poniedziałek, 15 lipca 2013

4. Jakby nic się nie zmieniło.... a jednak wszystko jest inne



 Muzyka do rozdziału

Żeby nie było, że nie uprzedzałam, to uprzedzam. Jak tylko się spotkamy, zamierzam osobiście i to bez żadnych skrupułów zamordować moją najlepszą przyjaciółkę. Nie dość, że przyjeżdżam tu do niej specjalnie z Anglii po to, żeby być świadkiem na jej ślubie, co ogólnie rzecz biorąc nie jest mi za bardzo na rękę, to jeszcze stoję pod głównym wejściem lotniska od mniej więcej czterdziestu minut! Jak rozmawiałam z Zuzą jakieś pół godziny temu, miała być za pięć minut. Tak zwana punktualność mojej przyjaciółki, choć mimo wszystko to ona z naszej dwójki od zawsze jest tą zdecydowanie bardziej ogarniętą. Strasznie mi jej brakuje, zwłaszcza teraz, kiedy ja mieszkam w Wielkiej Brytanii, a ona w Niemczech. Oczywiście nie stanowi to dla nas żadnego problemu w utrzymywaniu kontaktu, więc rozmowy telefoniczne obowiązkowe są codzienne (ja nawet wolę nie myśleć o wysokości rachunków, które pokrywane są z funduszy pewnego pana Niemca). Kiedy Zuza i Bill poznali się na stoku narciarskim, te pięć lat temu, przy czym zresztą byłam obecna, w życiu nie pomyślałabym, że kilka lat później będę szykować się na ich ślub. To jest takie w sumie nierealne, jak o tym myślę. Chociaż wiem, że moja przyjaciółka ma cholerne szczęście w miłości, czego niestety nie mogę powiedzieć o sobie. Nie miął miesiąc, odkąd rozstałam się z moim ostatnim chłopakiem – Michaelem, wcześniej był jeszcze krótki epizod z innym znajomym, a jeszcze przed tym, te pięć lat temu…
-Maja!!! – usłyszałam podekscytowany pisk i moim oczom ukazało się luksusowe Audi Q7, zza którego wyłoniła się moja najlepsza przyjaciółka. Mimo tego, że od jakiegoś czasu mogła pozwolić sobie dosłownie na wszystko, pozostała wierna jeansom, wygodnym trampkom i koszulkom ze śmiesznymi nadrukami z kreskówek. Generalnie nie zmieniła się ani trochę. Z jej twarzy nie schodził promienny uśmiech i na kilometr czuć było to, jak bardzo jest szczęśliwa
-Ostatnie sekundy twojego życia są policzone… - wymamrotałam, ale głównie po to, żeby się z nią podroczyć, bo oczywiście strasznie cieszyłam się, że wreszcie mogłyśmy się spotkać
-Czyżbyś wolała jechać taksówką? – odpowiedziała Zuza ze śmiechem i podeszła do mnie
-No cześć, szczęściaro – uśmiechnęłam się i padłyśmy sobie w ramiona. naprawdę za nią tęskniłam. Po serii uścisków i dość długim powitaniu, obie wzięłyśmy moją walizkę, władowałyśmy ją do bagażnika samochodu i wsiadłyśmy do środka
-To już nie to samo co komunikacja miejska w Polsce… - zaczęłam, a ona odpowiedziała ze śmiechem
-Oj, wiele się pozmieniało, łącznie ze środkami transportu. Ale powiedz mi, Maja, tak bez owijania w bawełnę, jak się trzymasz? – miała oczywiście na myśli moje rozstanie z chłopakiem. Zuza była chyba jedyną osobą, przed którą nie miałam tajemnic i z którą mogłam porozmawiać dosłownie o wszystkim.
-No jak mam się trzymać? – wzruszyłam ramionami – Nie powiem, żeby było jakoś super, ale na pewno lepiej niż wcześniej
-To był zwykły dupek, nie powinnaś sobie nim w ogóle zawracać głowy – zerknęła w moją stronę – On nie jest pierwszy i raczej nie ostatni, tak?
-I mówi to osoba, która za kilka dni zmienia stan cywilny? – rzuciłam z powątpiewaniem
-Oj ja to co innego. Ale apropo mojego stanu cywilnego, zdajesz sobie sprawę, kto jest świadkiem Billa? – powiedziała niepewnie, odpowiednio dobierając słowa
-Zuza, ja naprawdę nie mam pięciu lat. Wiem, że on tam będzie… - trochę łamał mi się głos.
-Pewnie ci to nie pomoże, ale muszę cię uprzedzić, że on zamierza przyjść ze swoją dziewczyną…
-No i co?! – wpadłam jej w słowo – Jest dorosły, między nami dawno wszystko skończone, oboje powinniśmy wreszcie ułożyć sobie życie! – odpowiedziałam trochę zbyt ostro, jednak natłok wspomnień nie dawał mi w tej chwili spokoju. Tom był moją wielką miłością. Po tamtych feriach rozstawaliśmy się zakochani, z obietnicami, że będziemy spotykać się jak najczęściej, że nieustanny kontakt… I pewnego dnia, jakieś dwa lata od tamtej chwili, postanowiłam zrobić mu niespodziankę i odwiedzić go w jego willi. Tylko, że nie był tam wtedy sam…
-Maja – szepnęła Zuza, łapiąc mnie za rękę  – Ty się boisz tego spotkania…
-Nie, no co ty! – odpowiedziałam płaczliwie – Będzie tam jak gdyby nigdy nic z jakąś dziunią, pokazując, jaki to on jest szczęśliwy, podczas gdy ja, mając w pamięci tamto upokorzenie i tamtą awanturę, będę siedzieć sama w kącie przyglądając się ich niesamowitemu uczuciu! Czego tu się bać?!
-Maja… Czy ty… Czy ty cały czas coś do niego czujesz…? – zapytała cicho. To było pytanie, którego się bałam, ale na które nie znałam odpowiedzi
-Tak… Nie… Nie wiem. – zawahałam się – Nie wiem, nie sądzę. Po prostu jak pomyślę, że po tylu latach mamy tak po prostu stać koło siebie… Nie wiem, jak się zachować… Jak zareaguję na jego widok…
-Nie denerwuj się tym. Z tego co wiem, do dnia ślubu się raczej nie spotkacie – wyjaśniła, próbując mnie uspokoić – Wierz mi, on też się nie czuje w tej sytuacji super komfortowo
-Biedny Tomuś… - wymamrotałam sarkastycznie, usiłując wziąć się w garść. W sumie to nie wiem co się ze mną działo. Wydawało mi się, że dawno o tym zapomniałam. Może ta kumulacja wspomnień o nim, o rozstaniu z Michaelem… Za dużo tego wszystkiego po prostu.
-Dobra, koniec wspomnień – zakomenderowała moja przyjaciółka, dużo głośniejszym i weselszym tonem – A w ramach poprawy nastroju, co powiesz na wielką porcję lodów z bita śmietaną?
-Zuzka…
-No co, najwyżej nie dopnę się w sukienkę, którą nawiasem mówiąc, musisz ze mną odebrać – opowiedziała beztrosko, a ja od razu wyczułam, że robi to wszystko, żeby poprawić mi humor – I wtedy pójdę do ślubu w jakimś worku i będzie na ciebie
-No dobra – parsknęłam śmiechem. Uwielbiam spędzać z nią czas. – A pan Niemiec nie dostanie zawału, że tak długo cię nie ma? – to była aluzja do jej ,,lekko” nadopiekuńczego i zazdrosnego narzeczonego.
-Przeżyje jeszcze pół godzinki – rzuciła, włączyła migacz w lewo, a po kilku minutach wysiadłyśmy z samochodu pod wielką lodziarnią.
Ponieważ są wakacje i w ubiegłych miesiącach troszeczkę zaniedbałyśmy dodawanie notek, postanowiłyśmy się poprawić i uszczęśliwić was następnym rozdziałem. Mamy nadzieję, że się wam spodoba :)) Wasze W.

5 komentarzy:

  1. Aaaajjjj.... Nie wiem czy to tak Wasza historia mnie urzekła, czy Wasz talent, ale oderwać się nie mogę od opowiadania :P Skończy się... I chce więcej, taka studnia bez dna ze mnie xD Notka świetna, a Tom... Hmm... Nasz kolega trochę przegiął. No może nie trochę - na całej linii. Szanowny Pan Niemiec... Jak to fajnie brzmi :)Najważniejsze to się nie przejmować tym co było i iść do przodu!
    Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski rozdział.Uwielbiam was i waszego bloga.Niesądziłam,że Tom jest zdolny do czegoś takiego pod koniec feri obiecywał jej miłość a teraz...no cóż.Ale wierze,że będzie lepiej.Pozostaje mi czekac na nexta chociaż mam ogromny niedosyt ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy spis opowiadań!
    Serdecznie zapraszam do zgłoszenia i zareklamowania swojego bloga:)

    http://mojspis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. śliczna nota :D . Niedawno wpadłam na twojego bloga, wcześniej zdążyłam przeczytać tamtego o feriach. Bardzo mi się spodobał i postanowiłam kontynuować czytanie. Pewnie trochę też dla tego że jestem obsesyjną fanką Billa od dłuższego czasu i lubią czytać o nim opowiadanka. Ok koniec pisania. Na pewno będę wchodziła na tego bloga bo zakochałam sie w tych opowiadaniach na dobre, mam nadzieje że nie przestaniesz pisać.
    Czekam na następną notkę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Tom mnie zawiódł, ale jestem pewna, że jakoś to wyjaśnicie ^^. Bardzo spodobało mi się Wasze opowiadanie, będę tutaj częstym gościem.

    OdpowiedzUsuń