, jeżeli ktoś o tym jeszcze nie wie, to jesteśmy już ze sobą kilka miesięcy. Możliwe, że się pobierzemy bo przecież nic nie jest w życiu pewnego- no i to właśnie był problem, pięć lat temu myślałem, że to co było między mną i Mają było poważna, bo było ale ja wszystko schrzaniłem - właśnie wracamy z podróży z Malediwów gdzie pojechaliśmy by odpocząć. A teraz nawiązując do tematu, który na pewno bardzo chcecie drążyć i nie dajecie mi spokoju od paru ładnych lat mimo, iż powiedziałem wszystko, co miałem w tej kwestii do powiedzenia… Maja Zawadzka jest świetną dziewczyną i przyznaję otwarcie, że nie zapomniałem o niej i czasami wspominam chwile, które razem przeżyliśmy- w tym momencie Franziska spojrzała na mnie złowrogo jednak ja kontynuowałem- Jednak związek z panną Zawadzką należy  do przeszłości, przyznaję, że zakończył się z mojej winy i tego żałuję, ale każde z nas poszło swoją drogą i nie da się zmienić tego co wydarzyło się w przeszłości. Teraz jestem z Franziską i jestem szczęśliwy - jakby na potwierdzenie tych słów przytuliłem do siebie blondynkę-  i tak, Maja będzie gościem na weselu, mało tego, podobnie jak ja będzie świadkiem więc na pewno się spotkamy- dodałem. Gdy kilka osób otwierało usta by zadać kolejną falę pytań machnąłem do Billa by otworzył klapę bagażnika a sam zwróciłem się do reporterów- zgodnie z umową odpowiedziałem na pytania i nie mam nic do dodania więc, zgodnie z umową, chciałbym teraz bez komplikacji wsiąść do samochodu i stąd odjechać- powiedziałem a gdy wszyscy niechętnie się rozeszli, pomogłem sadzić do samochodu bagaż swój i Franziski po czym zająłem miejsce pasażera z przodu podczas gdy dziewczyna wygodnie rozsiadła się na tylnych siedzeniach
- wow stary, to było dobre- powiedział Bill gdy wreszcie udało nam się wyjechać na główną drogę
- dzięki- powiedziałem nie odrywając wzroku od szyby. Prawdopodobnie ze względu na obecność Franziski w samochodzie mój brat nie poruszył drażliwego tematu chociaż mogłem założyć się o każdą sumę, że doskonale wiedział jak się czułem w końcu byliśmy bliźniakami
- to jakie są plany?- zapytałem chcąc zmienić temat
- na dzisiaj czy w ogóle- zapytał Bill nie odrywając wzroku od drogi
- w ogóle
- dzisiaj odwieziemy Franziskę do domu żeby mogła wypocząć- spojrzał w lusterko wsteczne na dziewczynę, która uśmiechnęła się do niego słodko posyłając mu w powietrzu buziaka- a my musimy jeszcze coś dzisiaj załatwić- spojrzał na mnie porozumiewawczo co w tzw. „niezapisanym kodzie facetów” oznaczało pójście na piwo lub laski.
- a później?
- na dzisiaj to chyba wszystko bo zapewne obydwoje jesteście zmęczeni podróżą, no a od jutra zapewne zostaniecie wciągnięci w wir przygotowań. Dziewczyny mają jutro przymiarkę strojów a Zuza idzie do fryziera na próbną fryzurę- powiedział a ja doskonale wiedziałem kto będzie pośród tych dziewczyn- więc jeżeli chcesz Franziska, możesz iść z nimi
- bardzo chętnie, ale idę do spa, więc raczej nie będę miała jak ale jakbyś mógł przeprosić ode mnie Zuzę, z przyjemnością pójdę z nią gdzieś innym razem
- załatwione- powiedział po czym zwrócił się do mnie- no a ty, jako mój brat i świadek musisz mi pomóc z przywożeniem gości i załatwianiem wszystkiego bo ja już nie wyrabiam- powiedział Bill a ja się zaśmiałem
- jak zwykle wszystko musi być perfekcyjne prawda?- zapytałem
- no raczej wyobraź sobie, że pięćdziesiąt procent wesel na…- stary dobry Bill, pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają
- ok ok, Billuś daruj sobie te statystyki przynajmniej do stanięcia na ślubnym kobiercu
-ale…
-Bill błagam
- no ok
Piętnaście minut później samochód zatrzymał się na podjeździe naszej rezydencji. Wysiadłem z samochodu, pomogłem Frazisce wnieść bagaże do środka po czym wsiadłem z powrotem do Audi i ruszyliśmy w stronę jednego z klubów…
 Pod dzisiejszą notką chciałybyśmy  bardzo podziękować wam za miłe komentarze i nominacje naszego bloga, cieszymy się, że podobają wam się losy Majki i Zuzy:)  Buziaki <3

niedziela, 21 lipca 2013

5. Lody, pogaduchy i problemy



- no dobra, opowiadaj- powiedziałam gdy obydwie zajęłyśmy miejsca przy dwuosobowym stoliku w średnio zatłoczonej lodziarni
-co tu dużo gadać, zakładam prywatną klinikę medycyny estetycznej, więc może wreszcie stanę na nogi- powiedziała Majka nie spuszczając wzroku z leżącego przed nią menu z deserami
- oh to wspaniale- zaklaskałam w dłonie kiedyś. jeszcze w liceum i podczas studiów planowałyśmy z Majką założyć razem klinikę, ale ze względu na okoliczności byłyśmy zmuszone zrezygnować z tych planów, przynajmniej na razie - a jak tam no wiesz…
- sprawy sercowe?- spojrzała na mnie i wzruszyła ramionami- był Michael, Ryan, Colin no i …
- och właśnie, zapomniałam ci powiedzieć- nie dałam jej dokończyć, bo byłam w stu procentach pewna, czym skończy się ta rozmowa- jutro czeka cię przymiarka sukienki
-czy to naprawdę konieczne?- zapytała z niechęcią dziewczyna
- no raczej, jako główny świadek i druhna musisz prezentować się tak dobrze jak panna młoda- wyszczerzyłam się
- jak zwykle przesadzasz, mogłabyś chociaż uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć mi jak ma wyglądać ta sukienka?- zapytała, na co ja pokręciłam głową- no dobra to może chociaż kolor bo od razu cię uprzedzam, że jeżeli jest różowa to…
- spokojnie, zapewniam, że ci się spodoba. Jest w kolorze lawendy
- no masz szczęście- szatynka odetchnęła z ulgą
- czy są panie gotowe, żeby złożyć zamówienie?- zapytała kelnerka, która akurat podeszła do stolika. Była to wysoka blondynka o typowej niemieckiej urodzie
- tak dla mnie Cola z carte do’r i malinowy odlot- powiedziałam i spojrzałam na Maję
- ja poproszę Banana Split- powiedziała przyjaciółka praktycznie nienagannym niemieckim. W końcu mieszkanie tutaj robi swoje. Kelnerka przyjęła zamówienie a gdy odeszła od stolika, powróciłyśmy do rozmowy
- to co planujesz później?- zapytała Maja opierając głowę na dłoniach i spojrzała na mnie znacząco
- no wiesz, prawdopodobnie to, co w każdym amerykańskim filmie… spędzimy parę uroczych tygodni na egzotycznej wyspie, później wrócimy, będziemy mieć dzieci i będziemy żyć długo i szczęśliwie- powiedziałam rozmarzona
-ooo to brzmi jak bajka- powiedziała Maja i szczerze się uśmiechnęła- ty szczęściaro- dała mi kuksańca w bok chwilę później postawiono przed nami desery, więc zajęłyśmy zabrałyśmy się za jedzenie. Nagle zadzwoniła moja komórka, spojrzałam na wyświetlacz dzwonił oczywiście mój przyszły małżonek
-Cześć kotku- powiedziałam, gdy tylko zatwierdziłam połączenie
- Zuza, kiedy wrócisz?- zapytał od razu podenerwowany
- jesteśmy z Mają na lodach i plotkujemy sobie trochę, zaraz będę…
- o ile wiem to plotkujecie praktycznie codziennie- powiedział o dziwo ze śmiechem, coś było nie tak. Wydawał się być wręcz zniecierpliwiony
-tak ale to nie to samo…
-Dzwonię bo mamy problem odnośnie ślubu - powiedział tym razem poważnym i trochę zatroskanym głosem
- Co się tym razem stało?!- zapytałam zdenerwowana i zmęczona tym całym zamieszaniem wokół przygotowań do uroczystości
- szczerze? Dużo: po pierwsze trzeba odebrać kolejnych krewnych z lotniska nasza kuzynka Mary ma przylecieć z całą swoją rodzinką z Ameryki za godzinę, Tom za chwilę wsiądzie na pokład samolotu i powinien być w Niemczech za jakieś sześć godzin i nie wiem jak ty ale ja wolałbym, żeby nie natknął się dzisiaj na Majkę bo może to mieć katastroficzne skutki, a do tego nie ma już wolnych pokoi w Andelsie, ktoś musi przekazać tą wiadomość cioci…  - Czyli pewnie nie unikniemy masy gości w domu… - aha i jeszcze dwie rzeczy z których się nie ucieszysz…
- co się stało…?- zapytałam mając złe przeczucia, Majka spojrzała na mnie pytająco a ja przewróciłam oczami, co miało znaczyć „faceci”
-no więc… yyy… od czego tu zacząć… może ujmę to tak, nasz barek został do połowy opróżniony a twojej chińskiej wazy chyba nie da się poskładać… - powiedział niepewnie
-że co przepraszam bardzo?! - zapytałam trochę zbyt głośno, bo kilka par oczu zwróciło się ku naszemu stolikowi z zaciekawieniem, a Majka wybuchła cichym śmiechem
-nie pytaj, Georg i Gustaw- powiedział
-Czy ja nie mogę na chwilę gdzieś wyjść z przyjaciółką?! niech no ja ich tylko dostanę w swoje ręce…- powiedziałam przez zęby
- to kiedy będziesz?- zapytał z nadzieją w głosie prawdopodobnie licząc na to, że ta ostatnia informacja zmobilizuje mnie do wcześniejszego przybycia
- Kochanie, obiecuję, że będę za jakieś czterdzieści minut, nie dłużej dobrze?- zapytałam
- ok, czekam. Uważaj na siebie, skarbie - powiedział zrezygnowany, po czym pożegnał się krótkim „kocham cię” i rozłączył się
-chyba musimy się zbierać - powiedziałam kładąc na stole kilka euro, które miały pokryć koszt posiłku i napiwku
-ale JEGO tam nie będzie prawda?- zapytała niepewnie Maja biorąc swoją torebkę
-nie, nie on jest jeszcze kilka tysięcy kilometrów stąd- powiedziałam ze śmiechem ale spoważniałam widząc mordercze spojrzenia które posłała mi przyjaciółka
-oj misiu nie denerwuj się, obiecuję ci, że nie będziesz musiała oglądać Kaulitza wcześniej niż przed ołtarzem- powiedziałam na co ona zaśmiała się gorzko
- to zabrzmiało tak jakbym miała za niego wyjść- powiedziała- szkoda, że to się nie stanie- szepnęła myśląc pewnie, że jej nie słyszałam
- no już, rozchmurz się, może lody nam nie wyszły tak jak planowałyśmy, ale obiecuję, że jak się tylko obrobię z tym całym ślubnym zamieszaniem to gdzieś wyskoczymy, może kino?- Starałam się ratować sytuację jak mogłam, ale mina Majki utwierdziła mnie w przekonaniu, że coraz bardziej się pogrążałam
- może lepiej posiedźmy przed telewizorem i pooglądajmy stare filmy?- Zapytała
- może być i tak, tylko błagam, już żadnych lodów, bo nie zdążę zmienić rozmiaru sukienki i będę musiała iść na ślub w worze po mące- powiedziałam a na twarzy Majki z powrotem pojawił się uśmiech. Obydwie poszłyśmy do audi i ruszyłyśmy w stronę domu. Coś mi się zdaje, że te kilka dni spędzone z panną Zawadzką i panem Kaulitzem będą trudniejsze niż myślałam….
Kolejny odcinek... mamy nadzieję, że wam się spodoba :))

poniedziałek, 15 lipca 2013

4. Jakby nic się nie zmieniło.... a jednak wszystko jest inne



 Muzyka do rozdziału

Żeby nie było, że nie uprzedzałam, to uprzedzam. Jak tylko się spotkamy, zamierzam osobiście i to bez żadnych skrupułów zamordować moją najlepszą przyjaciółkę. Nie dość, że przyjeżdżam tu do niej specjalnie z Anglii po to, żeby być świadkiem na jej ślubie, co ogólnie rzecz biorąc nie jest mi za bardzo na rękę, to jeszcze stoję pod głównym wejściem lotniska od mniej więcej czterdziestu minut! Jak rozmawiałam z Zuzą jakieś pół godziny temu, miała być za pięć minut. Tak zwana punktualność mojej przyjaciółki, choć mimo wszystko to ona z naszej dwójki od zawsze jest tą zdecydowanie bardziej ogarniętą. Strasznie mi jej brakuje, zwłaszcza teraz, kiedy ja mieszkam w Wielkiej Brytanii, a ona w Niemczech. Oczywiście nie stanowi to dla nas żadnego problemu w utrzymywaniu kontaktu, więc rozmowy telefoniczne obowiązkowe są codzienne (ja nawet wolę nie myśleć o wysokości rachunków, które pokrywane są z funduszy pewnego pana Niemca). Kiedy Zuza i Bill poznali się na stoku narciarskim, te pięć lat temu, przy czym zresztą byłam obecna, w życiu nie pomyślałabym, że kilka lat później będę szykować się na ich ślub. To jest takie w sumie nierealne, jak o tym myślę. Chociaż wiem, że moja przyjaciółka ma cholerne szczęście w miłości, czego niestety nie mogę powiedzieć o sobie. Nie miął miesiąc, odkąd rozstałam się z moim ostatnim chłopakiem – Michaelem, wcześniej był jeszcze krótki epizod z innym znajomym, a jeszcze przed tym, te pięć lat temu…
-Maja!!! – usłyszałam podekscytowany pisk i moim oczom ukazało się luksusowe Audi Q7, zza którego wyłoniła się moja najlepsza przyjaciółka. Mimo tego, że od jakiegoś czasu mogła pozwolić sobie dosłownie na wszystko, pozostała wierna jeansom, wygodnym trampkom i koszulkom ze śmiesznymi nadrukami z kreskówek. Generalnie nie zmieniła się ani trochę. Z jej twarzy nie schodził promienny uśmiech i na kilometr czuć było to, jak bardzo jest szczęśliwa
-Ostatnie sekundy twojego życia są policzone… - wymamrotałam, ale głównie po to, żeby się z nią podroczyć, bo oczywiście strasznie cieszyłam się, że wreszcie mogłyśmy się spotkać
-Czyżbyś wolała jechać taksówką? – odpowiedziała Zuza ze śmiechem i podeszła do mnie
-No cześć, szczęściaro – uśmiechnęłam się i padłyśmy sobie w ramiona. naprawdę za nią tęskniłam. Po serii uścisków i dość długim powitaniu, obie wzięłyśmy moją walizkę, władowałyśmy ją do bagażnika samochodu i wsiadłyśmy do środka
-To już nie to samo co komunikacja miejska w Polsce… - zaczęłam, a ona odpowiedziała ze śmiechem
-Oj, wiele się pozmieniało, łącznie ze środkami transportu. Ale powiedz mi, Maja, tak bez owijania w bawełnę, jak się trzymasz? – miała oczywiście na myśli moje rozstanie z chłopakiem. Zuza była chyba jedyną osobą, przed którą nie miałam tajemnic i z którą mogłam porozmawiać dosłownie o wszystkim.
-No jak mam się trzymać? – wzruszyłam ramionami – Nie powiem, żeby było jakoś super, ale na pewno lepiej niż wcześniej
-To był zwykły dupek, nie powinnaś sobie nim w ogóle zawracać głowy – zerknęła w moją stronę – On nie jest pierwszy i raczej nie ostatni, tak?
-I mówi to osoba, która za kilka dni zmienia stan cywilny? – rzuciłam z powątpiewaniem
-Oj ja to co innego. Ale apropo mojego stanu cywilnego, zdajesz sobie sprawę, kto jest świadkiem Billa? – powiedziała niepewnie, odpowiednio dobierając słowa
-Zuza, ja naprawdę nie mam pięciu lat. Wiem, że on tam będzie… - trochę łamał mi się głos.
-Pewnie ci to nie pomoże, ale muszę cię uprzedzić, że on zamierza przyjść ze swoją dziewczyną…
-No i co?! – wpadłam jej w słowo – Jest dorosły, między nami dawno wszystko skończone, oboje powinniśmy wreszcie ułożyć sobie życie! – odpowiedziałam trochę zbyt ostro, jednak natłok wspomnień nie dawał mi w tej chwili spokoju. Tom był moją wielką miłością. Po tamtych feriach rozstawaliśmy się zakochani, z obietnicami, że będziemy spotykać się jak najczęściej, że nieustanny kontakt… I pewnego dnia, jakieś dwa lata od tamtej chwili, postanowiłam zrobić mu niespodziankę i odwiedzić go w jego willi. Tylko, że nie był tam wtedy sam…
-Maja – szepnęła Zuza, łapiąc mnie za rękę  – Ty się boisz tego spotkania…
-Nie, no co ty! – odpowiedziałam płaczliwie – Będzie tam jak gdyby nigdy nic z jakąś dziunią, pokazując, jaki to on jest szczęśliwy, podczas gdy ja, mając w pamięci tamto upokorzenie i tamtą awanturę, będę siedzieć sama w kącie przyglądając się ich niesamowitemu uczuciu! Czego tu się bać?!
-Maja… Czy ty… Czy ty cały czas coś do niego czujesz…? – zapytała cicho. To było pytanie, którego się bałam, ale na które nie znałam odpowiedzi
-Tak… Nie… Nie wiem. – zawahałam się – Nie wiem, nie sądzę. Po prostu jak pomyślę, że po tylu latach mamy tak po prostu stać koło siebie… Nie wiem, jak się zachować… Jak zareaguję na jego widok…
-Nie denerwuj się tym. Z tego co wiem, do dnia ślubu się raczej nie spotkacie – wyjaśniła, próbując mnie uspokoić – Wierz mi, on też się nie czuje w tej sytuacji super komfortowo
-Biedny Tomuś… - wymamrotałam sarkastycznie, usiłując wziąć się w garść. W sumie to nie wiem co się ze mną działo. Wydawało mi się, że dawno o tym zapomniałam. Może ta kumulacja wspomnień o nim, o rozstaniu z Michaelem… Za dużo tego wszystkiego po prostu.
-Dobra, koniec wspomnień – zakomenderowała moja przyjaciółka, dużo głośniejszym i weselszym tonem – A w ramach poprawy nastroju, co powiesz na wielką porcję lodów z bita śmietaną?
-Zuzka…
-No co, najwyżej nie dopnę się w sukienkę, którą nawiasem mówiąc, musisz ze mną odebrać – opowiedziała beztrosko, a ja od razu wyczułam, że robi to wszystko, żeby poprawić mi humor – I wtedy pójdę do ślubu w jakimś worku i będzie na ciebie
-No dobra – parsknęłam śmiechem. Uwielbiam spędzać z nią czas. – A pan Niemiec nie dostanie zawału, że tak długo cię nie ma? – to była aluzja do jej ,,lekko” nadopiekuńczego i zazdrosnego narzeczonego.
-Przeżyje jeszcze pół godzinki – rzuciła, włączyła migacz w lewo, a po kilku minutach wysiadłyśmy z samochodu pod wielką lodziarnią.
Ponieważ są wakacje i w ubiegłych miesiącach troszeczkę zaniedbałyśmy dodawanie notek, postanowiłyśmy się poprawić i uszczęśliwić was następnym rozdziałem. Mamy nadzieję, że się wam spodoba :)) Wasze W.

sobota, 13 lipca 2013

3. Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik



Gdzie ona jest? Zuza wyjechała z domu już godzinę temu, więc powinna już wrócić. Pewnie w jej przekonaniu trochę przesadzam, jednak naprawdę się o nią boję. Teraz, kiedy za kilka dni mamy stać się małżeństwem, kiedy na dobre stała się częścią mojego życia, nie potrafię jeszcze patrzeć realnie na wiele spraw.  Nie mogę na przykład zrozumieć jej spontaniczności i jestem pewny, że upłynie jeszcze wiele czasu, zanim do tego przywyknę. Ja muszę wszystko zaplanować, poukładać sobie, żeby było jak najlepiej, podczas gdy moja narzeczona potrafi bez żadnego planu wykonać ze sto pięćdziesiąt różnych kompletnie niepowiązanych ze sobą czynności. I, co zadziwia mnie najbardziej, praktycznie zawsze jej to wychodzi. Pamiętam, jak wiele lat temu byłem święcie przekonany, że istnieje coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia. I w sumie nie jestem w stanie powiedzieć czy doświadczyłem tego w stosunku do mojej ukochanej. Można stwierdzić, że to była miłość tak po pięciu minutach, mniej więcej. Ale uważam, że w tej kwestii naprawdę miałem w życiu szczęście. Znalazłem cudowną dziewczynę i mam pewność, że chcę z nią spędzić całe życie. A jakby tego było mało, wiem, że ona czuje do mnie dokładnie to samo. Kiedy tak o tym myślę, od razu nasuwa mi się temat mojego brata i jego życia uczuciowego. Jest niby z tą Franziską już jakiś czas i mówi, że są razem szczęśliwi, ale kogo jak kogo, ale mnie on nie oszuka. Generalnie nie przepadam za Franziską. Może dlatego, że teraz, będąc z Zuzanną wydaje mi się, że inne dziewczyny po prostu nie mogą się z nią równać. Ale ogólnie, dla mnie jest to taki trochę blond plastik, czerpiący tyle korzyści ze związku ze znanym gitarzystą, ile tylko się da. Wydaje mi się, że on już on kilku lat usiłuje zabić w sobie pustkę… a zresztą, i tak zakazał mi nawet o tym myśleć. Chociaż moim zdaniem, zwłaszcza teraz, na naszym ślubie, będzie musiał wreszcie zmierzyć się z tym, co tak długo odwleka. Rozmyślając tak o przeszłości i ogólnie o wszystkim, cały czas nerwowo spoglądałem na zegarek, aż w końcu doszedłem do wniosku, że muszę zadzwonić do mojej narzeczonej. Wybrałem jej numer, jednak nie odebrała telefonu. Oczywiście moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu, więc cały czas uparcie usiłowałem się dodzwonić, krążąc po salonie, aż w końcu, po kilku minutach, moja ukochana odebrała
-Halo?
-Zuza, co się z tobą dzieje? – zapytałem od razu – Już powinnaś być w domu, od kilku minut usiłuję się do ciebie dodzwonić…
-Naprawdę? Przepraszam cię kochanie, nie słyszałam telefonu… - uspokoiła mnie
-Martwiłem się o ciebie.
-Wiem, przepraszam, ale po telefonie od kochanej cioci Haliny po prostu schowałam go głęboko do torebki, tak na wszelki wypadek – znowu o tej kobiecie. Poznałem ją kiedyś, jak byliśmy razem w Polsce i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to fakt jej wielkiego zainteresowania moim majątkiem. Kolejna niesamowita rzecz w naszym związku to ta pewność, że Zuzę nie interesują moje pieniądze ani popularność. – Chyba sam rozumiesz
-O tak, czego tym razem chciała? – bo to, że czegoś chciała, było więcej niż pewne
-Twierdzi, że ma zły widok z okna i bardzo jej to przeszkadza… Mógłbyś się tym zająć?
-Jasne, zaraz to załatwię. Muszę jeszcze upewnić się czy wszystko z salą weselną jest aktualne…
-Jeszcze tego nie zrobiłeś? Bill, a jak się okaże, że coś jest nie tak?! Gdzie ty chcesz zrobić przyjęcie, u nas w ogrodzie?! – ostatnie kilka dni Zuza cały czas spędzała na upewnianiu się czy wszystkie szczegóły ceremonii są ustalone
-Skarbie, nie denerwuj się, wszystko jest już dopięte na ostatni guzik, ja chcę się tylko przezornie upewnić. A co do sukienki… - moja narzeczona uparła się, że nie mogę zobaczyć jej sukienki przed ślubem. A ja cały czas usiłuję jakimkolwiek sposobem przekonać ją do zmiany decyzji.
-Tym już się nie interesuj, akurat kwestia sukienki jest całkowicie na mojej głowie, jasne?
-Przewidywałem taką odpowiedź. Kiedy będziesz w domu?
-Jeszcze trochę, wpakowałam się w wielki korek, ale już podjeżdżam pod lotnisko, więc powinnyśmy być za jakieś pół godziny.
-No dobrze, będę czekać. Zuza?
-Tak?
-Kocham cię, wiesz?
-Wiem – odpowiedziała z cichym śmiechem. – Ja ciebie też – i rozłączyła się. Z ulgą odłożyłem telefon i usiadłem na kanapie. Od kilku dni zaczęli się zjeżdżać goście ze wszystkich możliwych stron, a teraz wydaje mi się, że będzie ich coraz więcej. Od razu oboje zastrzegliśmy, że nie chcemy w naszym domu tłumów nie wiadomo jak dalekich krewnych, dlatego postanowiliśmy zgodnie, że wszystkich ulokujemy po prostu w hotelach, kiedy u nas będzie miejsce tylko dla najbliższych. na szczęście moja pierwsza solowa płyta od rozpadu Tokio Hotel została bardzo dobrze przyjęta na rynku i wszystkie koncerty bardzo szybko się wyprzedały, bo w przeciwnym razie chyba zamiast luksusowych hoteli moglibyśmy zaoferować naszym gościom spanie w namiocie u nas w ogrodzie. Wiadomo, że pensja Zuzy, jako bardzo początkującego lekarza, nie należy jeszcze do wysokich, ale już bardzo dawno wyjaśniliśmy sobie, że chcąc iść przez życie razem, nie ma znaczenia, które z nas akurat to zarobiło. Wracając do tematu gości, jutro czeka mnie kilka kursów na lotnisko, bo oczywiście krewni Billa Kaulitza utwierdzają się w przekonaniu, że jazda taksówką byłaby zwykłą hańbą. Za jakieś pół godziny, powinna przyjechać moja narzeczona ze swoją najlepszą przyjaciółką Mają… Jej rodzice mieli przylecieć za dwa dni. Chyba nie zapomnę tego dnia, kiedy ich poznałem. To było kilka lat temu, Zuza stwierdziła, że muszę ich wreszcie spotkać, ale całą drogę do ich domu nie mogła usiedzieć w miejscu, zastanawiając się, jak jej rodzice, wykształceni, stateczni ludzie, zareagują na faceta z tatuażami, kolczykami i generalnie lekko niekonwencjonalnym wyglądem. I rzeczywiście, na początku nie byli mną zachwyceni, jednak z biegiem czasu, na szczęście zdołali się przekonać. Z moimi rodzicami było inaczej. To znaczy tu też był lekki problem, bo mówiąc ,,rodzice” mam na myśli moją matkę i ojczyma. Dość długo zastanawiałem się czy mój ojciec, z którym od dawna raczej nie utrzymuję kontaktów, powinien być obecny na naszym ślubie, jednak Zuza przekonała mnie, że powinienem go zaprosić, więc za dwa dni spotykam się z nim po raz pierwszy od kilku lat. Ale kiedy przedstawiłem Zuzę moim rodzicom, byli nią oczarowani. Tak samo jak ja.